Dla Blackie, Andro, Drown, Raptor, Kaji, Maxa i czytelników. Wszystkiego najlepszego na święta!
– Przypomnij mi... DLACZEGO do jasnej ciasnej TU
JESTEŚMY?!?! – wrzasnął Etienne. – Czy źle było nam w Stanach?!
– Po raz setny mówię ci, że, po pierwsze: Julek jest w
Europie! A po drugie... W USA bylibyśmy martwi... Czekaj... Gdzieś tak od
miesiąca, jak nie trzech?! – odparł mu poirytowany głos Skippera wydobywający
się z krótkofalówki.
– Ale po co... – Bulgot przerwał na chwilę, skupiając całą
swoją uwagę na torze. Chwilę potem padła wiązanka przekleństw znanych tylko
Domińczykom. Etienne wypadł z toru podczas robienia drifftu na zakręcie.
Cała czwórka byłych wrogów ćwiczyła szybką jazdę na
wyznaczonym przez siebie torze. Po uratowaniu z rąk szefostwa Skippera Bulgota,
czwórka mężczyzn przeniosła się do Europy w poszukiwaniu schronienia. Przez
pierwszy miesiąc ciągle przenosili się z miejsca na miejsce, ponieważ ciągle
odczuwali wleczący się za nimi ogon. Na początku drugiego miesiąca go zgubili,
jednak nadal co dwa dni zmieniali miejsca pobytu. Do połowy sierpnia
wyszukiwali wszędzie gdzie tylko możliwe szpiegów i innych śladów pościgu. W
końcu pewni, że Szefostwo zgubiło trop, osiedlili się w północno–wschodnich
Niemczech, 70 kilometrów od Berlina. Znaleźli tam opuszczony kawałek drogi oraz
kilka zdezelowanych budynków. Zaczęli się powoli organizować. Zaczęli budować
tor, na którym ćwiczyli swoje umiejętności prowadzenia samochodów. Budowa
przebiegała tak: do fragmentu 2 kilometrowego jezdni dodali 3 kilometrowy
odcinek powrotny, tak zwaną polną drogę, tworząc tym samym obwód zamknięty. W
lesie otaczającym drogę urządzili również strzelnicę. Co wtorek Parker i Hans
(jako jedyny znał perfekcyjnie niemiecki) jeździli do Berlina i rekrutowali
ludzi, oraz wynajmowali dzięki dojściom Nate najemników. Obecnie w bazie
przebywało pięćdziesięciu, jednak w Berlinie działały dwie siedziby obejmujące
po czterdzieścioro pięcioro osób.
Zezłoszczony Etienne wrócił na tor, a z głośnika
krótkofalówki Skippera rozległo się jego narzekanie. Louis pokręcił tylko
głową. Skupił się na drodze. Jesień już była widoczna... Drzewa zabarwiły się
na żółto, pomarańczowo i czerwono, a pojedyncze liście opadały na ziemię.
Skipper dokończył okrążenie i zjechał na dróżkę prowadzącą do parkingu przy
budynku H. Ze zdziwieniem zauważył stojące tam trzy auta. Dwa z nich należały
do Parkera i Hansa, którzy powinni być teraz w Berlinie. Trzeciego samochodu
Louis nie poznał. Ze schowka wyciągnął pistolet i wsadził go za pasek.
Odruchowo przeczesał włosy i wysiadł z auta. Udał się do swojego biura w
budynku L, tam zawsze udawali się mężczyźni po powrocie. Minął dwie warty, aż
doszedł do drzwi do swojego pomieszczenia.
– Ma pan gościa – powiedział tamten. – Przebywa w
towarzystwie Parkera i dowódcy Hansa. – Skipper skinął głową na znak tego, że
zrozumiał i z trzaskiem otworzył drzwi. Nie rozglądając się podszedł do swojego
biurka, a następnie z nim zasiadł.
– Słucham – powiedział.
– Zdobyliśmy dzisiaj dziesięciu ludzi i trzech najemników.
Twój gość nalega na spotkanie w cztery oczy, to my już pójdziemy! – powiedział
Parker i już go i Hansa nie było.
– Nie wiem czy mnie pamiętasz... – zaczął głos skrytej
jeszcze w cieniu postaci.
– Prawie dałbym się zwieść... Samochód nowy, papiery pewnie
też... Tylko ta rejestracja... Kto inny mógłby mieć taką, Stello? – zapytał
bezbarwnym tonem Skipper, bawiąc się piórem, jednak wypowiadając ostatnie
słowo, podniósł wzrok na kobietę, która właśnie zasiadła na fotelu przed
biurkiem.
– Gratuluję Lou... Tylko teraz nazywam się Lindsey. –
Kobieta spojrzała na swoje paznokcie. – A ty?
– Henry... Czego tu szukasz? – przeszedł do sedna sprawy.
– Słyszałam, że szukasz zemsty... Na Julianie... –
powiedziała zakładając nogę na nogę.
– Sporo nas tutaj takich... – odparł Skipper, zachowując
pokerową twarz.
– Chcę was wspomóc. Ten discoman zabił mojego brata.
Zasługuje na los gorszy niż śmierć – ciągnęła niezrażona.
– Co oferujesz? – zapytał po chwili ciszy Louis.
– Swoje doświadczenie w kwestii bomb i tym podobnych, oraz
moją organizację w sile 300 ludzi i 50 naukowców.
– Muszę to z chłopakami przemyśleć. – Skipper wstał i
podszedł do drzwi. Stella odwróciła się na krześle.
– Dobrze, teraz przejdźmy do oficjalnej części tego
spotkania. Przychodzę tu w imieniu pewnego rządu... Oferują wam pomoc finansową
oraz jeszcze w kilku płaszczyznach. Warunkiem jest zabicie Juliana i
sabotowanie jego operacji. W wypadku "dezercji" wydadzą was
Amerykanom – powiedziała Stella i przekazała mężczyźnie kartkę papieru z
informacjami o pomocy udzielanej przez pewien rząd.
– Wybacz pytanie... Ale co ty właściwie robisz na co dzień?
– propozycja Stelli wywarła wielkie wrażenie na Louisie.
– Pracuję w ośrodku badań nad bronią wybuchową. Wiesz...
Atomówki, wodorowe i tak dalej... Rico ci nie mówił?
– Nie wspominał. Co Rząd nam da, jak pozbędziemy się
Problemu?
– Wyczyści waszą kartotekę u Amerykanów. Nawet w wypadku
śmierci. – Kobieta spojrzała na zegarek. – Muszę iść. Spotkam się z Hansem, on
mi przekaże waszą odpowiedź. – Skipper wstał i otworzył kobiecie drzwi. Gdy
został sam, opadł ciężko na fotel i oparł głowę na dłoniach. Po kilkunastu
minutach zawołał resztę spiskowców. Po półgodzinie cała trójka zjawiła się w
bloku L. Etienne miał śliwę pod okiem.
– A tobie co się stało? – zapytał Louis podnosząc jedną
brew do góry.
