czwartek, 27 lutego 2014

NO ONE WILL EVER STOP YOUR BODY FROM DYING

No to witam.

Taaak, taak, wiem, że niektórych opowiadań nie dokończyłam i nie wiem, kiedy je dokończę – kiedy mi się zachce. W końcu u mnie na siłę się nie da, chociaż pomysły mam, no ale mam też inne pomysły.
Właściwie końcówki możecie się spodziewać, patrząc na tytuł, chociaż możecie się nie spodziewać, w jaki sposób zginie główny bohater.
Proszę nie mieć żadnych skojarzeń, bo nie traficie w moje myśli. Haha, nie no, oczywiście, że to żart. Skojarzenia jak najbardziej wskazane. Podzielcie się nimi w komentarzach ;). I tak, pewna osóbka o nicku Inna {;D} na pewno znajdzie pewne odniesienie ;D.
Twór dość spory myślę, toteż możecie czytać na raty, ale komenta zostawić nie zapomnijcie.
I heh, sama nie wiem, co myśleć o tym pomyśle. Mam nadzieję, że nie jest tragicznie.
















Poniedziałek. Prawie ósma rano. Centrum miasta. Korek na drodze. Na chodnikach wcale nie panowała lepsza sytuacja. Prawie wszyscy dokądś spieszyli. Wiedziałem, dokąd. Deszcz moczył moje buty, ale mi to w ogóle nie przeszkadzało – był przecież tak mały, że większość ludzi nawet nie rozłożyła parasolek. Szukałem wzrokiem kogoś mniej więcej w moim wieku, jednak nikogo takiego nie znalazłem. Najbliższą mi osobą była ciemnowłosa kobieta po sześćdziesiątce. Wszyscy pozostali byli młodzi i piękni. Nie borykali się z tym problemem, co ja. Zazdrościłem im. Oddałbym wszystko, aby być takim jak oni. Mógłbym być najbiedniejszym człowiekiem świata, gdybym tylko posiadał gwarancję, że nie umrę. Mógłbym mieć największe problemy, bylebym żył. Śmierć była moim wrogiem. Bałem się jej jak mało kto. Pewnie większość nastolatków roześmiałaby się, jeśli ktoś by ich zapytał o to, czy obawiają się odejścia. Nie mają powodów, by odczuwać lęk. Oni nie żyją z wiedzą, że mogą się pożegnać w najlepszym razie za trzy albo cztery lata. Nie muszą myśleć, że nie ujrzą już na oczy swoich znajomych, przyjaciół czy rodziny. Nie martwią się o nic. Nie mają po co. Zapewne nawet nie zastanawiają się, jak to jest być starym. Po pewnej chwili jakimś cudem rzuciła mi się w oczy wysoka młoda kobieta. Była dość szczupła. Rozpuszczone jasny blond włosy sięgały jej do ramion. Nosiła czarne spodnie, bordową kurtkę oraz buty na płaskim obcasie – również w kolorze bordowym. Usta pomalowała na mocną ciemną czerwień, a na rzęsy nałożyła chyba tonę granatowego tuszu. Towarzyszyła jej czarna torebka ze skóry i smartfon, który trzymała tuż przy uchu. Niemalże płakała.
- To nie była moja wina – powiedziała podniesionym głosem. – Ja nie chciałam… Wiedziałam, że będzie coś nie tak. Od początku sprawiał kłopoty. Mówiłam mu, że może się to w tym stadium źle skończyć zarówno dla mnie, jak i dla niego, ale on nie chciał mnie słuchać, tylko…
Nie wytrzymała. Tusz wraz ze łzami zaczął spływać po policzkach dziewczyny. Też problemy – pomyślałem. – Jej w porównaniu z moimi to ziarnko piasku na plaży. Nie wie, co to znaczy żyć ze świadomością, że niedługo nadejdzie czas, by opuścić ten świat. Nie wie, co to znaczy chorować. Nie wie, co to znaczy cierpieć – ale tak naprawdę – kiedy niemiłosiernie boli cię każda część ciała, kiedy w nocy nie możesz zasnąć, kiedy przewracasz się z boku na bok i myślisz o tym, że gdy zaśniesz, to możesz się już nigdy nie obudzić. Przejmuje się innymi ludźmi, nie wiedząc, co to prawdziwe problemy. Głupia. Przejmuje się i skraca sobie życie dla kogoś, kto nie jest tego wart. Blondynka usiadła na ławce, mając gdzieś to, że ta cała pokryta jest kroplami wody. Próbując się uspokoić, wyjęła z torebki chusteczkę i wydmuchała nos. Potem otarła nią policzki oraz okolice oczu.
