czwartek, 22 sierpnia 2013

Tajemniczy Kot Rozdział V: Tragedie Chodzą Po Ludziach

Tak, wiem - kolejna notka wyszła bardzo szybko, po bardzo krótkim czasie, ale po prostu musiałam ją napisać i opublikować, heh.
Niedługo buda i wtedy pewnie nie będę pisać tak często.
Już mam książki *a kto ich jeszcze nie ma?*.
Dobrze, że z chemii jest fajniejsza niż była.
Z fizy też jest fajna :).
Na od angla trzeba czekać, bo przydzielenie do grup będzie.
Uhh...
Z matmy jak zwykle katastrofa ^strofakata, jak ja mówię^.

A ja tu o szkole...
Pewnie Wam teraz doła robię, co?




LINA

6 lat wcześniej


Siedziałam w swoim pokoju, rozwiązując zadania z matematyki. Nie były one trudne. Matematykę miałam we krwi i prawie wszystko przychodziło mi z łatwością. Rzecz jasna, wolałabym pooglądać telewizję, ale gdybym dostała pałę z pracy domowej, mogłabym skończyć w laboratorium. Ojciec mnie straszył, że jeśli nie będę się uczyć, skończę tak samo jak moja siostra, Cosima. Zabierali ją pod byle pretekstem, nawet jeśli nie chodziło o naganne zachowanie. Dziewczyna miała od zawsze pecha. Nie była ani ładna ani mądra - była niska, nosiła grube okulary i przypominała szczura. Próbowałam jej pomóc. Wielokrotnie starałam się przekonać ojca do zaprzestania okrutnych eksperymentów, jednak on upierał się, że to, co robi jest ważne. Wtedy zazwyczaj dostawałam pasem. Co dziwne, nigdy mi nie zdradził, o co w jego eksperymentach chodzi. 

Tego wieczoru także słyszałam krzyki. Trudno było się do nich przyzwyczaić, trudno było nie reagować na nie. Wiedząc, że mogę nawet stracić życie, powoli nacisnęłam na klamkę, by wyjść z pokoju. Ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi, po czym powoli, uważając na każdy krok, zeszłam ze schodów. Następnie pokonałam drugą klatkę, prowadzącą do piwnicy. Wrzaski stawały się coraz głośniejsze. Serce niemal zatrzymało się ze strachu. Przełknęłam ślinę, a potem najciszej, jak się dało, otworzyłam piwnicze drzwi. Było strasznie ciemno. Odgłosy wydawane przez moją siostrę niespodziewanie ucichły. Spodziewałam się najgorszego. Znikąd przede mną zjawił się ojciec z groźną miną, a nade mną rozbłysło światło.
- Co ty tu robisz?
- Ja... n-nic - odpowiedziałam, skulona ze strachu.
- Wynocha mi stąd! - ojciec podniósł głos. - Przeszkadzasz mi w pracy.
- Krzywdzenie tej biednej dziewczyny nazywasz pracą?
Zaraz pożałowałam tego, co właśnie wypłynęło z mych ust. Powinnam stąd czmychnąć jak najprędzej. A zamiast tego stałam i patrzyłam mu w oczy, igrając ze śmiercią.
- Ja wcale jej nie krzywdzę - uśmiechnął się.
- Doprawdy? To może wyjaśnisz mi, co to za hałasy?
Nie wiedziałam, co kazało mi się zachowywać w ten sposób. Nigdy nie uchodziłam za odważną. A może po prostu miałam dość tego, jak maltretował Cosimę i każdy na moim miejscu by tak postąpił?
Ojciec pokręcił głową, po czym znowu się uśmiechnął.
- Ty nic nie wiesz... nic. Kiedy moja praca skończy się powodzeniem, może to uratować miliony.
- Nie obchodzą mnie żadne miliony. Obchodzi mnie moja siostra. Dlaczego akurat ona musiała się stać Twoim królikiem doświadczalnym?
Nie odpowiedział. Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Odwróciłam się. Stanął w nich mój starszy brat, Paul. Był wysoki i umięśniony, dlatego też przestraszyłam się go jeszcze bardziej niż mego ojca. Cofnęłam się, gotowa stąd zwiać, ale za sobą napotkałam tylko ciało. Zdałam sobie sprawę, że nie mam dokąd uciec.