– Wyzwał mnie na sparing. Stwierdził, że nie znam się na
swoim zawodzie i jestem tutaj tylko z powodu tego, że znam niemiecki – Hans
wyręczył w odpowiedzi Bulgota.
– Szczęście, a nie umiejętności! – warknął tamten.
– Doktorku... Przyznaj, nie spodziewałeś się po nim takiej
krzepy! Popełniłeś podstawowy błąd! Podręcznikowy! Nawet taka ofiara losu, jak
ty, z twoim "boksem" powinna mieć wbite do głowy "nigdy nie
lekceważ przeciwnika" – wtrącił się Parker.
– Okej... Odwiedziła mnie siostra Rico... Zaoferowała swoją
pomoc... A także była pośredniczką... – Skipper streścił całą rozmowę.
– Moim zdaniem powinniśmy przyjąć pomoc... To tak jak z
naleśnikami. Da się jeść tylko czekoladę i tylko naleśniki, i jest to smaczne.
Jednak w duecie smakują jeszcze lepiej – powiedział poważnie Hans, a Parker
wybuchł śmiechem.
– Oke... Haha... Okej... – zaczął Nate. – Ja nie będę aż
tak poetycki, bo nie umiem... Powiem jednak, że co dwa tysiące rąk, to nie
tysiąc dwieście.
– Ładna jest – zaczął Etienne, a Skipperowi zadrgał mięsień
na twarzy. – Jak dla mnie, to może z nami być... Jakaś kobieta powinna tu
być...
– Ja uprzedzam – Louis zamknął oczy. – Że to może się
skończyć tak, że ona jest szpiegiem Juliana... Nie ma skrupułów przed byciem
szpiegiem czy kimś takim... – Nagle Skipperowi przerwał dźwięk oznajmiający
przyjście smsa. – KTO DO JASNEJ CIASNEJ MA TU TELEFON? Czy ja nic na ten temat
nie mówiłem?! – wrzasnął.
– To jeszcze nie używany numer... Zna go tylko... – Parker
zamarł, gdy przeczytał wiadomość. – Mają Kendrę.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Nate patrzył w
przestrzeń, Skipper zwiesił głowę, Etienne zamilkł, bo nie wiedział co
powiedzieć. Po chwili ten ostatni podszedł do Parkera i poklepał go po plecach.
– Odbijemy ją! – powiedział Hans.
– No to nie mamy wyboru... Musimy przyjąć pomoc...
***
Porwanie Kendry spowodowało, że trzeba było jeszcze raz
przemyśleć strategię... Do tej pory zakładali, że wpadną do bazy Juliana,
zastrzelą wszystkich, a na koniec wysadzą budynek... Stella została
powiadomiona o wszystkim już następnego dnia. Dostała pozwolenie od swoich
szefów by spędzać dnie w bazie chłopaków. Do tej pory zdążyła zaprzyjaźnić się
z Hansem, dać Parkerowi wypłakać... Nie wypłakać! Wyżalić! ... Dać Parkerowi
wyżalić się na swoim ramieniu oraz zamienić kilka słów z Etienne. Jednak przez
pięć dni, jak tu była, nie spotkała Skippera... Dzisiaj było spotkanie
"zarządu" jak śmiał się niegdyś Nate. Mieli ustalić podział zadań...
Spotkali się bloku N równo w południe, po porannych ćwiczeniach.
– Co więc robimy? Ma ktoś jakiś pomysł? – zapytał
bezbarwnym głosem Skipper.
– Proponuję szarżę na budynek w grupach 10 osobowych od
strony każdych z drzwi... – powiedział Hans. – Co 10 minut ruszałaby grupa wsparcia.
Odstęp pomiędzy szarżami na drzwi wynosiłby 3 minuty. Po dostaniu się do
budynku, należałoby obstawić drzwi i wysłać cztery grupy po dziesięciu na poszukiwanie
Kendry. Potem uciekłbym, a Juliana załatwił kiedy indziej.
– Dobry pomysł Hans, jednak musimy załatwić Discomana za
pierwszym razem... – wtrącił Parker
– No to niech dojdzie jeszcze jedna grupa, 20 osobowa,
która załatwi J. – podał pomysł Skipper. – Ja ją poprowadzę.
– Niech tak będzie. To ja wezmę odpowiedzialność za
pierwszy szturm – zgłosił się Hans.
– My z Parkerem poprowadzimy grupy poszukiwawcze – Etienne
zabrał głos. Stella poderwała się z krzesła.
– A ja?! – wykrzyknęła.
– Ty będziesz zajmowała się komunikacją i ubezpieczała
powrót – Tonem nie znoszącym sprzeciwu powiedział Louis.
– W co będziemy uzbrojeni? – zadał pytanie Parker...
***
– Skipper... – odezwała się kobieta. – Mam ci coś do
powiedzenia...
– Jakieś nowe wiadomości? – zapytał mężczyzna, czyszcząc
broń. Siedział przy biurku w swoim gabinecie. Chwilę wcześniej jego spokój
zakłóciła Stella. Miała na sobie spódnicę z dużą ilością kieszeni w kolorze
khaki. Na zwykły, biały t–shirt założyła kurtkę z kamuflażem.
– Nie... To jest sprawa prywatna... – powiedziała. Louis
podniósł głowę znad swojej roboty i popatrzył przez chwilę na dziewczynę, po
kilku sekundach spuścił wzrok.
– Czemu miałbym cię wysłuchać? Jeśli to dotyczy
przeszłości… – mocno zaakcentował ostatnie słowo. – To nie mam ochoty tego
słuchać.
– Skipper, bardzo cię proszę! Wysłuchaj mnie, to jest
ważne! – starała się przekonać Louisa.
– Nie. Z popiołów nie ma już czego ratować. Wyjdź! –
rozkazał kobiecie.
– Ale Lou! Ja naprawdę nie chciałam… - Stella spróbowała
jeszcze raz przekazać to co chciała, jednak mężczyzna jej przerwał.
– Co nie chciałaś? – Prychnął. – Nie chciałaś uciec?! –
krzyknął, choć zazwyczaj nie podnosił głosu na kobiety, ta za mocno go zraniła,
by pozostał beznamiętny z pokerową twarzą. Spojrzał jeszcze raz na Stellę i
wyszedł z pomieszczenia, zostawiając czyszczoną broń na biurku. Dziewczyna
przez chwilę stała tępo wpatrując się w przestrzeń, po chwili jednak po jej
policzku spłynęła łza, którą szybkim ruchem otarła. Stella również opuściła
pomieszczenie.
***
Sześć lat temu... Szmat czasu, prawda? Tyle czasu minęło od
ukończenia studiów przez Stellę i zakończenia pewnego etapu życia. Kobieta
kochała swojego chłopaka, naprawdę bardzo mocno...