- … A niech mnie wsadzą do więzienia. Mnie to już naprawdę nie obchodzi…
Byłem pewien, że nie udało jej się oszukać swego rozmówcy. Mówiła takim tonem, że właściwie nikt by jej nie uwierzył.
Nagle obraz zaczął rozmazywać mi się przed oczami. Czułem, że osuwam się na ziemię. I nie mogłem temu w żaden sposób zapobiec. Dobrze, że tym razem nie byłem sam, ale wylądowanie po raz kolejny w szpitalu także nie należało do moich marzeń. Wszyscy wzywali karetkę. Nikt nawet nie kwapił się zapytać, dlaczego te omdlenia u mnie w ogóle występują. Nie byłem chory – wszelkie choroby bowiem już minęły. Mdlenie powodowała głównie starość oraz nieprzychylne warunki atmosferyczne, a przynajmniej tak to określił lekarz. Nie wierzyłem mu, ale nic nie wskazywało na to, by mi dolegało coś poważnego.
Ocknąłem się. Pochylała się nade mną ta sama kobieta, na której ledwie chwilę temu zakotwiczyłem wzrok. W jej kocich oczach dało się dostrzec ślad paniki.
- Nic panu nie jest?
- Nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Czyli bez karetki się obejdzie?
Zaskoczył mnie jej uśmiech – niewielu potrafi się uśmiechnąć w takich warunkach. Lecz jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, co wypadło z jej ust. Była jedyną osobą, która nie zadzwoniła na pogotowie.
- Zdecydowanie – potwierdziłem.
- Sądzę jednak, że nie mogę tak po prostu tu pana zostawić. – Blondynka pomogła mi wstać. – Proszę iść ze mną do gabinetu. To niedaleko. Odpocznie pan i dopiero wtedy pozwolę panu odejść, ale na krótki odpoczynek szkoda liczyć. – Zaśmiała się. – Jakby co, zapachem niech się pan nie martwi. Posiadamy coś takiego, co zwą odświeżaczem powietrza.
- Jest pani lekarzem?
- Dentystą – uzupełniła, zerkając na zegarek na ręce. – No to jestem spóźniona. Lepiej, żeby się szef o tym nie dowiedział. Powinnam być już na miejscu pracy od dwudziestu pięciu minut.
Niemożliwe, że tak dużo czasu minęło. Miałem wrażenie, że było jakieś piętnaście po ósmej, a nie prawie trzydzieści. Czułem się trochę źle z tego powodu. Nie chciałem, aby przeze mnie wystąpiły w życiu kobiety kolejne komplikacje. Była zbyt miła, żeby sobie na nie zasłużyć. Jak to się dzieje na tym świecie, że wredni i chytrzy mają wszystko, a tych, co nikogo nie próbują wykiwać i wręcz pomagają innym, spotyka najgorszy los? Przeżyłem tak wiele, lecz wciąż nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Jeżeli nieznajoma wpadnie w tarapaty, będzie to wyłącznie moja wina – pomyślałem. – Zresztą, i tak jestem jej dużo winien. Była pierwszą osobą, przy której odczuwałem winę. Dlatego, że nie wezwała pogotowia. Dlatego, że nie postąpiła jak wszyscy inni. Dlatego, że w jej oczach widziałem zrozumienie, mimo że nie przeszła w życiu tyle, co ja. Musiała ją kiedyś spotkać jakaś tragedia – stwierdziłem. Być może miała chorego dziadka, podobnego do mnie, z którym spędzała wiele czasu i nauczyła się go rozumieć. Albo to przez ludzi, odwiedzających gabinet, w którym pracowała. Może opowiadali jej o swoich problemach i to tam nauczyła się współczucia i zrozumienia. Niestety, nie wypadało mi o to zapytać.
- Jakby co, zapraszam całą rodzinę na leczenie zębów – powiedziała po chwili.
- Gdybym tylko ją miał…
- Nie chcę sprawiać pani kłopotu – powtórzyłem chyba już po raz dziesiąty.