DANIEL


Była tam. Stała, patrzyła na mnie, a ja nie potrafiłem się ruszyć. Wiatr powiewał lekko jej rudymi włosami. Dlaczego nic nie mówiła? Czyżby coś się stało? Schowała zziębnięte dłonie w kieszenie, przenosząc wzrok na liście, pojawiające się na jesiennych drzewach.
- Elena jest w szpitalu.
Zaskoczył mnie jej głos. Nie tylko ton, ale też to, że coś w ogóle powiedziała. Jednak najbardziej zaskoczyło mnie to, że dopiero teraz zdradziła mi, co przydarzyło się jej siostrze. Dlaczego nie zadzwoniła?
- Kiedy z tego wyjdzie?
Anna spojrzała w stronę targu, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Sama nie wiedziała kiedy.
- Nie mam pojęcia, kiedy dojdzie do siebie. Lekarz mówi, że obrażenia są poważne.
Elena nic dla mnie nie znaczyła, ale kiedy wyczytałem ból w oczach Anny, to się zmieniło. Niestety, wszystko, co mogłem zrobić, to dziewczynę pocieszyć. Zbliżyłem się do rudej, łamiąc przestrzeń między nami, po czym ją przytuliłem, szepcząc do ucha, że wszystko będzie dobrze. Trwaliśmy tak jakieś pięć minut. Potem Anna oddaliła się, a w jej oczach ujrzałem łzy.
- Ann, nie płacz. Wyjdzie z tego.
Ponownie ją przytuliłem. Czułem jej oddech na karku. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a ona, bez słowa, ruszyła w stronę targu. Chciałem ją zatrzymać, lecz znowu nie mogłem się ruszyć. Śledziłem dziewczynę wzrokiem do momentu, kiedy to zniknęła mi z oczu.



LINA

6 lat wcześniej


Kiedy ojciec opuścił wreszcie swe laboratorium, odetchnęłam z ulgą. Miałam pewien plan. Nie był jakiś szczególny - po prostu uciekniemy i powiemy policji, co on robi. Przecież muszą coś zrobić.
Kiedy zobaczyłam, w jakim stanie znajduje się Cosima, aż jęknęłam. Leżała na wielkim drewnianym stole, prawie w ogóle się nie ruszając. Krew wypływała z jej prawego ramienia, lewej nogi oraz brzucha. Gdy się zbliżyłam, zauważyłam też, że jej czoło jest pokryte wielką ilością dziwnej brunatnej mazi. Od tego widoku myślałam, że zaraz zwymiotuję.
- Co ci jest? - szepnęłam, szarpiąc ją za lewe, nieokaleczone ramię. - Co ten bydlak ci zrobił?
Nie odpowiedziała.
- Mam plan. Wydostaniemy się stąd. On nigdy nie będzie cię już gnębił.
Nie mogłam tego zagwarantować, ale lepiej było coś zrobić niż siedzieć z założonymi rękoma, patrząc, jak powoli ją zabija. Wiedziałam, że musimy zaryzykować.
- A j-jak to niby zrobimy, co? - zapytała Cosima. - On i tak nas znajdzie.
- Mówiłam, że mam plan.
- Lepiej się wynoś, zanim i na tobie zacznie wykonywać te dziwne "zabiegi".
Zaskoczyła mnie ilość jadu zawarta w tych słowach. Jak mogła nie wierzyć, że nam się uda? Jak mogła mnie traktować po tym wszystkim, co dla niej zrobiłam?
- Nie, rozumiesz? Nie zostaniesz tutaj. Nie pozwolę ci umrzeć.
Siłą zaczęłam ściągać ją ze stołu, ale ona nie chciała się wcale ruszyć. Nie zamierzała ułatwić mi roboty.
- Nie pozwolę ci umrzeć - powtórzyłam.