Pewnego dnia rano stała w łazience i przyglądała się
testowi ciążowemu... Nie mogła uwierzyć w to co widziała. Siedem razy
sprawdzała czy na pewno dwie kreseczki oznaczają ciążę... Dopiero po siedmiu
minutach dotarło do niej, że jest w ciąży... Postanowiła powiedzieć to swojemu
chłopakowi... To już było dla niej po egzaminach końcowych, jednak jej chłopak
wraz z kimś jeszcze miał ostatnie zaliczenie. Wesoła pobiegła w podskokach
przed budynek... Egzamin właśnie się zakończył, przez drzwi wychodzili
egzaminatorzy, a za nimi jej chłopak. W pewnym momencie ktoś go zawołał, a on
się odwrócił... Podbiegła do niego blondynka i go pocałowała... Cała radość
uciekła w jednym momencie z Stelli...
– Lou...
***
– Louis… Zdaje mi się, że brakuje nam trochę ludzi –
powiedział Hans wchodząc do biura Skippera. Mężczyzna oglądał właśnie w
telewizji wiadomości. – Zastanawiałem się trochę nad specyfikacją – jakich
ludzi, gdzie wysłać…
– I do jakich wniosków doszedłeś? – zapytał Louis,
wyłączając telewizor.
– Nie brakuje nam ludzi świetnie strzelających, znających
się na walce, strategów, łączników, operatorów helikopterów…
– To kogo? – Skipper nie wiedział do czego Hans zmierza.
– Bez kierowców nigdzie się nie dostaniemy… Mamy ich za
mało, jak na liczbę ludzi, którą posiadamy. Jasne, niemal wszyscy mają prawko,
ale nie będą oni wtedy stali w pogotowiu, a przydałoby się kilku takich
świetnych kierowców, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu samochodów
wyczynowo…
– Przyjmuję twoją argumentację, ale skąd ich weźmiemy?
Berlin się wypalił, tam już nikogo nie ma – ci co chcieli, już przyszli.
– Tyle co do Berlina, tyle, że w drugą stronę, leży
Szczecin – miasto, powiedzmy, portowe… Sądzę, że znajdą się tam ludzie, już
zadzwoniłem do kolegi, by się zorientował…
– Dobrze, pojadę tam jutro z Parkerem – ty musisz nadrobić
kilka treningów i trochę godzin się przespać, bo niedługo twój dług senny
wzrośnie do takich rozmiarów, że debet ci się skończy. Nie samą kawą żyje
człowiek! – stwierdził Skipper. Hans przytaknął mu.
– Tak się kończą wizyty w mieście, które nigdy nie śpi.
***
– No mówię ci Han, że będą! – powiedziała dziewczyna do
drugiej – blondynki – idącej koło niej.
– Przecież to postacie z opowiadania! – wykrzyknęła.
– Chyba wiem lepiej! W końcu ja je napisałam! – dziewczyny
kontynuowały marsz do centrum handlowego Galaxy. – Powinni być na schodach
awaryjnych... Swoją drogą Amerykanie mają fajne schody przeciwpożarowe, takie
na zewnątrz... Nie żebym nie lubiła tych naszych w Galaxy... Choć właściwie to
ich nie lubię... Są fajne tylko dla tego, że tam nigdy nikogo nie ma... To jest
takie magiczne, przebywać w miejscu, gdzie na parceli są tysiące osób, a
ty jesteś odizolowana od wszystkich... Łapiesz?
– Tak, Al, łapię, w końcu też tam byłam! – Han pokręciła
głową.
– Yhym, tylko pamiętaj! Nie możesz zdradzić nic ani
Parkerowi, ani Skipperowi! Jeżeli Louis się dowie, sama wiesz czego, to
będziemy miały problem... – Dziewczyny doszły już do nowoczesnego budynku w
kolorze nie–wiem–jaki–to–ale–to–jest–odcień–czerwieni–a–może–brązu. – ... A po
tym wszystkim pójdziemy do kina! Co ty na Grawitację? A może Klopsiki
kontratakują? Wczoraj sprawdzałam, jeszcze lecą! – Dziewczyny weszły do centrum
przez wejście od strony parkingu. Minęły windy i "wiatrołap" i weszły
w drzwi tuż przed kantorem. Po chwili wspinały się już w białej klatce
schodowej, po niemiłosiernie wysokich schodach. Na wysokości pierwszego piętra
natknęły się na dwóch przystojnych facetów.
– Hallo! Nice to meet
you! You are Nate and you are Louis?! – zapytała Al.
– Yes... – odpowiedzieli niepewnie.
– Widzisz? Mówiłam ci, że będą! – powiedziała w kierunku
skamieniałej Han, a następnie zwróciła się do mężczyzn, po angielsku. –
Powinniście udać się do jednej z piwnic – podała dokładny adres. – Nie
będzie tam tylu najemników ilu wam trzeba... Sami musicie poszukać reszty...
Tak w ogóle Skipper to ciesz... – przerwała, ponieważ dostała kuksańca od Han.
– Sam mówiłaś, żeby nie mówić za wiele, a teraz co robisz?
– powiedziała po polsku. Do Skippera i Parkera zwróciła się w języku
międzynarodowym. – Miło było was poznać, my musimy już iść... – Zaciągnęła Al
po schodach w górę. – Niech zapomną o nas! – powiedziała, a Al się zgodziła. I
zapomnieli...
***
Hans siedział przy stoliku w kantynie i zajadał się
obiadem przyszykowaną przez żony kilku komandosów.
"What doesn't kill you make you stronger" – rozległo
się w radiu – leciała właśnie piosenka "Stronger".
– Głupie to – powiedział. – Co cię nie zabije, to cię
wzmocni? Nie... – uśmiechnął się złowieszczo. – Co cię nie zabije jest za
słabe. Coś słabszego nie może rozwinąć twoich umiejętności.
– Tak uważasz? Ciekawe – powiedział Etienne, który wszedł
właśnie do stołówki. – Co na obiad?
– Grochówka i kiełbasa – odparł Hans.
– Czy tylko takie jedzenie tutaj podają? – jęknął Bulgot. –
Ja bym zjadł jakąś rybę...
– Ciesz się, że nie jesz zupy z kiszonej kapusty –
odpowiedział Duńczyk.
– Cieszę się. Ale ja bym zjadł dobrego sera i jeszcze
świeże bagietki! A do obiadu – obowiązkowo Bordeaux... Na deser krepy... –
rozmarzył się Francuz. Nagle w pomieszczenie zostało oświetlone przez czerwone,
urywane światło, a do środka wbiegł mężczyzna w mundurze.
– Panowie, Skipper i Parker zostali zaatakowani na
autostradzie! – powiedział szybko i już go nie było. Dwaj mężczyźni spojrzeli po
sobie i rzucili się biegiem w kierunku samochodów. Etienne wsiadł do samochodu
od strony kierowcy, a Hans wślizgnął się z drugiej strony. Duńczyk wyciągnął ze
schowka pistolety maszynowe i sprawdził magazynki. W międzyczasie Francuz
odpalił silnik i ruszył, a zanim sześć czarnych SUVów. W każdym z nich
siedziało czterech mężczyzn, którzy sprawdzali, czy mają odpowiednią ilość
magazynków.