Jednak ona udawała, że mnie nie słyszy. Milczała, robiąc swoje. Wiadomo, że z ludźmi, którzy chcą dla ciebie jak najlepiej, nie wygrasz, a w każdym bądź razie twoje szanse są równe zeru. Przypominała mi moją matkę. Kiedy byłem nastolatkiem, a przecież byłem – jak każdy, choć było to tak dawno, że ledwie pamiętałem – zawsze pilnowała, bym ciepło się ubierał. Uparła się i koniec. Musiałem jej posłuchać. Właściwie miała rację. Raz, kiedy ją wykiwałem, dopadło mnie zapalenie oskrzeli. Bo ja, głupi, zaraz po opuszczeniu domu musiałem zdjąć szalik i czapkę, żeby jej i sobie udowodnić, że się nie przeziębię. Bardzo mnie wtedy denerwowało to, że tak o mnie dbała. Zgodnie z poleceniem dentystki otworzyłem drzwi, a następnie wszedłem do recepcji. Powitało mnie, prezentujące się dość przytulnie, dosyć spore pomieszczenie o bladoróżowych ścianach. Naprzeciw wejścia znajdowały się czereśniowe drzwi rozpoczynające kolejkę wykonanych z jasnego drewna krzeseł. Co trzeciemu towarzyszył mały stolik, na którym położono różnego rodzaju czasopisma. Wystrój może i nie należał do bogatych, ale mi się podobał. Kojarzył się raczej z domem aniżeli gabinetem dentystycznym – a przynajmniej takie odniosłem wrażenie.
- Zapytam, czy można panu wejść do naszego zacisznego kącika – poinformowała z uśmiechem blondynka.
Jej uprzejmość mnie zadziwiała. W tych czasach bowiem ludzie zazwyczaj nie byli uprzejmi, nawet w stosunku do starszych ludzi. Dla każdego liczyło się własne „ja”, by to „ja” miało najlepiej. Często się wyzywali tylko dlatego, żeby osiągnąć swój cel. Ciężko przychodziło im bycie miłym – twierdzili po prostu, że bycie taką osobą nie popłaca.
- Nie trzeba – zaprotestowałem. – Odpocznę tutaj, jeśli pani mnie nie chce puścić do domu.
- Widzę, że pan bardzo nie lubi gabinetów dentystycznych…
- Nie – zaprzeczyłem. – Nie znoszę narzucać się ludziom. To ja przecież jestem coś pani winien, nie na odwrót.
Kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Jakby w ogóle nie wiedziała, o czym ja mówię. Jakby do jej świadomości nie dotarło ani jedno słowo.
- My się znamy? – zapytała.
Teraz to ja wytrzeszczyłem na nią oczy. Na pewno z powodu mojego wieku nie wyglądało to tak, jak bym chciał, ale i tak posiadało czytelny przekaz.
- O co pani chodzi?
- Skoro pan twierdzi, że jest mi coś winien, to najwidoczniej musimy się znać – odparła blondynka. – Bo biorąc pod uwagę dzisiejszy dzień, jest to całkowicie niemożliwe.
Zauważyłem, że oczy młodej dentystki rozszerzają się ze strachu. Zaniepokojony, odwróciłem się i skierowałem wzrok na drzwi wejściowe. Zbliżał się ku nim jakiś kształt. Chyba to był mężczyzna. Człowiek wyglądał na dość wysokiego i najprawdopodobniej miał problemy z chodzeniem, ponieważ poruszał się bardzo powoli – chyba nawet wolniej ode mnie. Czyżby wcześniej, gdy płakała, rozmawiając przez telefon, miała na myśli jego? Rozległo się skrzypienie. Okazało się, że mężczyzna był faktycznie wysoki, przy czym bardzo stary. Jego wiek szacowałem na około osiemdziesiąt – dziewięćdziesiąt lat. Ubrany był tak, że na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że posiada spory majątek. Jego mina wyrażała niezadowolenie, a nawet chyba gniew.
- Oszustka! – zagrzmiał.
Zaskoczyło mnie to, że jego głos jest aż tak silny. I tak, nie miałem już wątpliwości – to przez niego kobieta płakała. Nie mógł być to kto inny. Ale dlaczego ją oskarżał o oszustwo? I jak w ogóle śmiał to robić? Ona nie mogła być oszustką. To mi do niej nie pasowało. Jak ktoś tak życzliwy mógłby okłamywać ludzi? Nie mieściło mi się to w głowie. Blondynka zbliżyła się do przybysza z zawziętą miną, usiłując grać twardą. Wiedziałem jednak, że jej serce rozdziera się na małe kawałeczki i po tej rozmowie ponownie się załamie. Znowu będzie wyć do telefonu i się skarżyć.