ANNA


Widziałam, jak idzie drogą przez las. Nie wiem, co mi kazało ją śledzić. Po chwili skręciła w prawo, wychodząc na chodnik. Teraz drzewa miała po lewej stronie, natomiast po prawej biegła ruchliwa ulica. Wracała do domu, tak samo jak ja - z tym wyjątkiem, że nigdy tędy nie chodziłam, bo powrót zajmował o wiele więcej czasu. Szłam kilka metrów za nią.
Minęła mnie jakaś pięcioosobowa gadatliwa grupka, składająca się z dwóch dziewcząt oraz trzech chłopaków. Kiedy wyprzedzili Linę, niższa dziewczyna coś powiedziała i cała paczka parsknęła śmiechem.
- Może byście się zamknęli, z łaski swojej?
To był głos Liny. Zwolniłam, aby zobaczyć, jak potoczy się sytuacja. Ale czego ona od nich chciała? Piątka spojrzała ze zdziwieniem na dziewczynę, a potem niektórzy zaczęli rechotać.
- Dobra jesteś - najwyższy z grupy, blondyn, uśmiechnął się zadziornie. - Imię?
Zatrzymałam się, udając, że szukam czegoś w torebce.
Jednak szatynka nie chciała się przedstawić.
- Czy wy w ogóle nie wiecie, że komuś mogą te wasze śmiechy i chichy przeszkadzać?! - ryknęła.
- Hej, nie tak ostro...
Uniosłam wzrok, gdy "rozmowa" z niewiadomych przyczyn się urwała. Z przerażeniem zauważyłam, że Lina wpatruje się w jakiś punkt, powoli wchodząc na ulicę niczym zahipnotyzowana. Chyba wiedziałam, co tam zobaczyła. Krzyknęłam jej imię, ale wcale nie zareagowała. Dalej obserwowała tajemniczy punkt, znajdujący się na środku jezdni. Nic do niej nie docierało. Jak gdyby śniła, nie mając bladego pojęcia o rzeczywistości. Wykonała kolejny krok i... wtedy potrącił ją samochód. Kierowca nawet się nie zatrzymał, tylko pojechał dalej. Z mych oczu popłynęły łzy. Dlaczego jej nie powstrzymałam? Dlaczego nie podbiegłam i nie zabrałam jej stamtąd? Teraz przeze mnie nie żyła. To wszystko moja wina. Usiadłam na chodniku, zanosząc się płaczem. I co ja zrobiłam? - pomyślałam. - Dlaczego ona? Nie zmienię biegu rzeczy... Nie cofnę czasu... Czy mnie też coś takiego w przyszłości czeka? Usłyszałam, jak ktoś dzwoni na 911, a później, jak ktoś siada obok mnie. Okazało się, że to ta niższa dziewczyna, o świńskich oczkach.
- Znałaś ją? - zapytała.
Pokiwałam głową, szlochając.
- Wiesz, dlaczego mogła chcieć się zabić?
- Kot - wyszeptałam gorączkowo. - Kot.
- A ty jej wierzysz, Betty? - odezwał się chłopak, którego nie rozpoznawałam. - Wierzysz, że Lina widziała tam jakiegoś kota? Przecież nie zabiłaby się przez jakieś tam zwierzę. Nasza koleżanka po prostu miała zwidy. Albo jest upośledzona.
Kiedy nazwał mnie upośledzoną, poczułam się jeszcze gorzej. Choć może nią jestem - pomyślałam. - Co tu ukrywać... Mam to samą chorobę, co Lina. Kto wie, może któregoś dnia również mnie zabije. Wyjęłam z torebki chusteczkę i wysmarkałam nos.
- Hej, nie nazywaj jej tak! - zagrzmiała Betty. - Skąd tak w ogóle wiesz, że tamta dziewczyna nazywała się Lina? I skąd wiesz, jak ja się nazywam?
Nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi. Zakładałam, że ten, kto to powiedział, po prostu się stąd zmył. Dostałam za chwilę potwierdzenie w postaci słów Betty.
- Dziwny typ - sklasyfikowała. - Znasz go?
- Nie.
- Nie martw się nim. Jest na swój sposób wytrącony z równowagi.
- A ja nie byłabym tego taka pewna.
Podniosłam się z chodnika, nie patrząc w kierunku leżącego ciała. Nie pojmowałam, jak niektórzy dawali radę znieść ten widok, a szczególnie tamten tajemniczy gość o twardym głosie.
Okolica zamarła. Nikt nigdzie nie pędził, nikt nikogo nie mijał... Wszyscy kręcący się wokół tego miejsca, zatrzymali się, skostnieli. Wszyscy gapili się na asfalt. Jedynie ja nie patrzyłam w kierunku ofiary.
- Kim był ten chłopak, co był tutaj przed chwilą, ale już poszedł?
Nikt nie odpowiedział. Pewnie z powodu szoku. Miałam jakieś dziwne wrażenie, że ten chłopak miał coś wspólnego z potrąceniem Liny. Nie wykluczałam, że to zwidy, jednak sprawa przedstawiała się naprawdę paskudnie. Betty poszła w moje ślady, stając na nogi. Powtórzyła moje pytanie, lecz jej też nie udzielono odpowiedzi. Zmarszczyła czoło, robiąc bardzo dziwaczną minę, a potem znowu usiadła obok mnie, coś do siebie mamrocząc.