***
Skipper i Parker wracali ze Szczecina autostradą – udało im
się załatwić kolejnych ludzi. Zgodnie stwierdzili, że są już właściwie gotowi
na starcie z Julianem. Louis rozmyślał, że teraz, kiedy swoją pomoc zaoferowała
im Stella, mogliby dokonać zemsty za jednym zamachem – spuszczając bombę, czy
inne wybuchowe cudo – na kompleks, w którym ukrywał się Discoman. Niestety, ten
lemur porwał Kendrę, a Skipperowi nie uśmiechało się zabicie też jej. Dlatego
musieli to wykonać tak jak do tej pory to planowali – bardziej subtelnie.
Nagle mężczyzna dostrzegł w lusterku kilka wściekle
kolorowych samochodów. Już z daleka nie wyglądały za ciekawie – widać było, że
są szybkie i mają opancerzone strategiczne miejsca. Louis dał znać Parkerowi,
by ten wyjął spluwy, na sygnał Nate, obrócił samochód o sto osiemdziesiąt
stopni i otworzył okna, a Australijczyk zaczął strzelać. Jadąc tyłem, Skipper
sięgnął ręką po krótkofalówkę, zawieszoną pod lusterkiem i nadał sygnał alarmowy.
W międzyczasie kolorowe auta odpowiedziały ogniem.
– Nie damy im rady! Musimy ich zgubić i poczekać na resztę
– powiedział Parker schylając się i przeładowując broń. Udało mu się
wyeliminować jedno auto. Louis niemo zgodził się z kolegą i obrócił auto
powrotem przodem do kierunku jazdy.
– Co z granatami? – wykrzyknął wciskając jednocześnie gaz
do dechy.
– Cywile, teren jeszcze nie jest czysty – odparł Nate,
strzelając przez okno do jednego z aut, które przyspieszyło i zrównało się z
nimi. Trafił w koło, z którego w tempie bardzo szybkim zeszło powietrze, jednak
nie zatrzymało to samochodu, które jedynie nieznacznie zwolniło. Nate przeklął
pod nosem i spróbował jeszcze raz – tym razem trafił w okno i postrzelił
kierowcę, który stracił panowanie nad samochodem i uderzył w barierkę i zginął
razem z resztą pasażerów. Chwilę później tylna szyba ich samochodu pękła i
rozprysła się na milion kawałeczków. Mężczyźni spojrzeli na siebie. Nagle
Skipper jęknął, a noga zapiekła go – jeden z pocisków przebił drzwi i trafił go
w lewą nogę. – Dostałeś? – wykrzyknął ze zgrozą Parker. Louis odpowiedział mu
twierdząco. – Dasz radę prowadzić?
– A mam wybór? – powiedział z zaciśniętymi zębami. – Gdzie
są do cholery Etienne i Hans! Jak ja ich dopadnę! – wrzasnął, odreagowując swój
ból na wyzywaniu kolegów doli mściciela.
– Będą tu za dwie minuty – stwierdził Parker wychylając się
do tyłu i strzelając do jadącego za nimi pościgu. Miał nadzieję, że się nie
mylił – kiedy rozpoczęła się strzelanina byli około dziesięciu minut jazdy od
bazy – walka trwała już pięć minut, a Nate wspaniałomyślnie dał im aż dwie
minuty na reakcję. Nagle dostrzegł jadące pod prąd na ich pasie czarne SUVy i
odetchnął z ulgą. Albo oznaczały ich koniec, albo ratunek.
***
– Pamiętasz to co ci mówiłem zanim przerwał nam alarm? –
powiedział Hans. – „Co cię nie zabije, było za słabe”? Za chwilę zobaczymy, co
należy poprawić u ludzi Julka.
Co do tego, że atakujący samochód Skippera i Nate byli
„armią” ich wroga nie było wątpliwości – choć sam ubierający się na szaro –
mężczyzna miał słabość do żarówiastych kolorów, a tamte auta widać było z
odległości pięciu kilometrów – wręcz biły własnym blaskiem. A nikt inny tak
kolorowej mafii mieć nie mógł.
– Wiesz… Zastanawiam się, czy jesteś optymistą, czy
pesymistą – stwierdził Etienne.
– Powiedziałbym, że jestem realistą, jednak w dzisiejszych
czasach trudno nie być pesymistą, gdy jest się realistą. Czyli jestem
pesymistą, aczkolwiek widzę też pozytywy. Na przykład, jeśli to jednak nie jest
za słabe, to umrzemy kolorowo.
– Żartujesz sobie? Jakie kolorowo? Ja tam naszą śmierć
widzę w czerwono-czarnych barwach. Z odrobiną bieli…
– A szklanka jest do połowy pełna.
– A jaka miałaby być?
– Pusta – do połowy pusta – stwierdził Hans. – Szklanka
jest do połowy pusta.
– Panowie, to jest po prostu pół szklanki napoju, a teraz
bylibyście łaskawi przerwać tę pasjonującą rozmowę, bo Skipper zrzędzi, że go
boli i że już długo z nogą nie wytrzyma,
aczkolwiek nie umrze, jeśli umrze, bo przeżyje by wam skopać tyłki postrzeloną
nogą. To tak obcinając kilka zbędnych słów. Panie pesymisto, będzie jeszcze
gorzej, panie optymisto, to są łaskotki w porównaniu z tym, co on wam zrobi –
przekazał Parker przez radio.
– Szybciej już nie można, wymagania sprzętowe za wysokie
masz. Jest tam jeszcze co ratować?
– Jedna sztuka wściekłego rannego, jedna sztuka zdolnego do
pracy strzelca bez ran, ale jak jeszcze sobie chwilę pogadacie to ten stan
szybko się zmieni. Tak więc do roboty panowie! Ci fanatycy jaskrawych kolorów
sami się nie zabiją.
– To są po prostu bardzo optymistyczne kolory, ja tam nie
pasuję – stwierdził Hans.
– Chyba właśnie przeciwnie, czułbyś się tam wspaniale! –
zaoponował Etienne.
W międzyczasie mężczyźni zdążyli dojechać do pościgu na
odległość strzału – mężczyźni z SUVów już zdążyli otworzyć ogień, także
Hans szykował się do oddania kilku celnych strzałów. Wychylił się za okno i oddał pierwszą serię –
niestety połowa na darmo, a reszta trafiła karoserię, nie czyniąc samochodom
większych szkód.
– Kto cię uczył strzelać tępaku?! – zaśmiał się Bulgot.
– Ty za to jesteś niesamowitym strzelcem, pozazdrościć.
Masz może ochotę się zamienić?
Nie dane było im jednak dokończyć tej fascynującej rozmowy,
ponieważ sytuacja na drodze diametralnie się zmieniła – jeden z ludzi czwórki
towarzyszy broni trafił w kierowcę jednego z samochodów, który zginął na
miejscu, a auto pozbawione kontroli trafiło w inne, na wskutek czego oba
dachowały i się zapaliły. Wyglądało to jak żywcem wyjęte z filmu. Pozostałe
trzy auta dostrzegły zmianę sił i ich kierowcy podkulili ogony, wykonując
taktyczny odwrót.
