wtorek, 13 sierpnia 2013

Tajemniczy Kot Rozdział III: Życie Toczy Się Dalej

Ta notka jest chyba o wszystkim i o niczym.
Tytuł też jakoś się szczególnie nie tyczy tego, co napisałam, ale jakoś rozdział musiałam nazwać.



ANNA
...



Oszołomiona tym, co przed chwilą widziałam, nie mogłam ot tak powrócić do siebie. Dlaczego śniło mi się, że ja i on... się całowaliśmy? Dlaczego w tym śnie chciałam go zabić? Dlaczego zamienił się w nim w popiół? Poczułam, jak na policzkach formują się rumieńce.
- Zmęczona jesteś - oświadczył chłopak. - Pewnie to przez tą pogodę. Leje i leje, końca nie widać. Nawet ja zrobiłem się trochę senny.


Niespodziewanie na moim karku znalazła się ręka towarzysza. Natychmiast ją z siebie zdjęłam.
- Przepraszam. Nie czuję się najlepiej.
- Nie gadaj, że masz stracha, bo coś ci się zwyczajnie przyśniło.
W sumie to czego się tu obawiać? To tylko mózg wytwarzał obrazy, które dyktowała mi podświadomość. Nic, czego należałoby się bać. Lecz wzrok kota był zbyt mądry jak na zwykłe zwierzę. Wciąż miałam przed oczami tamte ślepia - jakby przytwierdzone do niewidzialnej płachty, zawisły tuż przede mną.
- Nie - przełknęłam ślinę. - Pewnie, że nie. To na czym skończyłeś?
I monolog rozpoczął się na nowo. Trochę słuchałam, a trochę nie. Czułam, że znowu jestem gdzieś indziej niż na ziemi.
Błysk pazurów. Błysk inteligentnych oczu. Biała, znajoma sierść. Ostrzeżenie, zawarte w tajemniczych ślepiach. Ogień. Dym. Gorąco. Oddychanie przychodziło płucom z trudem - jak gdyby gromadziła się w nich smoła. Drzewa płonęły. Zwierzęta uciekały w popłochu - niektóre paliły się żywcem. Gdy oczy były zdolne do otwarcia się, odkryłam, że jestem w samym centrum pożaru, który wydawało się, ciągnął się bez końca. Ucieczka była niemożliwa. Zauważyłam człowieka, usilnie starającego się zwalczyć ogień na swoim ciele. Wolałam nie zastanawiać się, jak cierpiał. Nie chciałam na niego patrzeć, ale jednocześnie nie mogłam oderwać oczu. Mężczyzna w końcu padł na kolana, wydając przeraźliwy ryk. Wtem żar sięgnął mych stóp. Odruchowo się cofnęłam. To był błąd - potknęłam się o płonące drzewo, leżące na ziemi zaledwie parę centymetrów za mną. Zaczęłam się palić. Wiłam się z bólu i krzyczałam w niebogłosy.
Znowu ocknęłam się w swoim pokoju, a Daniel zatykał moje usta.
- Która godzina? - chciałam się dowiedzieć.
Towarzysz zerknął na zegarek.
- O, już późno - rzekł. - Muszę się zbierać. I tak już jestem spóźniony, a spóźnię się jeszcze bardziej, jeśli tu zostanę.
- Spóźniony? - powtórzyłam.
Nie byłam pewna, czy kłamał czy mówił prawdę. Dziwnie się dzisiaj zachowywałam i mógł chcieć iść właśnie z tego powodu. Ciemnowłosy wstał, pokazując tym samym, że nic nie jest go w stanie tutaj zatrzymać nawet choćby pięć minut dłużej.
- Obiecałem, że będę przed dziewiętnastą, a już dwadzieścia po.
- Nie radziłabym ci iść teraz w ten deszcz. Nie mógłbyś chociaż zadzwonić, żeby ktoś po ciebie przyjechał?
- Przecież nie pada.
- Na razie nie - zgodziłam się. - Ale jest duże prawdopodobieństwo, że będzie.
Spuściłam wzrok, nie chcąc na niego patrzeć.
 Przyglądałam się swoim żółtym kapciom, wyczuwając na sobie jego spojrzenie - intensywne, niemal natarczywe.
- Co się tak gapisz? - nie wytrzymując, uniosłam głowę.
Nic się nie odzywając, po prostu wyszedł. Położyłam się na łóżku, rozmyślając nad tym, co mógł sobie o mnie pomyśleć. Stuknięta. Wariatka. Głupia.



