Pardon me for my long absence!
Tak, wiem, diabelnie długo mnie tu nie było, ale żyję. Odwiedziłam za to Hades i tym podobne krainy {możecie to odnosić do poprawy z matmy, która odbyła się w podziemiach – że ta
ostatnia ;D, bo wiecie, że Hades czy Ziemia to w naszej szkole podziemia
;D}.
Taa, i Gesslerową też wczoraj oglądałam – i o restauracji Nieobecnej słyszałam {Absynt właściwie, ale Nieobecna tak fajnie się kojarzy ;)}. Raczej nie oglądam „Rewolucji…”, no ale od czasu do czasu trzeba
uruchomić normalną telewizję – jeszcze zależy, co
kto uważa za normalną.
W ogóle to najlepsza ostatnio konwersacja –
dobra, może nie, ale mnie rozwaliła. Nie będę rzucać imionami, więc oznaczę A, B i C. A: Matematyka to przedmiot szatana! B: Całkowicie się zgadzam. C: Ej, może ktoś zauważył, że jesteśmy w Ziemi? Ciekawa jestem, czy ktoś zgadnie, która to moja kwestia, ha! Jak się uda, dostaje sto procent punktów zajebiostycznej zajebiozy
{oczywista oczywistość!} oraz pozwolenie na kupno lodów {mam śmietankowe z kawałkami biszkoptów obecnie w domu xd}. Ale i tak
rozwala mnie tekst „jesteś za ładna, wyjdź”. Ogólnie to niektórzy z mojej klasy są dziwni. (: I fajnie!
Ubolewam nieco nad tym, że ostatnio w środę nie mieliśmy fizyki {znaczy ogólnie w środy nie mieliśmy xD}. Chciałabym leźć na spacer wtedy! xD Jeszcze z wice niektórzy wyłazili, ale to wcześniej i my nie mamy z nią lekcj. L
I tak, teraz co do tworu {i tak zagadam Was na śmierć, nie ukrywam – mam sporo do powiedzenia, naprawdę!}, nie jestem do końca pewna, czy aby „Otchłań na wyciągnięcie ręki” najbardziej pasuje. Myślałam jeszcze nad angielskim „The Sun Will Finally
Rise Without You”, no ale… jeżeli ktoś ma jakiś pomysł, będę wdzięczna, gdyby się nim ta
osoba podzieliła. (:
Jeśli ktoś tak do końca nie zrozumie {dobra, nie tylko, bo pewne ważne rzeczy są, które i tak człowieki
muszą przeczytać}, na końcu jest pewnego rodzaju wyjaśnienie.
Ah, i wiem, że tych Twoich psychotropów, Semirkowa, to nic nie
pobije! Ale proszę, dedykacja wędruje właśnie do Ciebie. Nie masz ich chyba wiele, co? ;)
{Czy mi wszystko nieco podobne musi się zaraz z izotopami kojarzyć?! Za dużo fizy. xD}
Otchłań Na Wyciągnięcie Ręki
Echo
kolejnego koszmarnego krzyku pobrzmiewało w mojej głowie
nawet po dziesięciu minutach od pobudki. Gdzie oni są? Odeszli. Poszli
na spacer? Nie, oni umarli. Nieprawda! Obrócili się
w proch, z tobą stanie się
tak samo. A z tobą nie? Błysk długich
czarnych włosów, figlarne spojrzenie, dziwny grymas
na twarzy, jakby się ze mnie śmiała, szare, nie rzucające się
w oczy ubrania… To ostatnie na pewno do niej nie pasowało. A może nie? Nie. Dlaczego? Mam lekarstwo. Nie, Michelle, nie masz.
Myślisz, że
uda ci się oszukać
Boga? Nie ma na to coś lekarstwa. Nie wiem, co to ma wspólnego z Bogiem. Mam lekarstwo, a ty nie masz. Drwiący uśmieszek. To nie może być moja siostra. Owszem, może bywała złośliwa, ale nie przypuszczałabym, żeby chciała
mojej śmierci. O czym myślisz? O tym, kim tak właściwie jesteś.
