Szczerze myślałam, że ta notka wyjdzie dłuższa.
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Zapraszam do komentowania :).
SARAH
Pik, pik, pik... - ten uciążliwy dźwięk stale dawał mi w kość, wypełniał całą czaszkę. Pragnęłam go wyłączyć, lecz nie byłam w stanie się poruszać. Byłam jak przykuta - kończyny były dziwnie bezwładne, ociężałe, jakby obrzmiałe. Leżałam na twardym, wąskim łóżku. Poręcze broniły przed upadkiem. To raczej nie jest mój dom - stwierdziłam z paniką. Coś było nie tak. Otworzyłam oczy, ale natychmiast je zamknęłam, czując ostry, kłujący ból, spowodowany nagłą jasnością. Drażniący odgłos nadal nie ustawał. Pik, pik, pik... - coś wciąż pikało mi w środku głowy.
z irytacją. Zrozumiałam, że nie mogę walczyć ze swoim własnym ciałem, dlatego zajęłam się poszukiwaniem miejsca, z którego dochodziło dokuczliwe pikanie. Z trudem dotarło do mnie, że to kroplówka. Powinnam to pojąć zaraz po przebudzeniu, jednak umysł też nie pracował najlepiej. To było okropne uczucie - miałam wrażenie, że dostałam młotkiem w głowę. Pojawiło się jeszcze więcej pytań. Gdzie są moi rodzice? Dlaczego nie ma ich teraz przy mnie? Jak bardzo się o mnie martwią? Jak długo "spałam" i co wydarzyło się przedtem? Miałam papkę z mózgu. W pamięci przewijały mi się jakieś dziwne, mgliste strzępki wydarzeń - zbyt dziwne, bym mogła w nich uczestniczyć. Lecz jakimś cudem czułam, całą sobą, iż to wszystko, co mnie w nich spotkało, naprawdę się zdarzyło. Ludzie pewnie by uznali, że coś ze mną nie jest w porządku i poradzili udanie się do psychologa. Albo powiedzieliby po prostu, że wiele przeszłam i wydaje mi się, że coś zobaczyłam,
a w rzeczywistości to nigdy nie miało miejsca. Kto wie, może by się nie mylili. Krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam - aż zabolały mnie płuca. Czy coś z nimi nie tak? - przeraziłam się. Poza tym, moje gardło było okropnie osuszone i dziwnie się z tym czułam. Tymczasem do sali wpadła kobieta - koło pięćdziesiątki, może starsza, okrągły brzuszek, proste prawie jak drut blond włosy, kojarzące się z barwą cytryny, zatroskany wzrok oraz babcina mina. Nie nosiła lekarskiego fartucha. Skądś ją znałam - była mi bliższa niż ktokolwiek inny. Skądś wiedziałam, że razem ze swym mężem się mną opiekowała, że obydwoje mnie kochali. Starałam się odszukać w zakamarkach pamięci jej imię - już cisnęło mi się na usta - takie oczywiste, takie znajome... Lecz nadal obleczone ciemną, nieodkrytą jeszcze płachtą - jakby nieznane, jakby całkiem obce.
Gdy zauważyła, że na nią patrzę, znieruchomiała na chwilę zaszokowana, po czym wezwała pielęgniarkę. Obie zbliżyły się do mnie, nie kryjąc emocji. Wpatrywały się we mnie tak, jak gdyby przed ich oczyma zrodził się kolejny cud świata.
- Była nieprzytomna jakieś półtora roku - usłyszałam. - Jak to możliwe?
Nieprzytomna? A co to niby miało znaczyć? Byłam nieprzytomna?
- Sarah?
Gwałtownie zamrugałam. Skądś kojarzyłam to imię. Zaraz! Tylko skąd? I dlaczego miałam tak ogromne problemy z przypomnieniem sobie czegokolwiek? Nie pamiętałam nawet tego, kim jestem
i jak trafiłam do szpitala.
Dwie pary oczu zwróciły się ku mnie z oczekiwaniem. Chciałam coś powiedzieć, chociażby to, że drażni mnie, kiedy ktoś gapi się na mnie w taki sposób, w jaki one to robiły. Cokolwiek. Nawet jedynie po to, żeby ich uspokoić, a także siebie samą, że wszystko ze mną w porządku. Myśląc "ich", miałam na myśli pracujących tutaj lekarzy, którzy się mną zajmowali oraz... kogoś jeszcze - nie wiedziałam, kogo dokładnie... dwie osoby... Zakasłałam, próbując wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Niemal natychmiast poczułam ostry ból w gardle. Było ono zbyt wysuszone.