Z Pamiętnika Mordercy



Mierzyliśmy się na oczy - ja i nieznajoma, która nic dla mnie nie znaczyła - nic a nic. Była jedynie osobą, która odważyła się stanąć mi na drodze. Zasłaniała swoim ciałem dziecko - małego chłopca o jasnych włosach. Po co próbowała go ochronić? Nie była przecież jego matką. Dlaczego jej na nim zależało? Powinna ratować własną skórę. Uśmiechając się szeroko, wyjąłem nóż. Wiedziałem, że nie ma ze mną szans. Wiedziałem też, iż nikt nie mógł mnie przyłapać na morderstwie. Znajdowaliśmy się bowiem w wąskiej, brudnej uliczce, gdzie nikt się raczej nie zapuszczał i gdzie ledwo dochodziły promienie słońca. To ja zapędziłem tu tę kobietę i dziecko. Na twarzy nieznajomej pojawił się strach. Malec bał się chyba jeszcze bardziej od niej - przylgnął całym ciałem do swego obrońcy. Wysunąłem w jej kierunku rękę, w której trzymałem nóż. Cofnęła się. Widziałem w jej oczach pragnienie życia, tak silne, że chciałem ją zabić bardziej niż kogokolwiek innego, bardziej niż dzieciaka. Dziwne - przy poprzednich zleceniach nigdy nie zetknąłem się z czymś takim.
- Błagam, nie rób tego - jęknęła ofiara, nie mając już dokąd uciec. - Błagam. Ja przecież nic nie zrobiłam. Mogę dać ci wszystko, czego zapragniesz - pieniądze, samochód, a nawet mieszkanie...
- Nie jestem zainteresowany - powiedziałem.
Uśmiechnąłem się, widząc, jak paraliżuje ją lęk, jak głosi, że odda wszystko, byle tylko żyć, jak próbuje mnie przekonać do tego, bym pozwolił jej odejść. Ludzie byli tacy dziwni. Skoro nie chciała umrzeć, mogła nie wtykać nosa w nie swoje sprawy.
- Wiem, że nie - kobieta nagle się uspokoiła. - Jesteś młody. Zastanów się, co robisz. Możesz jeszcze zmienić swoje życie. Masz jeszcze szansę.
Prychnąłem.
- Nie do mnie takie gadki. Wcale nie chcę zmieniać swojego życia. Jest idealnie. Inni cierpią - mi to sprawia radość. Nie wiem, po co miałbym z tego zrezygnować.
Trzeba z tym skończyć - pomyślałem. - Nie będę słuchać głupot. Nie powinno się wdawać
w dyskusję z przyszłymi ofiarami.
I po prostu zadałem cios. Nóż trafił gdzieś w okolicach serca.
- Błagam, nie - wyszeptała kobieta, zanim osunęła się na ziemię.
Spojrzałem na swoje narzędzie, całe pokryte ciemną substancją. Byłem z siebie dumny. Chłopiec skulił się pod martwym ciałem, licząc, że go zostawię. Liczył na próżno.
- Nie ma się czego bać, mały. To będzie bolesne, ale szybkie. O nic się nie martw.
Odciągnąłem od małego ciało zabitej. Miałem już wykonać ostateczny ruch, kiedy nagle zjawiła się Nadine.
Starczy już tych uciech - powiedziała. - Zbieramy się.
Ona tutaj? Nieco mnie to zaskoczyło. Nie widziałem jej od lat.
- Co ty tu robisz?
Pół-Azjatkę wcale nie zdziwiło to pytanie.
- Powiedzmy, że to samo, co ty - pochyliła się nad martwą kobietą, w ogóle nie dostrzegając dziecka, po czym wyciągnęła portfel z jej torebki i zaczęła w nim grzebać. - Kiepsko trafiłeś, no ale takiemu psycholowi jak ty pewnie nawet nie chodziło o kasę. Nigdy nie wiem, co takim w głowach. Ty możesz żyć jak pies, ale nigdy nie możesz zabić kogoś, kto jest bogaty. To trochę bez sensu. Moi znajomi to zupełnie co innego.
- Znajomi? - powtórzyłem.