Nie znam tej strony ciebie. Nigdy jej nie
znałaś. Zaskoczenie na mojej twarzy. Co?! Chociaż… nie wiem, czy to w ogóle miało
jakieś znaczenie – ona też mnie nie znała, a nawet więcej. Była jedynie kimś, przed kim udawałam swoje uczucia; czasami tak skutecznie,
że sama zaczynałam je odczuwać. Jej słowa
nie powinny mnie zatem dziwić. Jestem
Śmiercią.
Poznaje się mnie dopiero wtedy, gdy się
umiera. Nie, ty przecież jesteś Michelle! Nie, występuję
tylko pod jej postacią, ponieważ
żywisz
do niej nienawiść i w przeszłości
obawiałaś
się jej, tak samo jak teraz żyjesz
w strachu, że cię
zabiorę. Jesteś
chora, chora i słaba, Delilah. Mogłabym
stać się
każdym z twej rodziny, czy to ma… Ledwie wymówiła słowo ‘’mama’’, a już dreszcz przeszył moje ciało,
by skończyć się na bólu, który wypełnił całą moją czaszkę.
Oni… oni… umarli. Miałam wrażenie, że
jakiś obcy głos
dokończył za mnie – zgrzytliwy, chrypiący, przypominający mi milion rzeczy, lecz najbardziej tę, która uchodziła za mój największy lęk. Zorientowałam się, że klęczę na podłodze
w łazience i płaczę… zupełnie jak dziecko. Zresztą, jestem dzieckiem – pomyślałam. – Mam dopiero dziewięć
lat… Prawie nikt nie wie o moim istnieniu. Ciągle tylko jestem zamknięta w czterech ścianach i nikt nie raczy mi powiedzieć, dlaczego. Lecz ja chyba wiem – to z tego samego powodu,
dla którego klęczę. Jestem chora. Muszę być. A może
jednak nie? Śmierć mogła kłamać, bo odczuwam wobec niej strach, a ona
uwielbia, kiedy ludzie się jej boją.
Michelle wspominała coś o jakiejś
epidemii. Może jestem trzymana w zamknięciu dlatego, abym się nie zaraziła?
Nie, nie wierz tej czarnulce. Ją bawią
twoje reakcje. Nie becz, weź się w garść.
Nie potrafię, ale… spróbuję, żeby nie dać
jej tej chorej satysfakcji, którą często można
dostrzec na jej twarzy, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Powoli się podniosłam,
po czym opuściłam łazienkę.
Zaświtało mi coś
w głowie… Zmuszę
Michelle do wyjawienia mi, z jakiego konkretnie powodu nie wolno mi wychodzić poza dom – postanowiłam. – Jeśli
będzie tego wymagała sytuacja, użyję drastycznych środków. Muszę również
wiedzieć, jak doszło
do tego, że moi rodzice umarli. Ponownie to słowo zostało
wypowiedziane przez głos, który bez wątpienia nie należał do mnie, co sprawiło, że na moment cała się skuliłam.
Ona tam stała, wpatrzona w okno niczym w bardzo
interesujący obraz, udając, że nie zauważyła mojej obecności. Ubrana była całkowicie nie tak jak zwykle. Szare ubrania
zostały odrzucone na cześć głębokiej czerni na długiej, kojarzącej mi się
z jedwabiem (dlaczego akurat z jedwabiem?) sukni oraz bluzki z krótkim rękawem w tym samym kolorze. Jedynie kapcie nosiła stale te same – zielone z wyszytymi na nich maleńkimi fioletowymi kwiatami. Dziewczyna nagle odwróciła się, witając
mnie uśmiechem oraz krótkim „hej’’. Ten głos… Czy to nie ona czasem powiedziała tamto słowo w czasie, kiedy wchodziłam do salonu? Pokręciłam głową z niezadowoleniem.
– Coś się stało? – fałszywa
zmartwiona twarz znikąd zjawiła
się tuż przy moim czole.