- Sarah? - usłyszałam ponownie.
Bez wątpienia kobieta czekała na jakiś znak z mojej strony. Powoli skinęłam głową; to było chyba najlepszym, na co mogło mnie w obecnej chwili stać. Ledwie to zrobiłam, obrazy zaczęły się rozmywać, tracąc swój naturalny kształt. Ja sama czułam się coraz gorzej. Przygniatał mnie niewidzialny ciężar. Pani doktor w okularach (czy to na pewno była ona?) nachyliła się nade mną. Poczułam dotyk jej dłoni na czole.
- Nie ma tempe... w porząd... słaba, ale... to minie...
- Zasypia...
- Spokojnie... nie... w śpiączkę... obaw.
W śpiączkę? Nie miałam siły nawet pomyśleć, co to może oznaczać. Coś rozświetliło się, żeby następnie zgasnąć, bo myśl nie mogła się rozwinąć. Organizm był zbyt wyczerpany. Mózg potrzebuje odpoczynku - zbyt długo się wysilał... zbyt długo, jak na ten stan. Przymknęłam powieki, pozwalając zmęczeniu i ciemności się pochłonąć. Me ciało nie miało energii, aby z tym walczyć. Żegnałam się z tym światem. Kto wie, czy miałam jeszcze kiedyś do niego powrócić.
Rozmyślałam o tym, kim jestem oraz o tym, co się stało, nie potrafiąc niczego zrozumieć, niczego pojąć. W mojej głowie kotłowały się jakieś dziwne wspomnienia, z którymi nie potrafiłam sobie w żaden sposób poradzić.
ANNA
Za oknem padało. Nie, wręcz waliło. Na dodatek dokuczało mi znużenie i przygnębienie. Nie mogłam wyjść na pizzę... ani w ogóle nigdzie wyjść. To było okropne. Pozostawała nuda albo ewentualnie odrabianie prac domowych na poniedziałek - brr!
Ponownie wyglądając przez okno, spostrzegłam znajomą sylwetkę, zbliżającą się do furtki. Wiedziałam, po co przyszedł, na co na mych ustach od razu zajaśniał uśmiech. Daniel - szepnęłam sama do siebie. Reagując na dzwonek, pobiegłam otworzyć drzwi. Przede mną stanął ubrany w ciemne spodnie, jasne buty i skórzaną kurtkę chłopak. Włosy posiadał prawie czarne - były krótko przystrzyżone i sterczały we wszystkie strony. Jego oczy hipnotyzowały.
- Hej - powitałam go. - Co cię do mnie sprowadza?
Wpuściłam go do środka, udając, że nie robię tego z jakąś wielką chęcią. A robiłam?
- Niech no pomyślę - zastanowił się na głos. - Żeby się nie nudzić?
Naprawdę tylko po to? Z braku innych pomysłów zaczęłam prowadzić go schodami w górę, do mojego pokoju. Kiedy obejrzałam się na schodach, zdawało mi się, że dziwnie się na mnie gapił. Albo faktycznie mi się zdawało.
- Jeśli znowu masz zamiar mnie denerwować, to sobie daruj.
- Bo co mi zrobisz? - zaśmiał się. - Może polecisz do dyrektora?
- Gdybyś nie zauważył, nie jesteśmy w szkole.
- Nie jesteśmy - przyznał. - A przynajmniej nie teraz. Teraz to możesz tylko polecieć wypłakać się do swej mamusi.
Zaczął naśladować płaczące dziecko, wpychając sobie pięści do oczu. Ogarnęła mnie wtedy taka złość, że sądziłam, że już nie dam rady więcej wytrzymać - że eksploduję niczym bomba. Jednak cudem wytrzymałam i nic się nie odezwałam.
- To co robimy? Ciasta?
Otworzyłam drzwi do mojego pokoju, po czym puściłam go przodem. To było zbyt grzeczne. Inna panna pewnie na moim miejscu by się wpakowała jako pierwsza. Chłopak, nie pytając o pozwolenie, rozsiadł się na łóżku. Nie musiałam chyba dodawać, że niepościelonym.