SARAH



Minęły dwa miesiące. Dwa miesiące, ale ja wiedziałam, że wszystkie osoby, które widziałam, którymi jakby byłam, podczas śpiączki, istnieją naprawdę. Mój mózg nie potrafiłby wytworzyć tych wszystkich obrazów z taką dokładnością - nie potrafiłby wytworzyć wszystkiego tak realistycznie. To wszystko nie mogło dziać się z przypadku. Wiedziałam, że nie mogę tego nikomu powiedzieć. Nikt zwykły nie zrozumie. Nikt zwykły nie wesprze. Nikt nie uwierzy w istnienie kota, który objawia się w wizjach czwórki młodych ludzi. Siedziałam w przestronnej kuchni, całej w stonowanej zieleni - prócz drewnianego stołu niedaleko okna, mikrofalówki oraz czerwonego pojemnika na sztućce. Naprzeciwko mnie zajmowała miejsce Emily. Opierała lewy łokieć na blacie stołu, co chwilę łykając trochę herbaty. Jak zwykle, miała na sobie długą spódnicę, tym razem czarną w białe i zielone kwiaty. Nosiła też ciemnogranatowy sweter i domowe kapcie, a na palcu więziła złotą obrączkę. Wydawała się trochę zaniepokojona. Może znowu się o mnie bała? Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było. Podniosłam się z dębowego krzesła, aby otworzyć lodówkę. Wyjęłam z niej plaster wędliny i wsadziłam go do ust, stwierdzając, że smakuje tak jak zawsze. Nic się nie zmieniło. Świat beze mnie nadal był tym samym światem. Wróciłam na miejsce. Rzeźbienia znów paskudnie wbijały się w plecy - przypomniałam sobie, iż dawniej też tak było. Spojrzałam w kierunku dużego, rdzawoczerwonego garnka, z którego ulatniała się para. W międzyczasie Emily na dłużej odstawiła kubek od ust. Była moją przybraną matką. Była troskliwą osobą, również cierpliwą. Potrafiła prawie każdy konflikt doprowadzić do zgody. Uwielbiała gotować. Zbierała przepisy z różnych gazet albo internetu i co jakiś czas podtykała je pod nos, każąc wybrać, co ma ugotować. Częściej jednak serwowała pospolite, tanie i łatwe do przyrządzenia dania, tłumacząc przy tym, że nie może dopuścić do tego, żebyśmy się roztyli. Miała w zwyczaju przestrzegać męża przed pochopnymi decyzjami - kazała mu się wtedy głębiej zastanowić nad daną sprawą. Michael, mój przybrany ojciec, był z kolei bardzo radosnym człowiekiem. Opowiadał kawały, żartował i śmiał się, jak gdyby nie dotyczyły go problemy współczesnego świata. Kiedy bywali u nas goście, tak skutecznie potrafił poprawić im wszystkim humor, że wychodzili z bolącymi brzuchami. Rozśmieszyłby nawet umarłego. Nic dziwnego, skoro często oglądał kabarety, komedie i różnego rodzaju duperele. Wolałby pracować jako komik, ale życie poprowadziło go do pracy informatyka. Zresztą, nie narzekał. Michael był beztroskim, a Emily o wszystko dbała i wszystkiego pilnowała - tak wzajemnie się uzupełniali.
- Zupa? - me usta się poruszyły.
Emily kiwnęła głową, wypijając kolejny łyk herbaty.
- Nowy wynalazek?
Ponownie kiwnęła głową, a następnie wyjrzała przez okno. Przez krótki moment myślałam, że coś
z nią nie tak - do momentu, w którym się odwróciła, ukazując uśmiech.
- Lecimy do Polski - oznajmiła. - W góry.
- Szkoda tylko, że babki nie można wrócić - powiedziałam. - Podobno matka mojej prawdziwej matki była Polką.
Nie wiem, co mi kazało to powiedzieć. Przecież dawno pogodziłam się z jej i rodziców śmiercią. Moje własne słowa na dodatek spotęgowały ból, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego. Nikogo nie znałam; prawdziwej rodziny, prawdziwych krewnych... Dlaczego obchodzili mnie ludzie, których w ogóle nie znałam?
- Czasu nie odwrócisz, skarbie - usłyszałam. - A może znasz jej adres? Może zobaczymy, jak to miejsce teraz wygląda?
- Nie. Nie chcę wiedzieć, jak tam teraz jest. Wolałabym o wszystkim zapomnieć, o całej przeszłości, żeby nie mieć świadomości tego, ile straciłam.
- Wiem, że bardzo ci ciężko, ale nie możesz wszystkiego tak zwyczajnie zapomnieć. Musisz pamiętać. Musisz sobie poradzić z tym ciężarem, który dźwigasz. Może zobaczenie miejsca, w którym kiedyś żyła twoja babka coś by pomogło.
Spuściłam wzrok.
- Nie wiem - odparłam. - A może wszystko by pogorszyło?
Poczułam się jak przegrana. Nie, gorzej. Jak osoba dowiadująca się, że będzie skazana na śmierć. Nie chciałam konfrontacji z przeszłością; ze wspomnieniami, które dawno się wymazały, pozostawiając pustkę. Nie zniosłabym tego.
Wtem do kuchni wpadł 45-letni mężczyzna z prawie czarnymi, ostrzyżonymi na krótko włosami, szerokim nosem, śladami zarostu i piwnymi oczami. Na sobie miał koszulę w biało-czerwoną kratę, szare, eleganckie spodnie, buty wyjściowe oraz marynarkę. Czyżby się gdzieś wybierał?
- Sarah, wiesz już, co się święci? - zapytał tonem niepasującym do sytuacji.
- Tak - potwierdziłam. - Góry.
Czy on zawsze musiał być taki zadowolony
- I to nie byle jakie. To już plany jakieś są? Marine Eye Lake*, Kasprowy...
- Pewnie - rzekłam. - Zobaczymy wszystko, co się da.