– Gonimy ich? – zapytał jeden z kierowców czarnych SUVów.
– Nie – odezwał się Skipper. – Policja pewnie już wezwana,
niech się nimi zajmą, my sami musimy zwiewać, póki mamy jeszcze szansę uniknąć
kosztów naprawiania nawierzchni autostrady.
***
Po powrocie do bazy wszyscy ranni zostali opatrzeni, w tym
Skipper. Oczywiście nie obyło się bez sceny – mężczyzna musiał krytykować cały
świat za każdym razem, gdy zapiekło go, bo pielęgniarka przyłożyła wacik ze
spirytusem do rany postrzałowej. W końcu kobieta nie wytrzymała, rzuciła
wszystko w cholerę i kazała mu samemu sobie wyjąć kulę. Louis wściekł się,
jednak kobieta nie słyszała już jego kolejnego ataku furii, bo opuściła
pomieszczenie. Za to usłyszeli je Hans, Etienne i Nate, którzy przyszli
przekonać mężczyznę, by pozwolił opatrzyć sobie ranę. Jak już łaskawie Skipper
się zgodził, to kobieta ponownie odmówiła, mówiąc, że oczekuje przeprosin. Gdy
tylko trzej przyjaciele mu to przekazali, ten znowu dostał napadu agresji,
złorzecząc na pielęgniarki, lekarzy i służbę zdrowia. Cóż, nie miał on do
czynienia z NFZ… W końcu, gdy Hans stwierdził, że jeszcze chwila, to straci on
władzę w nodze, zgodził się przeprosić kobietę. Niestety noga zaczęła mu
odmawiać posłuszeństwa, więc kobieta podeszła do niego sama. W końcu wyciągnęła
mu kulę i zaszyła ranę. Gdy już Louis miał wychodzić, podeszła do niego i
nakleiła mu na mundur naklejkę „Dzielny pacjent” powodując tym samym napad
śmiechu u Nate, Hansa i Etienna oraz zgrzytanie zębami Skippera. Jak potem
opowiadała, ledwo powstrzymała się przed skomentowaniem „Nie rób tak, bo
skruszysz sobie zęby, a dentyści są jeszcze gorsi niż pielęgniarki”.
***
Zmęczony Louis udał się do swojego biura. Rozejrzał się po
pomieszczeniu – od jego ostatniej wizyty nic się w nim nie zmieniło. Nadal
ściany były betonowoszare. Pod oknem stało krzesło, a przed nim biurko, na
którym panował niemiłosierny bałagan. Gdy tylko go zobaczył, jego umysł
nawiedziły słowa wypowiedziane przez Hansa: „Einstein zapytał – skoro bałagan
na biurku oznacza bałagan w umyśle, to co oznacza puste biurko… Puste biurko to
tabula rasa. W naszym fachu każdy ma bałagan. By ukryć, jak w Pokoju Życzeń,
wszystkie wyrzuty, tajemnice, smutki, sumienie. Poprzekładać je doświadczeniem.
Najdalej jednak ukryć emocje. Zakopać je pod stertą bagażu, wspomnień z
dzieciństwa, filmów, które się obejrzało, książek, które się przeczytało.
Dokumentów, które się wypełniło. Tak jest łatwiej. Czasami jednak jakaś sterta
się osunie odsłaniając to co kryje. Wtedy mamy ochotę zrzucić wszystko na
podłogę i zacząć gdzieś z białą tablicą.”
Louis chciałby rozpocząć jeszcze raz, jednak nie spieszyło
mu się tak bardzo. Potrząsnął głową, by odgonić od siebie te myśli i włączył
telewizor. Trafił akurat na przerwę przed wiadomościami. Pooglądał więc przez
chwilę reklamówki chipsów, kosiarek, mebli i kredytów. Gdy skończyła się
wreszcie reklama OC, ramówkę zajął serwis informacyjny. Louis przysłuchiwał się
informacją na temat wybuchających i gasnących wojen, o politykach i o bójkach w
sejmie, zobaczył też aktualne sondaże, aż w końcu spiker powiedział: „Dwa dni
temu uprowadzono z jej domu kobietę o imieniu Kendra. Jak do tej pory,
porywacze milczeli, jednak dzisiaj w sieci pojawił się filmik z ultimatum.” Skipper
zwrócił szczególną uwagę na to ogłoszenie – jego oczy otworzyły się ze strachu,
gdy tylko usłyszał imię Kendry – wiedział, że została porwana, jednak to, że
media się o tym dowiedziały, nie było dobre, a już wybitnie złe, było to, że
Julian postawił jakieś żądania.
Na ekranie pojawiło się zbliżenie twarzy Kendry, z podbitym
okiem i rozciętą wargą. Jej zabrudzoną twarz przecinały szlaki wytyczone przez
łzy. Po chwili kamera się oddaliła, ukazując wnętrze dyskoteki. Za kobietą stał
mężczyzna skrywający się pod kapeluszem.
– Macie czas do wtorku, do południa. Let’s start party! –
powiedział, a po chwili wideo się skończyło.
„Policja poszukuje rodziny porwanej. Jej chłopak jest
obecnie namierzany przez policję – możliwe jest, że ma coś wspólnego z tą
sprawą. Jeśli ktoś z państwa zna tę kobietę, proszę dzwonić pod numer podany na
ekranie. To już wszystkie wiadomości na tę chwilę!” – zakończył spiker…
***
Hans zdawał sobie sprawę, że taki obrót spraw był co
najmniej niekorzystny – nie było szans na zaskoczenie Juliana. Jedyna ich
szansa polegała na tym, że będą mieli przewagę liczebną.
– Możemy go jeszcze zaskoczyć – powiedział Etienne.
Siedzieli we czwórkę w kantynie. Wszyscy byli osowiali, jednak najbardziej
widać było to po Parkerze, z którego nieszczęście wręcz się wylewało i to w
takich ilościach, że starczyłoby na obdzielenie wszystkich ludzi w Niemczech i
jeszcze by zostało.
– Co? – zapytał Hans zdziwiony.
– Zaatakujmy go dzisiaj – wytłumaczył Bulgot. – W nocy, za
kilka godzin.
– Bez przygotowania? Bez ludzi? Bez przewagi liczebnej?
– Nie wiemy ile on ma ludzi, bez przygotowania? To co
robiliśmy przez cały ten czas? Bo ja bąków nie zbijałem!
– Ale nasz plan…
– Myślisz, że pozwoliłbym, albo Skipper, na przygotowanie
tylko jednego wariantu, bez planu B? – zaśmiał się Francuz. – Okej, mogę
sprawiać wrażenie głupiego, lekko podchodzącego do życia i tak dalej, ale
naprawdę mam coś tutaj! – Wskazał swoją głowę.
– Skipper? – zwrócił się niepewnie do komandosa.
– Głupi nie jest. W każdym razie nie w każdym aspekcie.
Posłuchajmy go.
***
Julian przypatrywał się, jak jego ludzie zmywają makijaż z kobiety.