SARAH


Usiadłam na ławce, przyglądając się pędzącym autom oraz spieszącym dokądś ludziom. Tylko ja zdawałam się spokojna, taka, co na wszystko ma czas. Wyjęłam komórkę i puściłam pierwszą na chybił trafił piosenkę. Siedziałam tak przez chwilę, sama nie wiedząc, czego słuchając, po czym podniosłam się i ruszyłam naprzód, w kierunku wielkiego logo księgarni. Miałam trochę kasy, więc miałam nadzieję, że starczy mi chociaż na jakąś cienką książkę - cóż, może "cienką" nie było dobrym określeniem - na cokolwiek. W połowie drogi ktoś mnie minął. Dosyć wysoki, brunet, miodowe z nutą złotego oczy. Gapiłam się na niego przez chwilę. Chłopak zajął miejsce na tej samej ławce, na której ja jeszcze kilkanaście sekund temu siedziałam. Kiedy skierował ku mnie swe spojrzenie, odwróciłam się na moment. Moment ten nie trwał długo.
Po przejściu paru metrów trafiłam do księgarni. Szybko rozejrzałam się po regałach, bardziej się prześlizgując aniżeli szukając czegoś konkretnego. Prawie natychmiast znalazłam się przed ciemnowłosą kobietą o azjatyckiej urodzie. Z początku mnie wcale nie zauważyła, przeglądając jakieś czasopismo popularnonaukowe. Dopiero gdy stuknęłam o blat, na jej ustach pojawił się powitalny uśmiech, którym zapewne obdarzała każdego klienta.
- W czym mogę służyć? - zapytał niski głos.
- No więc... hmm... jest jakaś książka, którą by mi pani mogła polecić? Najlepiej coś science fiction, ale mogą być też inne gatunki.
Azjatka poszperała w pamięci, marszcząc czoło, jednocześnie nie pozwalając uśmiechowi zniknąć z twarzy, co wywołało nieco komiczny efekt.
- Science fiction...? Myślę, że może ci się spodobać "Mówca Umarłych" albo "Hyperion"...
- Tytuł "Mówca Umarłych" brzmi ciekawie. Wpiszę w internet i zerknę sobie, co to i wrócę. Teraz i tak przyszłam się tylko rozejrzeć. Dziękuję i do widzenia.
Miałam już zamiar odejść, ale zatrzymało mnie nagłe, zimne spojrzenie.
- Chyba już ciebie gdzieś widziałam.
Serce podeszło mi do gardła. Niemożliwe, by kiedykolwiek mnie widziała, ponieważ nigdy nie odwiedzałam tej księgarni, a nawet jeśli, to tylko pewnie się minęłyśmy. Nie wiem, po co w ogóle musiała mnie o tym powiadamiać.
- Nie sądzę.
- Na pewno - powiedziała Azjatka. - Gdzie to było...?
- Nie wiem, o czym pani mówi, więc pani nie powiem.
I wyszłam. Może i stchórzyłam, ale w oczach kobiety było coś groźnego - coś, czego należałoby się bać. Wracając, przeszłam obok ławki, na której siedział tamten chłopak. Poczułam na sobie jego natarczywy wzrok, który starałam się dzielnie znosić. Po kilkunastu sekundach ktoś szarpnął mnie za ramię, skłaniając do odwrócenia się. Był to ten sam chłopak, który siedział wcześniej na ławce i mnie obserwował.
- Czego chcesz? - zapytałam, przestraszona. - Nie mam przy sobie pieniędzy, przysięgam. Jeśli mi nie wierzysz, możesz nawet przeszukać torebkę.
Rozdziawił usta w uśmiechu, zaskoczony, że mogłam pomyśleć o nim jak o złodzieju. Podniósł ręce do góry, zamierzając udowodnić, że nie ma złych zamiarów.
- Nie chodzi o twoje pieniądze, skarbie.
Skrzywiłam się na słowo "skarbie". Nienawidziłam, kiedy mnie ktoś tak nazywał.
Ale jeśli nie chodziło mu o pieniądze, to o co?
Udał, że nie zauważył mojej reakcji, a następnie zmusił, bym usiadła obok niego na ławce.
- Chodzi o to, że... potrzebuję twojej pomocy.
Potrzebował pomocy jakiejś przypadkowo spotkanej nieznajomej? Jednak dotarło do mnie w mig, że to nie przypadek. Przybył tu specjalnie, żeby mnie spotkać. Tylko skąd wiedział, gdzie będę?
Zmrużyłam nieufnie oczy.
- I potrzebujesz akurat mojej? Znamy się w ogóle?
- Nie do końca...
Wstałam i ruszyłam przed siebie, z zamiarem jak najszybszego wydostania się z tych dziwnych rejonów. Nie chciałam wplątać się w jakieś sprawy, które przysporzyłyby mi jedynie kłopotów. Zresztą i tak zbyt wiele miałam na głowie. Brakowało czasu na pomaganie komuś, kogo wcale nie znałam - nawet jeżeli ten ktoś był mniej więcej w moim wieku i miał cudne, złote oczy. Jednak po chwili nie wytrzymałam i się odwróciłam. To nie w moim stylu odmawiać komuś pomocy. Nie chciałabym, żeby ktoś mi jej kiedyś odmówił.




