piątek, 9 sierpnia 2013

Sp. Z O.O.

Witam Was, to może też się przedstawię... Mnie już pewnie wcześniejsi bywalcy znają, jestem Finite - współadministratorka Zagubionych Opowiadań.


- Kowalski, do mnie! - po bazie rozległ się nieco przytłumiony głos Skipera. Wywołany wyszedł ze swojego laboratorium i udał się w kierunku szczebli drabinki, a następnie, na znak Skipera, wydostał się na światło dzienne. - Co tak wolno człapiesz, żołnierzu? - Dowódca do tej pory wypominał Kowalskiemu jego ostatni, jak zwykle wybuchowy i nieudany, wynalazek, po którym strateg nosił jeszcze pamiątkę w postaci gipsu na łapie.

 
- Przecie szef wie... - odparł tylko Kowalski, modląc się w duchu, by Skiper wreszcie zapomniał o tym feralnym incydencie.
- Wiem, wiem, ale chcę to usłyszeć od ciebie, żołnierzu! - Kowalski miał ochotę walnąć się dłonią w twarz. "Po kim szef jest taki złośliwy? To na pewno wina wynalazku, który wybuchł tydzień temu..."
- Mój ostatni wynalazek zrobił...
- Kabooom! - rozległo się z wybiegu lemurów.
- Co to było?
- Najprawdopodobniej ktoś zamierza coś wysadzić. Najpewniej za pomocą dynamitu i w towarzystwie Rico - odparł Kowalski. W międzyczasie na wybiegu pojawił się Szeregowy, a z wulkanu u ogoniastych wydobył się dym.
- Żołnierze! Idziemy to zbadać! - zarządził Skiper. Kowalski włączył hologramy i trzy pingwiny opuściły imitację ich naturalnego środowiska. Ledwo doszły do wybiegu lemurów, Kowalski ledwie doczłapał, a ogłuszył ich odgłos wybuchu. Zaalarmowani Skiper i Szeregowy pobiegli zobaczyć co się stało, a Kowalskiemu pozostało kuleć dalej, przeklinając swoje wybuchowe wynalazki. Do powolnego Stratega w pewnym momencie dotarło głośne "Żołnierzu!". Jak jego mózg kazał mu sądzić, to co zrobił Rico i Julian nie było zwykłym wybrykiem. W końcu, gdy dotarł, jego oczom ukazało się istne pobojowisko. Za skakalnią, za murem, walały się szczątki metalowego przedmiotu, a w powietrzu unosiły się strzępki nadpalonego papieru.
- Co tu się stało? - zapytał Szeregowy.
- Piekielny plakat piekieł się pojawił! - odparł oburzony Julian. Na nim skupiło się też spojrzenie wściekłego Skipera. W odpowiedzi na nie, Julian stanął bokiem i założył ręce na piersi.
- Żołnierzu! Opowiadaj jak było - wycedził Skiper, zwracając się ku Rico.
- Błabladatra, bladrydutry. Kabooooooom! - wyjaśnił Rico, obficie przy tym gestykulując.
- Och tak... Zemsta Spółki "Piekielnie Dobra Reklama"... Oni to tak mogą, w końcu to spółka Z O.O.*.. - skomentował zaistniałą sytuację Kowalski. Po naganie udzielonej Rico i wyładowaniu się Skipera na nieprzejmującym się tym wszystkim Julianie, pingwiny opuściły wybieg ogoniastego i metodą ślizg-nokaut-ślizg-bieg-ukrycie-ślizg-bieg dotarły do swojego. Gdy stały już na wybiegu, uprzednio Kowalski wyłączył hologramy, Skiper zwrócił się w kierunku Stratega.
- To co było z tym wynalazkiem? - zapytał ponownie Kowalskiego i przeszedł kilka kroków w tę i z
powrotem.
- Był, zrobił bummm, pobiegłem go ratować i poślizgnąłem się na czymś co z niego wyciekło podczas wybuchu. A teraz kuleję i opowiadam Szefowi tą historię już... dwudziesty siódmy raz - odpowiedział zrezygnowany Kowalski, a w duchu poprzysiągł sobie, że pierwsze za co się teraz zabierze, to odzłośliwienie Skipera. W międzyczasie u lemurów...
- Maurice! Maurice! Co to ta spółka zoo? - pytał niedoinformowany Julian swojego sekretarza.
-  Spółka to taka grupa ludzi, a zoo to to w czym mieszkamy... - odparł Maurice głosem jakby zastanawiał się nad życiem i powrócił do robienia zochydzonego koktajlu dla Juliana.
- O! Mam pomysła! Mam pomysła! - nagle zaczął wrzeszczeć Król, a Maurice w tym samym czasie zastanawiał się, z jakiego bagna tym razem będą musiały ich wyciągać pingwiny.
- O! O! Jakiego mój królu? - zapytał dotąd milczący Mort.
- Założymy spółkę zoo! Będziemy kręcić tyłeczkiem i nie będzie tych nielotów! - Julian był tak uradowany swoim olśnieniem, że aż nie zauważył zrezygnowanej miny Mauricea. Po wielogodzinnych przygotowaniach poczynionych przez Maurica, gdy zoo już zamknięto, nad wybiegiem lemurów pojawił się wielki napis "Lemury spółka zoo", w niebo strzeliły wielobarwne reflektory, a z głośników zabrzmiała głośna muzyka. Na wybiegu zaś roiło się od małp, małpiatek, żab, kaczek, wydr, kameleonów, słoni i wielu innych zwierząt. Oczywiście brakowało tylko pingwinów, Szeregowy co prawda dostał zaproszenie, ale nie dostał przepustki. Muzyka była tak głośna, że naruszyła strop w bazie pingwinów, a ten wręcz się załamał w laboratorium Kowalskiego. I nic nie wybuchło! Żebyście widzieli minę Kowalskiego, gdy tańczył taniec radości, krzycząc "Yes! Yes! Yes!" Jak to zwykle bywa, głośna muzyka+Skiper+Ogoniasty to równanie wybuchowe... tak więc pingwiny metodą bieg-ślizg udały się do wielkiej dyskoteki jaką stał się wybieg Juliana. Po chwili dało się słyszeć donośne:
- OGONIASTY! Co ty tu na matulę robisz? - wrzasnął Dowódca.
- Ja? Jam realizuję swojego pomysła. Mojego marzenia i... o śliczna pani, nie miałabyś ochoty na drinka? - odpowiedział ogoniasty.
- Gdzie jest ten rozgarnięty? Maurice? - zawołał Skiper.
- Tu jestem, tu jestem... - odparł wywołany i powolnym krokiem podszedł do pingwina, przeklinając w myślach dzień, w którym opuścił Madagaskar.
- Może ty mi odpowiesz na pytanie, co tu się dzieje?
- Jego Wysokość założył Spółkę zoo i teraz ten fakt świętuje...
- Ogoniasty? Czegoś ty się nawdychał? Spółki z o.o. nie da się tak po prostu założyć! Trzeba masę różnych rzeczy do tego.
- Głupi nielot. Zepsuł zabawę. Zły nielot. Podają gdzieś tu pieczonego bobra? Nie mogę go nigdzie dostać... - Julian jak zwykle zbagatelizował sprawę.  Pingwiny zaś po naradzie postanowiły rozproszyć gromadkę zwierząt, szepczącą po drodze do swoich legowisk złe słowa o pingwinie dowodzącym. Po zadbaniu by muzyka więcej tego dnia nie rozbrzmiała, Skiper i reszta pingwinów wrócili do bazy. Po drodze Dowódca zbliżył się do Kowalskiego.
- Wybaczmimojezachowanie, już mi przeszło - powiedział na jednym wydechu. - A powiesz mi tylko co to ta spółka z o.o? - Kowalski pokręcił głową...

* spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
__________________________________________________________

Mam nadzieję, że się podobało, tym razem pierwsza w życiu niehumanizacja pingwinów. Obiecuję, że następnym razem będzie coś autorskiego, albo nie z fandomu Pingwinów. Tak byście się przygotowali na drugą część PMPM... Nie mogę się zdecydować na jedną nazwę... I tak raz piszę PMPM: Rache, a raz PMPM: Zemsta... Dobrze, nie przedłużając, dziękuję Wam za niesamowitą ilość wyświetleń, i witam tych, którzy dołączyli, Maksa, Andromedę i Kaję.
Finite

5 komentarzy:

  1. TY, to jest po prostu genialne!!!

    Oczywiście słynne "kaboom" - uwielbiam widzieć/słyszeć to słowo i głupkowatość Juliana.
    Dobre te wyjaśnienie - "spółka z ograniczoną odpowiedzialnością".
    Szkoda tylko, że to nie było wyjaśnione w notcebl.
    Byłby większy ubaw.

    Tak w ogóle to "Skipper" pisze się przez dwa "p".

    Ja czekam na drugą część masakry!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no! Ja Cię na serio podziwiam!
    Jakie ty masz pomysły!
    Tutaj to najbardziej lubię Juliana i Rico <33
    Kaboooom !! :D
    Dobra... odwala mi xd
    Ja też właśnie to, co zauważyła Andromeda. Skipper przez dwa "p" :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Założę sobie spółkę zoo xd
    Trza było coś rozkabooooomować xD
    Jak wyżej zostało powiedziane, Skipper, dwa "p".

    PS Pod stołem dodam wiadomość, że i ja oczekuję 2 części massakrrrry, z prawdziwą massssssaaaakrrrrrąąąą!!! xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Yay
    Pingwini kanon w najlepszym wydaniu :p
    Rico i jego 'Ka-boom', wkurzający Julian, sarkastyczny Szef i biedny, ale zawsze słodki Kowalski xD
    Bardzo przyjemnie mi się czytało i serdecznie dziękuję za taką dozę humoru w niedzielny poranek :p

    OdpowiedzUsuń
  5. No piekne tyle że Julan powinien mieć społkę z Z.Z.O (z Zerową źzłą Odpowiedzialnością)

    OdpowiedzUsuń

Została włączona moderacja komentarzy, przepraszamy za utrudnienia! Dziękujemy za komentarze! Każdy komentarz się dla nas liczy!