- A umiesz? - zapytałam.
- Nie bardzo - odrzekł z głupim uśmiechem. - A ty, Ann?
- Też nie bardzo - odpowiedziałam w jego stylu, nawet jeżeli to, co powiedziałam, mijało się
z prawdą.
- A zmywać to chyba potrafisz, nie?
- Taaa... na pewno nie.
- To było takie oczywiste...
- Wiesz... nie zwracaj uwagi na ten cały bajzel - na to niepościelone łóżko, wszędzie zalegające kurze i... Nie chciało mi się sprzątać ostatnio. Nie spodziewałam się ciebie, szczególnie w taką paskudną pogodę.
Uniósł ze zdziwieniem brew. Pewnie ten bałagan aż tak bardzo nie rzucał mu się w oczy. Każdy w pokoju przecież posiada jakiś nieład.
- Nie stój tak - ciemnowłosy poklepał miejsce obok siebie.- Siadaj.
Zgodnie z poleceniem zajęłam miejsce obok niego.
Słuchając monologu Daniela, czułam się coraz bardziej senna. Powoli odpływałam. Kątem oka zauważyłam, że deszcz ustał, a na niebie jaśniała tęcza. Szybkim ruchem znalazłam się przy oknie, by gdzieś w oddali dostrzec dziwnie znajomą mgłę. Usłyszałam, jak towarzysz podrywa się z łóżka,
a kolejno zachodzi mnie od tyłu. Nim się spostrzegłam, obejmował mnie ramionami, zachłannie wpijając się w me usta. Świat cały zawirował. Nie chciałam tego. Chciałam go natychmiast odepchnąć. Nie, chciałam czegoś więcej. Ogarnęła mnie złość. Nie mogłam tego tolerować. W jego oczach ujrzałam płomyki fascynacji, które rosły, nabierając masy. Musnął językiem moją szyję, żeby potem dotrzeć do ucha i spleść nasze wargi na powrót w długim pocałunku. Wtedy dotarło do mnie, czego chcę - chciałam go zabić. Mój gniew był większy i większy. Nagle chłopak zaczął się rozpadać, kruszyć się. Nic z niego nie zostało - nic, prócz szarego proszku, z którego jako zupełnie nowy twór, wyłonił się kot. Zwierzę o białym ubarwieniu skoczyło prosto na mnie, wpadając w moje ramiona, co spowodowało ból. Oczy, nadzwyczaj inteligentne, przed czymś ostrzegały.
Słyszałam swój krzyk, nieznacznie stłumiony przez czyjąś rękę, która zatykała me usta. Wszystko było takie jak przedtem. Nic się nie zmieniło. Przestałam się wydzierać i odepchnęłam rękę kolegi.
- Ann, nic ci nie jest? - zaciekawił się Daniel.
Wzięłam głęboki wdech.
- Chyba nic... To był tylko sen.
W "realu" żadnego pocałunku nie będzie, a przynajmniej go nie planuję.
Prędzej ktoś wykorkuje, ale do tego momentu jeszcze dużo czasu.
*hehehehe*
Ja wiem, że teraz, na tym etapie, możecie nie ogarniać fabuły.
Wszystko w swoim czasie.
No chyba że będą jakieś pytania i bardzo będziecie nalegać, mogę uchylić rąbka tajemnicy.
Tylko jak bez zbytnich spojlerów...?
I to, co musiałam powiedzieć - wreszcie nie ma upałów takich jak 37 stopni.
YeaH!
Hah... To luźno zacznę, wyjechałam z Antarktydy i jestem właśnie w Afryce, a to wszystko w Polsce ;)
OdpowiedzUsuńFajna notka, faktycznie krótka, ale fajna. Pięknie piszesz ;)
F.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńREKLAMA ZROBIONA!
OdpowiedzUsuńTwoje zamówienie zostało zrealizowane. Uprzejmie prosimy o umieszczeniu linku do naszego bloga jest to jeden z punktu regulaminu na: http://reklaaaa.blogspot.com/ Jeśli reklama/recenzja nie przypadła Ci do gustu napisz do nas!
No siemanko! ;]
OdpowiedzUsuńOK, jestem po dwójeczce.
To jest wciągające. Podoba mi się styl pisania i ogólnie fabuła jest ciekawa. Taka tajemnicza, niewyjaśniona. I ten kot...
Lecę czytać dalej!