Pewnie zauważyliście, że Anna ma siostrę i Lina też, heh ;).
           Jeśli coś Wam się najbardziej podobało, jakaś część, to mówić.
Chociaż ja chyba podejrzewam, co to będzie...
                                 Albo i nie...?
O, i muszę dodać, że jeśli chodzi o Linę i jej ojca, no i oczywiście Cosimę *nie wiem dlaczego uwielbiam to imię!*, to zainspirował mnie pewien serial oraz czyjaś wypowiedź, tak trochę - ociupińkę, można powiedzieć.

12 komentarzy:

  1. Dzień dobry, witam w mojej kuchni!!!!!

    Obosz! Ten ojciec będzie mi się teraz śnił po nocach xD
    Hmm... no co no... Ogólnie chemia to mie interesuje... Ziemia, woda, halucynacja, hemoglobina, dwutlenek węgla... Taka sytuacja, oo.
    A tak serio to tego... rozdział git. I ogólnie fajnie się czyta, lekko, nie przesadzasz z opisami, raczej zgrabnie wszystko, zwięźle i na temat.
    Wiesz, wyobraźnię to ty masz!! :D
    W sumie to dobrze, że miałaś te inspiracje, bo inaczej zaczęłabym się o Ciebie bać ;>
    A fabuły nie ogarniam hahaha sorry, co złego to nie ja... xD
    Tzn wiem, że ten kot to taki mały skurwiel, który wyrządza tylko zło. Ale ja i tak lubię kotki, one są takie niewinne ^^
    Pozdro; pis, joł.

    ;__;
    nie ogarniam fantastyki............

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co gotujesz?
      MM... ja przed chwilą jadłam frytki, jakby co.
      A niech się śni *wredny uśmieszek*
      To dobrze ;).
      Widać, że czasami lubię dialogi, cooo...??
      Dobrze, że mówisz!
      Spokojnie, seryjnym mordercą w najbliższym czasie nie zamierzam zostać.
      Ale to rozważę.
      Heheh.
      Jak nie ogarniasz, to możesz pytać.
      Wiem, że ona jest czasami dziwnie pisana.
      Taa...
      A czy ja mówię, że są?
      Też uwielbiam koty.
      Szkoda, że nie mogę mieć jednego.
      Chciałabym czarnego (:.
      Ale coś człowiek musi w końcu wymyślić, nie?

      Zacznij lepiej ogarniać (:.

      Usuń
    2. Dialogi to moja ulubiona część każdego opowiadania.
      Jak już zostaniesz tym mordercą to oszczędź sobie fatygi przy zabijaniu mnie - za wysokie progi na Twoje... na Twoją snajperkę. hehehe, tak bardzo zabawna -,-
      A ja mam kotów od choroby, wszystkie przybłędy i wszystkie takie same. Przychodzą tylko wtedy, gdy chcą jeść, a jak je weźmiesz na kolana to zeskakują i łażą dalej w koło Ciebie ocierając się i zostawiając przy okazji 1/3 swojej sierści na Tobie. Jak przestaniesz go głaskać to atakuje pazurami albo gryzie do krwi. A jak takiego weźmiesz na ręce to się zachowuje jakbyś mu chciała trwale ograniczyć przestrzeń życiową i wstępuje w niego istny szatan. Gwałtownie wykonuje wówczas zdecydowany skok na ziemię, po czym wraca do Ciebie i dalej łazi w kółko jak opętany, geniusz.
      Ale i tak je loffciam <3