– Nie – odpowiedziałam tonem zarezerwowanym na pyskowanie, a
kolejno sama znalazłam się
przy oknie, zaciekawiona, co Michelle tam takiego wypatrzyła.
Gapiłam się przez moment na widoki niczym ślepy na wszystko, czego nie jest w stanie zobaczyć. Wiedziałam, że mnie obserwuje i to głównie dlatego, mimo że miałam
inne plany. Tak, nie wyjdzie, dopóki nie ujrzy, jak cierpię. Ile ona w ogóle ma lat, huh? Na podane osiemnaście na pewno nie pasuje, zachowuje się co najmniej jak… Lecz ja przecież też jestem dzieckiem. Ehh, to bez sensu.
Niespodziewanie na drodze pojawił się długi pojazd o czarnej barwie. Jeden z tych,
które przewożą trumny.
– Zamknij się, dobra?! – nie wytrzymałam. – Mam cię już dość, Michelle!
– Ale ja przecież nic nie powiedziałam! – broniła się siostra. – I nie jestem… zresztą nieważne. Nazywaj mnie jak chcesz.
Czy
naprawdę sądziła, że niczego nie zauważę?!
– Aha, to w takim razie do kogo należał tamten głos?
Tylko my we dwie jesteśmy w tym pokoju, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ostatnio nie spałam zbyt dobrze, więc może coś po prostu umknęło mojej uwadze. Ale nie, nadal nie widziałam tu nikogo więcej prócz nas.
– Do ciebie – odparła Michelle. – Nie oskarżaj mnie o coś, co jest twoją winą.
– Ale j-jak?
Nie
chciałam jej wierzyć, jednak to wyjaśnienie wydawało się słuszne. To jest, jeśli znowu nie traktowała mnie jak swej zabawki. Czarnowłosa stanęła obok mnie, niby obserwując to, co dzieje się za oknem, ale w rzeczywistości raczej planowała uzyskać
efekt upiorności.
– Może faktycznie twój głos brzmi teraz trochę podobnie do mojego – rzekła delikatnym tonem, jakby bała
się tego, jak zareaguję. – Nie zauważyłaś, że ci się
zmienił? Być może tylko masz wrażenie, że ktoś
dopowiada twoje myśli, bo nie mówiłaś wszystkich słów na głos, a na te, które kierujesz do mnie, nie
zwracasz uwagi, bo nie dotyczą one poważnych
rzeczy. Wsłuchaj się
w to, jak mówisz, dopiero potem możesz mnie osądzać – jeśli masz dowody.
Zamurowało mnie. Faktycznie niesłusznie ją
oskarżyłam… ale czy to ma jakieś znaczenie? Nie skłamała teraz, ale kiedyś w przyszłości zrobi to na bank. Miała kłamanie we krwi.
Ale
dlaczego w ogóle zmienił mi się
głos? Czyżbym
w końcu naprawdę
zachorowała? Nie chcę
umrzeć!
Ale nie możesz oszukać
losu. Nienawidzę ich! Kogo? Matki
i ojca! Nienawidzę ich za to, że umarli. Nie za to, że
to tobie jest teraz przeznaczona śmierć? Przecież
to nie ich wina. Właściwie to… powinnam im podziękować za to, że
w prezencie podarowali mi życie. Kocham ich. Zdecyduj się. Kochasz ich czy
nienawidzisz? Obdarowałam Michelle pełnym złości spojrzeniem. Byłam niemalże
pewna, że to ona rozmawia ze mną w myślach.
– Dlaczego ty masz podobny głos do mojego?
Osiemnastolatka
zmarszczyła brwi, jak gdyby zadane przeze mnie
pytanie było bardzo trudne i odpowiedzenie na nie
wymagało dużo pracy umysłowej.
– Ciężko stwierdzić… Ja mam od dawna taki głos
jaki mam, a tobie zmienił się pod pewnym… wpływem. – Mogłam niemalże
usłyszeć, jak szepcze do siebie „ile ja mam
jeszcze udawać, że nią jestem?’’. – Wierz mi, gdybym mogła, pozbyłabym się
tej chrypki – czy jak to nazwać.