Nie był sadystą – zabił jakiegoś tam komandosa, no może nawet więcej niż
jednego. Ale nie był sadystą, który znęca się nad kobietami. Oczywiście porwał
ja, by gnębić jednego ze swoich wrogów. I oczywiście ona nie grała w tej grze
żadnej znaczącej roli. Naprawdę. Jej porwanie było umotywowane tylko tym, że
chciał zdemotywować Parkera. Żadnego wpływu na to nie miał fakt, że kobieta
była piękna. Bo była. A Julian miał słabość do pięknych kobiet. Ale to nie była
jego wina.
– Jeszcze raz cię pytam, podła tchórzofretko, co zamierzasz
ze mną zrobić i co wyście właściwie rozsmarowali na twarzy?! – wrzasnęła nagle
kobieta.
– Spokojnie, spokojne – to tylko makijaż. Trochę cię… podrasowaliśmy. Nie bój się,
wyglądasz super – powiedział.
– Co tu się dzieje?! – kobieta cały czas mówiła
podniesionym tonem.
– So, la da di da di, We
like to party – zanucił Julian i wyszedł z
pomieszczenia.
***
Akcja, opis właściwy
– Dlaczego to ja mam być właściwe łącznikiem? – zapytała
Stella rozsiadając się wygodnie na tylnej kanapie samochodu prowadzonego przez
Etienne’a.
– Czy my już tego nie przerabialiśmy? – zapytał Skipper.
– Być może tak… - powiedziała kobieta. – Ale to był inny
plan.
Jechali właśnie kolumną samochodów w kierunku północnym –
do bazy Juliana zostało im około dziesięciu minut jazdy. W towarzyszących im
autach komandosi sprawdzali swoje bronie i ochronne ubrania – upewniali się,
czy aby wszystko było na swoim miejscu. Nad nimi leciał helikopter. Za oknami
panowała ciemność rozświetlana jedynie smugami światła dawanymi przez
reflektory. W pewnej odległości od nich zobaczyli kompleks Julka. Umiejscowiony
był on w zagłębieniu – otoczony wzgórzami stanowił kiepski obiekt do ochrony,
wyposażono go jednak w nowoczesne systemy obrony, więc łatwo go zdobyć też nie
było.
– Trema? – zapytał Hans.
– Jak jeszcze nigdy w życiu – odparł Skipper. Reszta się z
nim zgodziła. Zaparkowali na jednym wzgórzu. Ich oddziały przyszykowały się do
wymarszu.
– Pierwszy szturm – drużyny alfa – zaczynamy za piętnaście
minut. Ma ona na celu rozproszenie się i zaatakowanie z wielu stron
jednocześnie. Najliczniejsza grupa, pięćdziesiąt najemników. Grupa beta i gamma
– szturm pięć minut po alfie. Wypuszczane są grupy po pięć osób co dwadzieścia
sekund. Dowództwo – Skipper i Parker. Grupa Parkera – biegiem po Kendrę. Cel
bety – Julian. Liczebność grup: po dwadzieścia pięć. Grupa Hansa w odwodzie –
zarządzanie ewakuacją oraz koordynowanie działań helikoptera i mobilnych
jednostek – przypomniał Etienne, który stał się głową operacji. – Więc
zaczynamy!
***
Grupa alfa razem z Etienne ruszyła minutę temu. Podkradali
się oni właśnie do ogrodzenia. W grupkach po czterech mieli za zadanie zrobić
jak największe zamieszanie. Byli najciężej zbrojni – z założenia mieli
ochraniać betę i gammę. Gdy tylko przeszli przez ogrodzenie, rozpoczęła się
strzelanina. Po niespełna dwóch minutach grupa została uszczuplona o dziesięć
osób, jednak straty wroga były większe – oczyszczono teren i wysadzono dwie
wieże strażnicze. Kolejne dwie grupy przedostały się na teren wroga i weszły
już do budynku. Dalej wszystko toczyło się bardzo szybko – wszędzie było
słychać strzały i jęki rannych. Grupa Parkera przechodziła przez kolejne
poziomy bez większych problemów. Naglę z krótkofalówki rozległ się głos Stelli.
– Chłopaki, z zachodniego skrzydła wybiega zgraja ludzi –
chyba tam mają koszary! Odbiór! – wydobyło się z urządzenia.
– My się tym zajmiemy. Bez odbioru – odezwał się Hans.
Przez następnych kilka chwil było w miarę cicho – prócz odgłosów walki i komend
nie było słychać za wiele.
– Kendra jest na czwartym poziomie – powiedział głos
Skippera. Dla Nate nie trzeba było więcej mówić.
***
Skipper wreszcie dotarł ze swoją drużyną do centrum
dowodzenia, gdzie ukrywał się Julian. Odprawił on swoich żołnierzy i umówił
się, by dali mu znać umówionym kodem, czy Kendra jest bezpieczna. Kazał też
ewakuować wszystkich. Wszedł do pokoju, w którym roiło się od ekranów
ukazujących co dzieje się w kompleksie. Louis odbezpieczył broń i wysilił
słuch. W zlokalizowaniu Juliana przeszkadzał mu szum wentylatorów. Nagle
dostrzegł jakiś ruch w kącie pomieszczenia, wycelował, jednak to co tam było
już znikło za regałem.
– Witaj Skipper – powiedział Julian gdzieś zza niego.
Mężczyzna odwrócił się i wystrzelił, jednak nie trafił – discoman był szybszy i
zwinniejszy od niego. – Tutaj – rozległ się śmiech Julka, gdy tylko Lou się
odwrócił, trafił go pocisk w brzuch. Stęknął i zwinął się w kłębek. Ubrany na
szaro mężczyzna zaśmiał się diabolicznie i wyszedł z cienia, podchodząc do
rannego. Skipper natychmiast to wykorzystał i uderzył prawym sierpowym
przeciwnika. Ten syknął z bólu i odskoczył, jednak zaraz powrócił i wymierzył
kopniaka w brzuch, którego Louis zablokował. Odsłonił jednak gardę, przez co
leworęczny cios wroga trafił go prosto w skroń. Skipperowi pociemniało przed
oczyma, jednak na ślepo zamachnął się i trafił w powietrze. Discoman
wykorzystał niedyspozycję przeciwnika i uderzył go w ranę na brzuchu. Skipper
upadł na podłogę i zwinął się z bólu.
***
– Przegrywacie! – zaśmiał się Julian. – Właściwie, już
przegraliście – zostałeś tylko ty jeden. Malutki nielot. I nie ujdziesz stąd
żywy. Nikt po ciebie już nie wróci, zostałeś sam i sam zginiesz… – pastwił się
nad Skipperem. Ten wiedział, że nie ma już dla niego szans – wszyscy już
opuścili budynek, zostały w nim resztki potężnej armii Juliana. Najważniejsze
jednak było wykonane zadanie – Kendra była bezpieczna razem z Parkerem. Stella
też była bezpieczna. Hans i Etienne – wszyscy byli bezpieczni.