- Ja nikogo nigdy w życiu nie oszukałam – powiedziała. – No dobrze, może parę razy w dzieciństwie. Miałam koszmarnych rówieśników, którzy…
- Niech pan jej nie wierzy – zwrócił się do mnie starzec. – Ona kłamie. Zabiła moją żonę!
Musiał ją z kimś pomylić. To niemożliwe, żeby… Chyba, że chodziło o jakiś wypadek samochodowy. Wtedy ludzie tak reagują. Może niechcący zderzyli się autami i to tak, że im nic się nie stało, ale żona tego człowieka śmiertelnie ucierpiała. Wtedy bym go zrozumiał, poniekąd.
- Nikogo nie zabiłam – broniła się blondynka. – To był wypadek.
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Nie potrafiła tego wszystkiego znieść. Miałem ochotę nawrzeszczeć na oskarżyciela za to, do jakiego stanu ją doprowadzał. Jeszcze kobieta mogłaby przez niego popełnić samobójstwo. Już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że jest słaba emocjonalnie. Nic jednak nie powiedziałem, tylko słuchałem, jak na nią krzyczy, a ona mu odpowiada, tocząc z oczu kolejne porcje słonych kropel. Zdawałem sobie sprawę z tego, że powinienem coś zrobić, bo ta kłótnia źle by się mogła skończyć, ale nie ruszyłem się nawet choćby o centymetr i nie wypowiedziałem ani jednego słowa. Sparaliżowało mnie tak samo jak kiedyś za młodu. Mój kolega wykrwawił się na śmierć tylko dlatego, że nie byłem w stanie zadzwonić po pomoc. Stałem jak głupi i słuchałem jego wrzasków, patrząc, jak z jego ciała wypływa ciemnoczerwona ciecz. Do dziś prócz cyfr nic nie uległo zmianie. W takich sytuacjach stale coś mnie hamowało, nie pozwalało działać. Wreszcie ktoś zareagował. Dobrze. Trudno było mi znosić to, co właśnie działo się przed moimi oczami. Z drzwi zrobionych z drewna z czereśni wypadła jakaś kobieta po czterdziestce. Była o wiele niższa od blondynki, nawet na obcasach – i w przeciwieństwie do niej, nie można było ją zaliczyć do osób szczupłych. Mogła się pochwalić dosyć sporym brzuchem. Jej włosy miały kolor ciemnoczerwony – trochę podobny do krwi, ale nieco ciemniejszy. Były krótkie i jakby zaczesane na prawą stronę. Kobieta nosiła fartuch dentystyczny.
- Proszę stąd wyjść – rozkazała. – Przez pana mój pacjent o mało co nie dostał zawału.
- Najwidoczniej nie podała mu pani jeszcze wystarczającej dawki środków przeciwko starzeniu się – rzekł awanturnik, po czym zgodnie z poleceniem opuścił gabinet.
Kobieta o ciemnoczerwonych włosach wzruszyła ramionami, co świadczyło o tym, że ma go gdzieś.
- Nie płacz, Nina – powiedziała do blondynki. – Niedługo mu przejdzie i przestanie cię gnębić.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem. Wyjęła z torebki chusteczkę, a następnie wyszła na dwór. A co z pracą? – miałem zapytać, ale się powstrzymałem. Widocznie pacjenci umówili się z nią na późniejszą porę, ale musiała być w gabinecie na ósmą w razie, gdyby przyszedł ktoś, komu dokucza ból zęba i również dlatego, że pracodawca tak ustalił. Trzeba mieć jakieś godziny pracy ustanowione także z tego powodu, żeby kogoś zapisać, no i aby ludzie wiedzieli, kiedy mają przyjść po wszystko, co związane jest z leczeniem zębów.
- Ten człowiek ją wykończy niedługo – usłyszałem. – Przychodzi tu prawie codziennie i się na niej wyżywa, bo ją jako jedyną obchodzą cudze słowa. Raz jej nawet poradziłam, skoro nie umie zachować zimnej krwi i nie przeżywać, żeby zmieniła miejsce pracy, a ona na to, że ją znajdzie, że znajdzie ją wszędzie. Wątpię, czy wszędzie. Na drugim końcu kraju raczej nie, no ale ona nie chce wyprowadzać się aż tak daleko.