– Jestem chora? – zapytałam wprost.
Nie
cierpiałam owijania w bawełnę. Jeżeli coś
złego działo
się w moim organizmie, wolałam mimo wszystko wiedzieć
zamiast non stop się zastanawiać,
czy coś mi jest czy jednak nie, chociaż perspektywa śmierci przerażała mnie do szpiku kości. Nie chciałam opuszczać
tego świata, jeszcze nie, choć zamknięta, niemalże
wcale nie widziałam jego piękna.
Ale wyobrażałam sobie, że
jest piękny. Zresztą,
Michelle kiedyś pokazywała
mi zdjęcia okolicy wykonane specjalnie na moje życzenie – podczas swojego tak zwanego „przebłysku dobroci’’. Chwila! Jej przecież zawsze towarzyszyła ta chrypka i jakoś nie umarła. Może
więc będę się borykać
z paroma dolegliwościami, lecz będę wciąż żyć – a to najważniejsze. Tylko jedno mi się
nie kleiło. Skoro chorowała, dlaczego nie odseparowano ją
ode mnie?
– Tak – to krótkie słowo brutalnie przecięło ciszę, niczym brzytwa, po czym ugodziło mnie w serce. Ale przecież
mogłam się
tego spodziewać. Chyba. – Wprawdzie od niedawna i na
razie nie masz jakiś znacznych objawów, ale one wkrótce się zaczną. Na początek
złe samopoczucie, bóle głowy, wymioty, potem… - urwała.
– Tak w ogóle, mądra jesteś
jak na swój wiek.
Jestem
mądra? Poważnie?
W ustach Michelle słowa te zabrzmiały raczej jak drwina.
Dopiero
teraz zauważyłam, że samochód przewożący trumny wcale nie pojechał
dalej, a zatrzymał się na poboczu.
– Jak w ogóle nazywa się ten samochód po angielsku*? Jeśli ma jakąś nazwę,
najlepiej taką, która nie kojarzy się z jego funkcją.
Jakimś cudem to pytanie nie zaskoczyło
dziewczyny.
– Hearse* – wyrecytowała. – Co zaś
do pochodzenia, może wywodzić się między z innymi z łacińskiego ‘’hirpex’’, oznaczającego rodzaj grabi, ‘’hirpus’’ oznaczającego ‘‘wilk’’ w wymarłym języku południowych
Włoch oraz ‘’herce’’ z języka anglonormandzkiego oznaczające ‘’bronę’’, to jest narzędzie rolnicze, czy też „ramę”.
Dziwne te pochodzenia, wiem.
– Uhm – przytaknęłam. – I tak bardziej interesuje mnie,
dlaczego ubrałaś się jakby była
jakaś żałoba.
Odwróciłam wzrok od szyby, zamierzając
dowiedzieć się, jaka mina widnieje na twarzy siostry,
jednak się zawiodłam
– nie mogłam odczytać
z niej jakichkolwiek emocji. Dla Michelle widocznie to, co mówiłam, uchodziło jedynie za zwykłą pogawędkę, nie niosąc
ze sobą żadnego znaczenia. Wkurzyło mnie to, ale jakimś cudem zdołałam pohamować chęć wydarcia się na nią.
– Nie jestem w żałobie, zapewniam – wychrypiała. Jakimś cudem ta chrypka wciąż brzmiała delikatnie, przynajmniej dla mnie. –
Chociaż ktoś, kto wie o naszym psie, mógłby też podobnie sobie pomyśleć, nawet nie biorąc pod uwagę, że zazwyczaj noszę inne ubrania.
Dla
bezpieczeństwa swych myśli, wolałam nie pytać,
co się psu stało.