Louis ledwo myślał – ból brzucha – w miejscu, gdzie trafił
go Discoman niespełna trzy minuty temu, gdy jeszcze prowadzili walkę. Ponadto
szwy na nodze w trakcie starcia zostały zerwane i też mu dokuczały. Mężczyzna
pochwycił myśl, że jego bliscy są bezpieczni.
– Wiesz… - powiedział z trudnością. – Zabiłeś moją drużynę…
- wypowiedzenie tego zdania sprawiło mu trudność – zanosił się krwawym kaszlem,
który nie pomagał mu w mówieniu. – Od tego, khekhe, czasu… Liczy się dla mnie…
Rache… Zemsta… To… Jest… Moja… Zemsta – mówiąc to, wyciągnął z kieszeni pilota.
Uśmiechnął się. – Żegnaj! – powiedział.
– Nie! – zaczął protestować Julian, jednak było już za
późno – Skipper nacisnął przycisk. Jego zemsta się dopełniła.
***
Stella patrzyła jak kompleks budynków, w których swoją
siedzibę miał Julian, wybucha.
– Odszedł tak, jak chciał, spektakularnie… - powiedział do
niej Hans i objął ją ramieniem.
– Z fajerwerkami… - Kobieta uśmiechnęła się przez łzy, a po
chwili odwróciła się od ognistego pejzażu i wtuliła się w Hansa.
– Co chciałaś mu wtedy powiedzieć? – zapytał mężczyzna –
widział ją, jak wychodziła z zaczerwienionymi oczami od Skippera z gabinetu.
Kobieta milczała.
– Teraz powiem: „Synku, twój tata nie żyje…”
______________________________________
Oto koniec PMPM. Pisany baaaardzo długi czas. Pół roku. Teksty do czerwonych gwiazdek napisane zostały na jesieni, reszta w kwietniu. Sceny rozpoczynające się gwiazdkami na żółtym tle zostały przepisane.
Cóż, mam nadzieję, że podobała Wam się ta przygoda z PMPM. I że ktoś coś jeszcze pamięta :D
Później dopiszę coś jeszcze, na razie nie mam czasu - tylko tyle, żeby opublikować.
Sceny usunięte i zmienione:
Scena rozmowy
została przepisana na nowo. Ta mi się… Nie podobała, bardziej niż inne pisane
na jesieni. Bo to jest właśnie jedna z jesiennych scen.
***
Gdy skończyli obrady, a Nate, Eitienne i Hans wyszli,
Stella stanęła na przeciwko Louisa.
– Hmm... Muszę ci coś ważnego powiedzieć... – zaczęła
niepewnie.
– Tak? – zapytał lakonicznie Skipper.
– Bo wtedy... No wiesz... Ja nie chciałam...
– Mhm – powiedział Louis. – Nie chciałaś uciec... – Kobieta
stała i patrzyła jak mężczyzna wychodzi.
***
Ta scena również została przepisana – brakowało mi w niej wszystkiego – była taka nijaka. Uważam, że obecna nie jest genialna, ale podoba mi się bardziej – ma więcej sensu. Jesienna.
***
– Louis, potrzebujemy jeszcze dwudziestu ludzi... Bo część
z tych, których mamy nie ma odpowiedniego wykształcenia by obsługiwać się
bronią – powiedział Hans pewnego dnia. – W Berlinie już tylu nie znajdziemy...
Nie za naszą stawkę. Proponuję pojechać do Szczecina w Polsce... To nie jest
daleko... Tyle co stąd do Berlina.
– Hm... Można spróbować, pojadę z Parkerem
jutro...
***
Scena, która nie
pojawia się nigdzie w tekście, napisana jako swego rodzaju dodatek. Co by było
gdyby Skipperowy detonator nie zadziałał. No cóż, pogrzeb też byśmy mieli. Tym
razem kawałek kwietniowy.
***
– I co dalej? – zapytał zaskoczony Julian – nic się nie
wydarzyło. Skipper podniósł się z podłogi i zaczął uderzać otwartą dłonią w
detonator.
– Co tu się dzieje? – rzucił w kierunku asystenta reżysera.
–
Spokojnie panowie, to była tylko próba, powtórzcie tę scenę – wtrącił się
reżyser i krzyknął do sekretarki, by przeprowadziła kasting na nowego
asystenta, bo ten zginął pod morderczym spojrzeniem Skippera.
Dziwnym trafem jestem pierwsza...
OdpowiedzUsuńBrak komentarzy do tej pory mnie niezwykle zaskoczył. Fakt, że są święta, ale na kompa i tak się przecież wchodzi...
Ale mniejsza... Co do samej PMPM — zacznę chyba od końca:
Scena-dodatek po prostu bezcenna. ^^
Niemal spadłam z krzesła — takiego obrotu spraw się zupełnie nie spodziewałam. ;D
Z tym Szczecinem tak czy siak wyszło trochę dziko... Nie mówię, że źle, ale świadomość, że występujesz w czytanym właśnie opowiadaniu, jest dość dziwna. xD
A końcówka ostateczna... Cóż, nie mogłam powstrzymać smutnego uśmiechu. Myślę, że pożądany efekt osiągnęłaś.
Gdzieś tam mi w trakcie czytania przemknęły wierze; coś mi się zdaję, że jeszcze Cię trochę pomęczę. ;P
Dyskusje między Hansem a Etienne były po prostu boskie, szczególnie ta o optymizmie i pesymizmie.
I zachowanie Skippera podczas opatrywania rany postrzałowej... Świetnie opisane. :D
W ogóle bardzo mi się spodobał fakt, że w wyjątkowo zgrabny sposób sceny akcji i momenty poważniejsze, nostalgiczne przeplatasz elementami komicznymi, które sprawiają, że cały tekst czyta się jeszcze przyjemniej.
Cóż... Mnie jest trochę szkoda, że to już koniec. Pocieszający jest jednak fakt, że piszesz też inne opowiadania o PoMie. c:
Trochę chyba chaotyczny ten komciaszek wyszedł... ;)
Wesołych świąt!
B. L.
Napisałam Ci piękny, długi komentarz i on się skasował ;-;
OdpowiedzUsuńPowtórzę się zatem:
Jestem ZACHWYCONA.
Skipper "Dzielny Pacjent" - no mistrz.
Dodatek - spadłam z kanapy (ałć).
Dialogi, fabuła, te akcje, po prostu brakuje mi słów!
Akcja w Szczecinie boska.
Julian to jednak jest suczynsyn wredny.
Końcówka mnie rozstroiła zupełnie. Ale jakiej innej można się spodziewać?..
Tylko błędy ortograficzne i logiczne... ale przy takim nawale geniuszu można przymknąć na nie oko.
Raptor, taki długaśny jak mój?
UsuńI ja nie spadłam, ale się zachlebowałam, auć!
Ale 'suczynsyn' to genialne określenie, no!
Ano można. xd
Wreszcie tu jestem!!!