Współczułem tej młodej blondynce. Nie chciała nigdy dla nikogo źle, a los ją tak okrutnie urządził. Przez przypadek, który nie powinien mieć miejsca, natrafiła na żonę mściwego człowieka. Gdybym tylko mógł jej jakoś pomóc… Lecz chyba nie byłem w stanie. Nie miałem pojęcia, co mam robić. Jak dawniej. Znikąd sobie coś przypomniałem. Zdawałem sobie sprawę, że nie należało o tym myśleć w obecnym stanie rzeczy, ale… Tamten starzec wspomniał coś bodajże o środkach przeciwko starzeniu się. Bez wątpienia gadał bzdury, ale nie zaszkodziło zapytać, czy dziewczyna nie zna przypadkiem lekarzy, którzy mogliby się mną zająć. Chociaż zapewne nie działaliby skutecznie, ponieważ to ci nielegalni odnoszą sukcesy, a ona raczej miała do czynienia z osobami pracującymi legalnie. Nieważne zresztą. Musiałem się dowiedzieć. Pragnąłem poczuć się młodziej, choćby przed samym sobą. Mógłbym wtedy kłamać, patrząc w lustro. Mógłbym oszukiwać samego siebie, że nie jest mi tak blisko do śmierci. Musiałem spróbować, nawet, gdyby nie dało to żadnych wyników. Przecież nie było nic do stracenia. Opuściłem pomieszczenie, żeby dołączyć do młodej dentystki. Ta wpatrywała się właśnie w chmury niczym dotknięta paraliżem, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Wydawało mi się, że język brzmiał podobnie do rumuńskiego. Nie zareagowała na moją obecność. Ślad łez nadzwyczaj szybko zniknął – prawdopodobnie dlatego, że śpiewała, wbijając wzrok w jeden punkt. Najłatwiejszy sposób na walkę z emocjami.
- Przepraszam… - odezwałem się. – O czym mówił tamten mężczyzna?
Zwróciła na mnie uwagę. Co prawda, z niechęcią, ale już nie udawała, że nie istnieję.
- O tym, o czym pan słyszał – odparła.
Jej głos nagle stał się szorstki i niemiły. Była wściekła, że o to pytałem, a nawet więcej niż wściekła. Nie dziwiłem jej się. Też bym się podobnie zachował. Zacząłem się zastanawiać, czy na razie nie dać jej spokoju. Mogłem przecież przyjść tu kiedy indziej. Wystarczyło jedynie zapisać adres. Nic mi się nie stanie, kiedy dostanę informacje kilka dni później – pomyślałem. – Lepiej je otrzymać niż wrócić bez nich. Przewidywałem bowiem, że jeśli teraz przesadzę, nigdy już niczego od niej nie wydobędę. W końcu również życzliwość ludzi posiada swe ograniczenia.
- Tak – powiedziałem jednak. – Muszę się czegoś dowiedzieć i lepiej, żeby nikt mi tego nie utrudniał. Zna pani lekarzy, którzy mogą mnie trochę odmłodzić?
Starałem się utrzymywać spokojny ton głosu, żeby jej jeszcze bardziej nie wkurzyć, ale chyba niezbyt mi to wychodziło. Kobieta spojrzała na mnie ze zdumieniem. Już myślałem, że się rozpłacze i zacznie na mnie krzyczeć, gdy niespodziewanie jej wargi uniosły się w uśmiechu.
- Znam – zaśmiała się. – Będzie pan młody, że hej! Zdziwi się pan, do czego są zdolni!
Sam nie mogłem się nie zaśmiać. Oto stała przede mną szansa na poprawienie mojego życia. Aż trudno było mi w to uwierzyć.
- Tak?
- Oh, proszę pana, pan mi nie wierzy? Odmłodzą pana o jakieś dziesięć, dwadzieścia lat, albo zatrzymają proces starzenia – wedle życzenia. Tak się składa, że ja nie jestem jedynie dentystką… Też tam pracuję. Właściwie to ten gabinet dentystyczny nie jest gabinetem dentystycznym. Znaczy, jest też, ale nie pełni jednej funkcji. Głównie robi za przykrywkę, bo wie pan, ludzie lubią się czepiać i dawno byśmy przestali działać, jeśli ktoś by na nas doniósł, a znalazłoby się wielu.
Nie potrafiłem uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem. Potrafili zatrzymać starzenie się?