Mijając drugiego ojca z oszołomioną miną, podążyłam do swojego pokoju. Prawie natychmiast chwyciłam długopis i rzuciłam się do pamiętnika.
Nie wiem, co myśleć. Nie wiem, co czuć.
Już nie.
Po przebudzeniu zastanawiam się, czy mnie jeszcze kochają i... nie wiem.
Nie wiem, jak mam teraz żyć.
Za dużo przeżyłam.
Co myśleć?
Zdania były krótkie i proste, lecz wyrażały wszystko, co czułam w tamtej chwili; w tamtym czasie, w tamtej godzinie i w tamtym dniu.
Wyrwałam jedną kartkę z pamiętnika.
Droga mamo, drogi tato
Skubałam długopis, zastanawiając się, co napisać. Rodzice nie żyli. Czemu więc zdecydowałam się na ten list?
Smutno mi, że nie możecie być przy mnie.
Okropnie. Źle. Smutno.
I zgniotłam list w kulkę, a kolejno wrzuciłam do kosza.



Anna, Daniel, Lina, Elena, inni. Jaki to ma sens? Kim tak właściwie jestem? Dlaczego to wszystko się wydarzyło? Dlaczego niektórzy musieli zginąć przez jakieś chore, niewytłumaczalne zjawiska?


Otworzyłam drzwi do pokoju z lekkim zdumieniem.
- Co tutaj robisz?
Spojrzał na mnie, niepewny, co ma odpowiedzieć.
- Przyszedłem tutaj po długopis, a właściwie to... przeprosić. Ten wyjazd w góry to naprawdę zły pomysł. Powinienem wiedzieć...
Każdemu czasami zdarzają się błędy - chciałam powiedzieć, ale jakoś nie mogłam. Na pewno Michael nie chciał mnie zranić. Chciał tylko, abym odwiedziła po prostu nowe miejsca - po prostu inny kraj i poznała inną kulturę. Nie mógł wiedzieć, że stare rany jeszcze się nie zabliźniły.
Nic nie powiedziałam. Usiadłam na sofie, czując na sobie jego wzrok. Był ciężki, oczekiwał jakiegoś odzewu z mej strony. Trwałam tak do momentu, w którym zadzwoniła jego komórka i musiał iść ją odebrać.



* Marine Eye Lake - Morskie Oko





Jeśli się komuś te bazgroły podobały, to zapraszam do komentowania - wiadomo.
A teraz zabieram się do ściągania "Transu" - wiadomo, dlaczego. Hipnoza mówi wszystko ;).
A, i tak - nie mogłam się oprzeć, żeby nie wspomnieć czegoś o naszym kraju (:.

4 komentarze:

  1. Wiesz... W sumie wspomnienie o Naszym Kraju jest ciut patriotyczne :D
    Fajny rozdział, fajnie napisany, jak każdy :D
    Nie mogę się doczekać następnego.
    F.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że nie komentowałam tak długo. Nie mam zbytniej możliwości długo przebywać na kompie i zawsze to mi wylatuje. Mam nadzieję, że mi wybaczysz ;)
    Z każdą notką pisanie wychodzi Ci coraz lepiej. Twoje notki mają w sobie to "coś" Nie umiem tego sprecyzować, jednak są naprawdę dobre.
    Najbardziej podoba mi się "Pamiętnik mordercy". Jest taki... bardzo w moim guście.
    Życzę ogromnych ilości weny;)
    Pozdrawiam,
    ywogerezs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie przepraszaj ;).
      Jasne, że nie.
      Nie no, żartuję (:
      Oki, miałam dopiero kilka notek (dokładnie 3, a w roboczych 4), ale się rozkręciłaś.
      Hahah.
      No wiedziałam!
      Krew zresztą w moim guście też jest.
      Krew to podstawa.
      Jest krew, jest zabawa :).

      A co z Twoimi notkami?
      Dawno już nic nie piszesz.

      Usuń
  3. "Z Pamiętnika Mordercy" the best.

    OdpowiedzUsuń

Została włączona moderacja komentarzy, przepraszamy za utrudnienia! Dziękujemy za komentarze! Każdy komentarz się dla nas liczy!