OdpowiedzUsuńHeh, wybacz mi za to niebycie. Miałam taki wypchany grafik. Z tym chlebem to istna masakrucha. Tylko wogle łazi się po tem chleb, a każdy się paczy. Ten chleb się tak dziwnie paczy. Zatrzymuje się cała ulica, a chleb się paczy. Nogi się pode mną gnąą. On mówi, że ... o śmierci już nie marzy. Dotyka mojej twarzy... i się tak dziwnie na mnie paczy! Zamiast łez okruszki toczą się po mojej... twarzy! A on na to paczy! {Nie wiesz, o co biega - patrz mój opis na gg. I zdziwisz się pewno, że sama tego nie znalazłam - znaczy musiałam w link przez kogoś podany kliknąć xD, przyznaję się.} Ale wisz, tekst zmieniony xD. Ale tak na serio, to miałam dużo do roboty.
Ej, dlaczego tak mało komów tu? It's so unfair ;D.
Rany Julek jest w Europie! xD
Lindsey... jak Fonseca prawie! xD Tylko tego filmiku z lodem nie oglądaj! xD
Haha, misja wykończyć Julka! But bombs don't really seem an option for me ;). Better blow his mind using chocolate crumbs - bread crumbs!
Atomówki!!
Eh, changing the topic again, but...
jak dokładnie odblokować tą klawiaturę? - Bo ja zawsze naciskam dużo klawiszów i działa xD.
W bloku L ;D.
Haha, z Hansem dobre - tylko zna niemycki ;P. {I have to meet Hans in private and tell him! ;p}
"To tak jak z naleśnikami. Da się jeść tylko czekoladę i tylko naleśniki, i jest to smaczne. Jednak w duecie smakują jeszcze lepiej." - hahaha, dobre! Muszę to kiedyś komuś powiedzieć ;).
"Co dwa tysiące rąk, to nie tysiąc dwieście." - hahaaha, też dobre!!!
Hahaha, Skipper jaka reakcja - normalnie boss! xD Ale ona serio mogłaby być szpiegiem. Ciekawie by było.
A Julek pracuje z chlebem i o śmierci już nie marzy! I on dotyka jego twarzy, a potem całuje, zlizując pyszny mak! I się na to paczy! Idzie i się paczy! {Chleb zawirował mi w głowie xD}
No nie, Kendra kojarzy mi się z babką od polaczka... która ma tak samo na imię jak ja! xD
A ja cem ujrzeć Parkera płaczącego! Łee, dlaczego nie dane mi to??!!
Blok N - jeszcze lepiej, kyfa!
Hans, trzeba było wszystko co do sekundy zaplanować?;
I nie, Hans, kill Julian! Just KiLL HiM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OOu, Skippciooo... LOL.
Szkoda, że nie po 7 miesiącach ;D.
Ano brakuje, Hans, ludzi brakuje do roboty zawsze - dobra, zazwyczaj! Nobla dać normalnie xD.
"Ty musisz nadrobić kilka treningów i trochę godzin się przespać, bo niedługo twój dług senny wzrośnie do takich rozmiarów, że debet ci się skończy." - hahaha, genialne!!!!
Ja czytam "Han" i zaraz "Al", i tak: WHAT THE HECK IS GOING ON HERE???!!!
"Klopsiki kontraatakują" - bezprzecznie zajebista nazwa!
Dobra, o chlebie już słuchałam ze stówkę tysięczną razy, tera czas na Die Antwoord {Ant! xD - Atomówki xD} - "I FINK U FREEKY" - to jest dopiero odlot!!!
I Antwoord, die, die, die! - Or not? xD'COZ UR FREEKY!
Al. to potem gadała po polsku, a myślała, że gada po polsku. A oni ją zrozumieli...? But I don't understand, get, whatever, this WORLD!!!!!!!
*makes you stronger - I believe it's the literal error! ;D
Bulgot jak Rico normalnie! ;p RYYYbAA!!
A ja myślałam, że SUB-ów xD.
Ciekawie to te autka wyglądają od wnętrza. Ale cii, od innego wnętrza! ;p
The driver plowed into the guardrail. But which one?! LoL ;D.
Widzę chlebową ścianę i Chlebowy Raj xD!
Jak można odetchnąć z ulgą, gdy to może być TWÓJ KONIEC??!! No chyba że się łazi po chleb ;p.
"Jeśli to jednak nie jest za słabe, to umrzemy kolorowo.
– Żartujesz sobie? Jakie kolorowo? Ja tam naszą śmierć widzę w czerwono-czarnych barwach. Z odrobiną bieli…" - kurde, zajebioza XDEka.
sZKLANKA jest taka i taka, kurde! Kuniec.
Hans versus Bulgot versus strzelanie = 100 per cent perfect combination ;P
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam 'kolorowego ataku furii'. Pozdro **.
Ja PRDL, "DZIELNY PACJENT". Bez wątpienia! ;p I przypomina mi się: Pójdę do Żabki. Może daleko, ale dają te naklejki. Za 500 dostajesz maskotkę. Bynajmniej dla mnie są one mega słodkie. Suodkie! xD
„Nie rób tak, bo skruszysz sobie zęby, a dentyści są jeszcze gorsi niż pielęgniarki” - hah, Żaneta zrobiłaby Skipperowi majonez z zębów xD.
Reklamówki kosiarek xd
Ja bym się bała zobaczyć nau w TV. {chyba} xd
Brakuje Ci 'the' przed imprą. xd
Nieszczęścia starczyłoby i dla Polski! LMFAO!!!
Może nie bąki, ale osy, who knows...
To było masło albo s, LOL.
I jaki Julek łagodny dla kobitek. Zdzifienie normalnie. xd
Grupa Gamma xD
Julek, punkt masz, cholera.
Skipper almost defeated... no! This can't be true!!!!
Te słowa, które Skipper wypowiedział i jak zabił Julka - no genialne xD!!!!!!!!!
So astonishing! (:
I kurde, no, końcówka rządzi, kurdeeee no!!!!!!!!!!!!
Ty, no, ja nie wiem, co napisać! Coraz to świetniejsze rockowate teksty piszesz! ;) Gdybym nadawała się do chwalenia, to bym Cię tak wychwaliła, ażebyś zemdlała. Lecz takiego talentu nie posiadam, buahahahahaahah...!!!! Ale i tak Cię pochwaliłam - i jak zwykle napisałam swój odjechany długi komentarz.
I okłamałaś mnie - to nie jest krótkie! Czytanie plus komentowanie zajęło koło godzinę! {oczy wielarne}
JPRDL!!! Jaki komentarz długachny!!!
Pamitej, że chleb jest bardzo ważny!!!
Stay strong! (:
Ale akcja! A teraz skupcie się chłopaki wyślijcie Kowalskiego i Szeregowego na Antarktydę. Tam ich hyba nie namierzą. Masz Mega-Bombowe-Superowo-Dynamitowe nocie.
OdpowiedzUsuńJulian to drań a oni go lekceważyli przez lata.
OdpowiedzUsuńJulek trafił do Tartaru a reszta spodkała się w zaświatach.
OdpowiedzUsuńThe heopy end w sad endzie.
���������� tak jest melduje posłusznie że ....rycze ze śmiechu
OdpowiedzUsuń