Czyli ich praca była nielegalna. Jak to możliwe, że ta dziewczyna przystała na coś takiego? Wyglądała na porządną, nie na kogoś, kto wyprawia takiego typu rzeczy. Ale to lepiej. Chciałem, aby się mną zajął ktoś taki – bo tylko ktoś taki mógł sprawić, bym uzyskał pożądane efekty. Niepokoiło mnie jedynie to, o co oskarżył blondynkę starszy mężczyzna. Jego żona na pewno odwiedzała gabinet w celu zatrzymania procesu starzenia się, odmłodzenia się czy czegoś w tym rodzaju. Coś się stało i zmarła. Może podali jej jakąś substancję, na którą była uczulona. Bałem się, że u mnie też się to może zdarzyć.
- A znają się panie choć trochę na leczeniu zębów?
Zapytałem o to dla żartów. Coś tam musiały wiedzieć, skoro jeszcze ich nie zamknęli.
- Jasne – zachichotała moja rozmówczyni. – Mamy taką kobietkę, która tylko się tym zajmuje. Byłabym głupia, gdybym nie zatrudniła kogoś takiego. Ona właściwie tak do końca nie wie, co robimy. Nie wie i nie chce wiedzieć, a przynajmniej tak mi powiedziała.
- A więc to pani jest szefową?
Kobieta przestała już okazywać zdziwienia moimi pytaniami, a raczej starała się je ukrywać.
- Poniekąd, ale nie do końca – wyznała. – Są ludzie pracujący na wyższych stanowiskach… Chyba pan nie myśli, że nasza placówka mieści się tylko w jednym miejscu?
No faktycznie, o tym nie pomyślałem. Jest wielu, którzy zatrudniają innych, a ci zatrudnieni zatrudniają następnych pracowników. Co zaś do placówki, jeżeli mowa o wyższych stanowiskach, nie możliwością było, żeby istniała jedna. Poza tym, to nie miałoby najmniejszego sensu.
- Absolutnie nie.
- Absolutnie nie – powtórzyła blondynka, akcentując każde ze słów. Zabrzmiało to nieco dziwnie, to znaczy tak, jakby nie urodziła się w Stanach i jej poprzedni akcent domagał się powrotu. – Mamy je rozsiane na calutkim świecie. Tam, tam, tam i tam – powiedziała, kierując palec u lewej dłoni na prawo, lewo, za siebie oraz przed siebie. – Nikomu się nie mieści w głowie, ile tego jest. Można się wystraszyć. Codziennie rano się dziwię, że nie wylądowałam za kratami. Prawdopodobieństwo tego, że skończę w pace jest zbyt duże. Są tacy ludzie jak na przykład pan Coffin, którzy się narzucają takim osobom jak ja. No ale on mi chyba nic takiego nie może zrobić. Mieliśmy kilka podobnych przypadków i jakoś funkcjonujemy. Tak czy inaczej, nikomu źle nie życzę oprócz niego. Niech skończy w trumnie, jak jego nazwisko powiada. Powiada, ale dziwne słowo.
„No ale on mi chyba nic takiego nie może zrobić” – te słowa całkowicie mi do niej nie pasowały. Były sprzeczne z tym, co działo się wcześniej. Po nich w życiu nie pomyślałbym, że kiedykolwiek płakała przez tego starca. Musiałem przyznać przed samym sobą, że ja również życzyłem mu śmierci. Miał swoje lata i planeta by odetchnęła, gdyby ją opuścił i nie musiał truć innych swoimi przemyśleniami.
- Skąd pani jest?
- Ależ słucham?! – kobieta tym razem nie umiała zamaskować zdumienia.
- Zabrzmiała mi trochę pani tak, jakby nie była stąd – rzekłem.
Trudno było mi rozpoznać, ale wydawało mi się, że jej akcent był słowiański. Raczej bardzo prawdopodobne, że się tutaj przeprowadziła za pracą, bo w Rosji czy na przykład Ukrainie chyba ciężej zrobić karierę, przynajmniej z tego, co słyszałem, ale nigdy nie interesowały mnie takie sprawy, więc niełatwo było ocenić.
- Jaka tam ze mnie pani – zaśmiała się. – Zaczyna mnie już denerwować to określenie. Wie pan, ile ja mam lat? I tak, faktycznie nie pochodzę z USA. Jestem Polką.
- Polką śpiewającą rumuńskie piosenki? – teraz to ja się zaśmiałem. - A jeśli chodzi o wiek, kobiet przecież się o to nie pyta.