Zapewne także zachorował
– wgryzło mi się
do myśli. – Widzisz, nawet i psy teraz chorują. Na świecie panuje epidemia. Ilu musiało dzięki niej stracić swe życia? I czy w ogóle istnieje cokolwiek po
śmierci? Chciałam zapytać Michelle, co sądzi na ten temat, lecz obawiałam
się wyśmiania. Chociaż… tego dnia była w stosunku do mnie dziwnie miła. Czy to dlatego, że niedługo
miałam stąd
już na zawsze zniknąć? Po moim prawym policzku spłynęła pojedyncza łza. Aby to ukryć, udałam, że poprawiam włosy. Na szczęście, były
one długie i zdołały zakryć policzek, jednak odniosłam wrażenie, że
czarnowłosa i tak zauważyła. Dziewczyna posłała mi pytające
spojrzenie.
– Czy ja… umrę? – ledwo wydyszałam.
– Mam kłamać czy mówić
prawdę?
Oczywiście, że prawdę!
Co to za…! Chociaż… chyba wolałam usłyszeć kłamstwo, nawet jeżeli zdawałam sobie sprawę, że jest ono kłamstwem, bezczelnym płomykiem nadziei, która w prawdzie już zanikła.
– Kłamać – wyszeptałam.
Michelle
podarowała mi radosny uśmiech. No pewnie – pomyślałam – dobijaj mnie, kiedy tylko ci się to żywnie podoba. Otchłań na wyciągnięcie ręki, w którą
wkrótce wpadnę. Zgadza
się. Już zaczęłaś kłamać? Nie.
– Nie umrzesz – usłyszałam. – Tak, owszem, jesteś chora, jednak wciąż można cię
wyleczyć, szczególnie z tytułu, że choroba się jeszcze dobrze nie rozwinęła.
Istnieje wiele leków. Umówię cię do lekarza, przepisze ci jakieś i po kłopocie. Przejdzie ci z podobną szybkością co katar. Wszystko będzie w porządku i nie masz się absolutnie czym przejmować.
– A co z tobą?
– Dla mnie na ratunek już za późno.
Wciąż kłamiesz? I tak, i nie. Co było kłamstwem? Przecież wiesz. No tak. Nagle zrobiło mi się niedobrze i zostałam zmuszona do udania się
do łazienki. Zanim jednak zaczęłam wymiotować albo coś
w tym stylu, przyjrzałam się
swojemu odbiciu w lustrze. W niczym siebie nie przypominałam. Moje włosy, zamiast zabarwione na kruczą czerń jak te u siostry, teraz przyjęły kolor bladego blondu, oczy również nie wykazywały żadnego podobieństwa – z mlecznej czekolady przeszły w błękit, niemal przypominający niebo. Nawet cera stała
się odrobinę
ciemniejsza – i może także
trochę bardziej okrągła. Na szyi wisiał srebrny wisiorek z doczepioną
pierwszą literą
imienia – D. Niestety, moje samopoczucie nie pozwoliło mi na gapienie się na nową
siebie dostatecznie długo. Zaczęłam
zwracać wprost do umywalki. Po kilku minutach,
wyczerpana i wykończona, usiadłam na podłodze i zwyczajnie się rozbeczałam. Nie chcę
umierać! Nie chcę
odejść jak moi rodzice czy Michelle! Michelle?
To ona nie żyje? Mówiła,
że znalazła
lekarstwo, że… a teraz nie żyje.
Prawie
nieprzytomną znalazła
mnie Carine, dziewczyna znana mojej siostrze, wykazująca zaskakujące do niej podobieństwo, która zgodziła się mną zająć po tym, jak umarli wszyscy członkowie mojej rodziny (oprócz mnie, to jest, ale i tak miałam do nich niedługo dołączyć). Ostatnie, co utkwiło mi w pamięci
przed całkowitą
utratą świadomości,
to to, że położyła mnie w łóżku, mówiąc „tak bardzo mi przykro’’.