      Usuń
    3. Moja też!
      Dobra, zresztą musiałabym się najpierw dowiedzieć, gdzie mieszkasz.
      *śmieje się i szczerzy sadystycznie zęby*
      U mnie też się wałęsają, szczególnie taki jeden.
      Niedawno o mały włos Werbel (owczarek niemiecki) go nie dorwał.
      EE.. u mnie to w okolicy takich ziółek nie ma.
      Może to i dobrze..?
      Koleżanka ma całkiem fajne.
      I ma dużo.
      Szkoda, że nie mogę sobie kociaka od niej załatwić.
      Może kiedyś...
      Ale z psem to jest problem, wiadomo.
      W sumie to musi być ubaw z tymi kotami u Ciebie.
      Szkoda, że Cię nie odwiedzę. Hah.

      Usuń
    4. Moje koty są zajebiste bo nie mają imion. Zresztą, i tak nie wiedziałabym jak je wołać, bo nigdy nie wiem z którym mam do czynienia na pierwszy rzut oka - są naprawdę identyczne. Ale po minucie rozpoznaję po charakterze ;) Najlepszy jest Pan Kocur, mrau... <3
      Nienawidzę psów.

      Usuń
  2. O tak! Kotki i niewinność. Jak mój Moniuszko ma dobry humor to podczas pięciominutowej zabawy jest w stanie zrobić mi 6-7 ran na rękach. Ale i tak go kocham.

    Kochany ojciec, nie ma co. Notka jest fajna. Ciekawy pomysł z tym kotem. Ciekawa jestem o co chodzi złotookiemu.
    Nie mam weny na kreatywniejszy komentarz.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nową czytelniczkę :).
      Czyli tylko w mojej okolicy są jakieś normalne koty..??
      Okej...?
      No, kochany :).
      Spoko, też czasami nie mam weny, ale dobrze, że jest jakiś komentarz
      ;).

      Usuń
  3. Podoba mi się to co piszesz, lubię fantastykę ale to już odlot. Fajny pomysł z tym kotkiem, a ja tak bardzo lubię kotki :P
    No cóż pozdrawiam i życzę weny.
    Kilulu
    P.S Zapraszam do mnie
    http://lonelinesswithfrends.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacny wpis ^^ Fajny pomysł z tym kotem, nie powiem xD WYobraźnię masz i to dużą xD Ja kotów nie lubię xD Takie miauczące, liżące, bleh... xP Nigdy nie lubiłem kotów, a już zwłaszcza psów xd I mam także takie zdanie (tak, moje! xD nie pytaj), że nie przesadzasz z opisami i nie trzeba dwa albo trzy razy przeczytać jedno zdanie, aby zrozumieć, o co w ogóle Autorowi chodziło xD Także ten, no... fajna ta notka xD
    Nie mam weny ani też ogólnie siły na bardziej zrozumiały, kreatywniejszy i ciekawszy komentarz... xD Za dużo słońca, ale nie moja wina, że PlS zbytnio nie ma się gdzie schować xD
    Pozdrawiam i weny życzę,
    Baantey z FW ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszem i wobec ogłaszam, że wszyscy ludzie lubią słowo "zacny".
    :D
    Jak się dużo filmów ogląda to tak jest, a zwłaszcza horrorów.
    Może chomiki lubisz...?
    Co Ty, upałów ostatnio nie ma, ale by się przydały jakieś burze z piorunami, a najlepiej gradobicie :).
    Fajnie jest popatrzeć :).
    I tak trochę napisałeś i ten, no - to jest całkiem zrozumiałe.
    Każdy czasem nie ma weny, chociaż ja czasami potrafię dużo pisać o czymś, co nawet nie jest zgodne z tematem.
    Dzięki za pozytywny komentarzyk.
    (:

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne, fajne! Wybacz, że nie skomentowałam... Który fragment najbardziej mi się podobał? Dużo ich było. Fajnie napisany był ten o potrąceniu dziewczyny, jak i ten pierwszy :D
    Cóż, weny życzę :D
    Finite

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, nic nie szkodzi.
      Ulala, to dobrze, a nawet świetnie.
      Żebyś wiedziała, co potem planuję.
      :D
      Oj, wenę to ja na razie mam, ale wzajemnie (:.

      Usuń

Została włączona moderacja komentarzy, przepraszamy za utrudnienia! Dziękujemy za komentarze! Każdy komentarz się dla nas liczy!