- Faktycznie, faktycznie. Tu mnie pan ma, chociaż nie, nie do końca – starszych kobiet po naszych, tak zwanych, terapiach śmiało pytać można, a nawet należy. Mam taką prośbę do pana, a mianowicie, proszę mi mówić po imieniu, czyli Nina.
Bardzo miło mi się z nią gawędziło. I chętnie bym pogawędził trochę dłużej, gdyby nie niska starsza osoba o siwych włosach. Widocznie „pacjentka” blondynki. Staruszka wyglądała na przyjazną. Nie była zbyt dobrze ubrana, co wprawiło mnie w zdumienie, ponieważ za usługi, które były tutaj świadczone, trochę się płaciło, a nawet więcej niż trochę. Nie wiedziałem jeszcze, ile dokładnie za jaką przysługę, ale byłem pewny, że jej nie stać. Będzie musiała odejść z niczym. Zrobiło mi się jej trochę żal i pomyślałem, że właściwie mógłbym jej coś sfinansować. I tak miałem za dużo pieniędzy. I żadnych dzieci, zatem nie miałem powodu, by ich nie wydawać, szczególnie dla ludzi, którzy chcieli wyglądać na młodszych. Kobieta uśmiechnęła się, po czym się do nas zbliżyła.
- Pani za młoda, aby wyrywać takich starych – zażartowała.
Nina - w końcu blondynka kazała się tak nazywać - zagrała zaskoczoną, by po kilku sekundach wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Jak widać nie – powiedziała, gdy doszła do siebie.
- Który to już? W ciągu miesiąca spotykałaś się już chyba z… było ich dwudziestu, prawda?
Naprawdę mieli tu taki ruch? To aż dziwne, skoro działają nielegalnie i w dodatku w tym miejscu, stwierdziłem. Dziwne było również to, że nigdy nie słyszałem ani słowa na ich temat, biorąc pod uwagę to, czym się zajmowali. Jakieś pogłoski, chociażby małe, powinny krążyć wśród ludzi. Niepokoiło mnie to. Nie należałem do podejrzliwych, ale musieli albo być bardzo słabi albo… - chociaż nie, jeżeli ktoś nie obserwuje żadnych pozytywnych rezultatów, także rozpowiada o tym naokoło. Być może kazali innym nie opowiadać o swojej działalności, a jeśli się dowiedzieli, że ktoś jednak nie usłuchał ich nakazu, po prostu się go pozbywali. Ale w tych czasach takie rzeczy…? Nie wydawało mi się prawdopodobne, aby ktoś taki jak ta miła blondynka mógł uczestniczyć w czymś takim. No chyba, że jej o niczym nie mówili. Na świecie istniało wiele różnych przypadków, o których zwykłemu zjadaczowi chleba się w koszmarach nie śniło.
- Nie – Nina pokręciła głową. – Aż tylu to nie, przynajmniej jeśli chodzi o mnie, bo niewykluczone, że przyjęliśmy więcej.
- Sąsiadka wszystko widzi – rzekła starsza kobieta. – Sąsiadki nie okłamiesz.
Ciemność. Mam wrażenie, jakby w moją klatkę piersiową wbijały się setki igieł. Są coraz grubsze, powodują coraz to większy ból. Serce zaczyna walić jak dzikie – biegnie przed siebie, z czymś walczy, albo próbuje uciec, ale jest w pułapce. Ja jestem w pułapce. Czuję, jak krew krąży mi w żyłach. Czuję ją w każdym skrawku mego ciała. Chcę, aby to uczucie ustało. Liczę. 1, 2, 3, 4… Serce płacze. Dokonało złego wyboru. 5, 6, 7, 8… Zatrzymaj się. Dłużej tego nie zniosę. 9, 10… Igły są tak grube, że jedynie liczenie powstrzymuje mnie od krzyku. 11, 12… Nikogo nie ma w domu. 13, 14… Żona nie żyje, już od dawna. 15, 16… Nie mam dzieci. 17, 18… Nigdy ich nie miałem. 19, 20… Umrę. 21, 22… Umrę przez tę blondynkę. 23, 24… Dałem się jej omamić. 