Obudziłam się z potężnym
bólem głowy, sama dziwiąc się sobie, że
mnie nie wykończył. Dziwne, ale nie pamiętałam, co wydarzyło się wczoraj i nieźle się zdziwiłam,
kiedy Michelle zapytała, czy coraz mocniej odczuwam skutki
choroby. Jakiej choroby? Ignorując jej pytanie, na powrót naciągnęłam kołdrę na głowę, żeby nie musiała widzieć, jak cierpię. Krzyczałabym, gdybym mogła. Błagałabym o pomoc, gdybym mogła. Wyskoczyłabym przez okno – gdybym mogła.
– A więc coraz gorzej? – siostra domyśliła się, o co chodzi. Ha, przed nią nic się nie ukryje.
Nie
było sensu dłużej się kryć, dlatego ściągnęłam kołdrę z głowy… Ale nie, nadal nie wolno mi było wrzeszczeć. Jak by to wyglądało?
– Mi-che-lle – wydusiłam. – C-zy mogła-byś przy-nieść
mi szkla-nkę wo-dy?
Czarnowłosa opuściła pomieszczenie, gotowa spełnić moją prośbę. Po zaledwie kilku sekundach usłyszałam, jak płacze.
Czyżby jednak miała serce?
Czas zająć się gwiazdkami i tym, co one oznaczają, yeah! xD
* Specjalnie napisałam ‘po
angielsku’, żeby podkreślić, że akcja dzieje się gdzieś w Ameryce lub po prostu gdzieś, gdzie gadają po angielsku – tak naprawdę miejsce jej jednak nie jest podane, zatem możecie sobie podać np. Kanadę czy Wielką Brytanię za miejsce akcji – co kto lubi. Taa,
fajny wyborek.
* Nie wiem, dlaczego na kompie trudniej
znaleźć to całe pochodzenie – znaczy, znajdzie się, no ale nie tak rozrysowane i w ogóle – chyba, bo wszystkich stron nie
przeszukiwałam
– zatem daję Wam załączniki (na samym końcu). Wiecie, jak słowo jakieś ma kilka znaczeń, warto sobie sprawdzić, chociaż nie wydaje mi się, żebym jakoś źle te słowa po polsku zinterpretowała.
A, i ma ktoś teorię, dlaczego na telefonach i komputerach
niekiedy wyskakuje zupełnie co innego? Co do ‘Oscan’, nie mogłam znaleźć polskiego odpowiednika {może jest taki sam jak w polskim??}, więc po prostu napisałam, skąd pochodzi.
Wyjaśnienie tego całego bałaganu:
No więc, Michelle jest siostrą Delilah, która tak naprawdę umarła, ale przez schorowaną psychikę dziewczyny i ogromne podobieństwo Carine {na końcu opowieści jest wyjaśnione, skąd ta osóbka
się pojawiła} do Michelle, myli ją właśnie z nią, a raczej nawet nie rozpoznaje, że Carine to nie Michelle. Główna bohaterka ciągle myśli o Carine w negatywnych barwach
dlatego, że
właśnie Michelle była taka: drwiła z niej, śmiała się, uważała za kogoś lepszego od innych, a Carine to
kompletne przeciwieństwo, co Delilah traktuje jako ‘’przebłyski dobroci’’. Heh, trudno to wszystko powyjaśniać, ale na początku, gdy jest mowa o tych szarych
ubraniach, które nie rzucają się w oczy, Delilah mówi,
że to jej do Michelle nie pasuje, co ma
związek z poplątanymi wspomnieniami. Siostra
dziewczyny nigdy nie ubierała się w szare barwy, tylko kolorowe, ale właśnie Carine nosi szare. Delilah
normalnie zapewne nie pomyślałaby, że te barwy nie pasują do Michelle, którą przecież ciągle widzi w szarych barwach w codziennym wydaniu, ale początek jest kawałkiem wspomnienia. Akcja z tym
lekarstwem wydarzyła się kiedyś naprawdę, oprócz tej części o Śmierci, bo główna bohaterka zobrazowała ją właśnie tak dlatego, że niekiedy bała się siostry, można powiedzieć, na równi
ze śmiercią. Jest jeszcze akcja z głosem. Tak, główna bohaterka tak wryła sobie do głowy, że Carine to Michelle, że niemal całkowicie już uwierzyła w to wykreowane przez swój mózg kłamstwo, chociaż przy końcu ma przebłysk i dostrzega, że Carine ‘’wykazuje
zaskakujące podobieństwo’’
do Michelle, ale nią nie jest. No więc tak, siostra Delilah oczywiście zawsze miała chrypkę w głosie, a Carine ma delikatny głos, co nieraz wywołuje sprzeczności, bo główna postać odbiera czasem jej głos nieco, powiedzmy, tak jak on
faktycznie brzmi, ale głównie
i tak kreuje sobie jego ‘’obraz’’
w umyśle. ;) Jest jeszcze taka sprawa, że zmiana głosu wiąże się z chorobą. Co do tego innego wyglądu niż w rzeczywistości, Delilah obrazuje siebie jako
inaczej wyglądającą, ponieważ chciałaby wyglądać jak siostra i nie być osobą ‘’słabą psychicznie’’ czy taką, z której się drwi. To ona wolałaby drwić z innych. I to jest dziwne, ha! Chociaż siostra zraniła Delilah wiele razy, ta wciąż za nią tęskni, bo to w końcu mimo wszystko jej siostra, no i nie
chce się czuć tak, że nikt z rodziny już nie został. Boi się również, że sama umrze, ale to wiadomo. Co do przedkońcówki (xD), Carine w rzeczywistości nie powiedziała, że już za późno dla niej na ratunek, a Delilah sobie wyobraziła, że powiedziała, bo Michelle umarła. A, i to
gadanie w głowie…
tak jak u Golluma, haha, dziewczyna gada jakby sama ze sobą, ale ma wrażenie, że ‘’ktoś’’ do niej mówi, głównie przez swoją psychikę, jak się można domyślić. ;D Sposób
zarażenia się tajemniczą chorobą nie jest jasny, ale jak macie jakieś ciekawe pomysły, gadać proszę. Jeżeli też coś zinterpretowaliście inaczej jak ja tu napisałam, jeśli chodzi o Delilah itp., też się proszę pochwalić. Jeżeli w ogóle
ktoś się pokusił o interpretację.
No to skończyłam tą jakby interpretację i
ogólnie! Niektórzy serio ją powinni ominąć. Hah,
no i trochę mi tu zlazło z tym pisaniem, zwłaszcza, że wszystko napisałam
dzisiaj!
Hah, Wam też się kojarzy słowo ‘’calamity’’ z jakimś kalaniem grzechami? xD Mi się kojarzy, chociaż to ma
zero z tym wspólnego. Ale jak dla kogoś fajnie brzmi słowo
‘‘gruesome’’, to ma coś z łepetynką. xD Jak ktoś uważa, że słowo ‘‘obnoxious’’, ‘’ominous’’ czy ‘’benevolent’’
fajnie brzmi również jest podejrzany, ale już mniej! A tak w ogóle kupę jest fajnie brzmiących słów.
A, i znaliście słowo ‘’hearse’’? Wiem, że typu ‘’coffin’’ czy ‘’casket’’, to każdy zna xd, ale to to może niekoniecznie. ;D
I czy ktoś w ogóle zauważył mój nowy nick?
? ?
Powodzenia z życiem,
ludziska! I wakacje są!
Przeczytałam to już dawno, ale teraz się w końcu zalogowałam i postanowiłam skomentować.
OdpowiedzUsuńGadanie do siebie, ha! Skąd ja to znam, skąd ja to znam..
Opowiadanie faktycznie poplątane, zinterpretowałam je ŹLE, bardzo ŹLE, ale Twoje wyjaśnienie na końcu mnie naprostowało. Dziękuję bardzo.
No i cóż powiedzieć.. żal mi tej Delilah.
Jedno z Twoich najlepszych dzieł, Andr. Kłaniam się.
Wybacz, że tak krótko, ale po prostu nie wiem, co jeszcze tu napisać..