24, 25. Uwierzyłem w jej kłamstwa. Nagle jak ręką odjął wszystko ustępuje. Nie odczuwam bólu. Nie odczuwam niczego. Otwieram oczy. W powietrzu unosi się zapach kory oraz grzybów. Widzę drzewa. Są usadzone dość gęsto, poprzetykane małymi krzakami. Mają kolor rdzy. Umierają. Umierają, by po zimie odrodzić się na nowo. Słyszę jakiś obcy, nieznany i jednocześnie znany odgłos. Na drzewie znajdującym się po prawej stronie najbliżej mnie siada kruk. To coś złego. Przekaże mi za chwilę negatywną wiadomość. Może dowiem się, że moja żona tak naprawdę nigdy nie istniała… albo, że umrę ponownie oraz, że już nigdy się nie obudzę. Powie mi, że zabije mnie blondynka – zabije, bo tego chciałem, chciałem żyć, a pragnienie życia sprowadziło mnie na drogę śmierci. Ptak jednak nie odzywa się ani słowem, chociaż wyraźnie widać, że ma na to chęć. Uśmiecha się – tak, jakby ze mnie szydził, z mojej dziecinnej naiwności. Bo jestem dzieckiem - nic się nie zmieniło. Przylatuje kolejny kruk. Usadawia się koło swego towarzysza. Zauważam, że trzyma w dziobie chomika. Chomik piszczy i wyrywa się. Ilość ran na jego drobnym ciałku budzi szok, a także odrazę. Krew dosłownie się z niego wylewa. Niedługo wykrwawi się na śmierć – jeżeli to nie czarny ptak okaże się szybszy i go nie zje. Szara istotka ma zwrócony wzrok ku mnie. Jego oczy błagają o ratunek – i jednocześnie coś szepczą. Wykonałem kilka kroków do przodu – i usłyszałem ten głos – „nie działaj przeciwko prawom natury, bo źle to się dla ciebie skończy; ci, którzy działają przeciwko niej mają niecne zamiary”. Tracę zdolność widzenia. Wracam do poprzedniego stanu, a nawet jest on teraz gorszy. Igły zmieniły się w żyletki. Kroją moje ciało. Krew przepływa coraz szybciej. Mknie tak szybko, że dziwię się, że jeszcze nie rozerwała żył. Nie zamierzam umrzeć. Muszę tam iść i błagać ją, żeby coś zrobiła. Mogę wydać wszystko, żebym tylko przeżył. Gdybym był w stanie się chociażby podnieść… Krew rozrywa moje ciało. Serce staje. To koniec. I się budzę. To na szczęście jedynie sen. Jedynie, ale mam wrażenie, że coś oznacza.
Mimo obawom zgodziłem się. Nina stwierdziła, że są w stanie mnie odmłodzić o piętnaście lat. Kilka razy w tygodniu jeździłem na wizyty. Czułem się dobrze, a nawet pozbyłem się omdleń, więc po jakimś miesiącu całkowicie zapomniałem o oskarżeniach Coffina – czy jak się on tam zwał {właściwie nie wiedziałem, co się z nim stało, ale nagle po prostu przestał odwiedzać gabinet} – oraz o swoich pozostałych wcześniejszych podejrzeniach. Sam też zacząłem widzieć w lustrze efekty – co prawda, niewielkie, ale były. Nie mówili mi, co dokładnie mi wstrzykują. Co więcej, kiedyś zapytałem o to samą Ninę, jednak ona również nie chciała udzielić mi odpowiedzi. Powiedziała tylko, że nie mogą ujawniać informacji, ponieważ w przeszłości mieli pewien bardzo niemiły przypadek. Nie podobało mi się to, ale o tym fakcie także wkrótce zapomniałem. Zapomniałem chyba o wszystkim, co mnie dawniej dręczyło. Jakbym stawał się zupełnie kimś innym. Jednakże największa przemiana zaszła wtedy, kiedy blondynka zaoferowała mi przeszczep narządów. Oznajmiła, że to zajmie co najmniej kilka lat, ponieważ nie można wymienić wszystkiego od razu. Powiadomiła mnie też o tym, że gdybym nie chciał ryzykować, mógłbym jedynie przyjmować środki zatrzymujące starzenie – są o wiele pewniejsze, działają na 97% przypadków – lecz nie wydłużą życia bardziej niż dziesięć do jedenastu lat. Wspólnie doszliśmy do tego, że gdybym dokonał wszystkich przeszczepów, między innymi skóry także, plus zażywał specyfiki przeciw starzeniu się oraz inne wspomagacze, mój mózg byłby w stanie wytrzymać jeszcze jakieś dwadzieścia trzy lata dłużej niż normalnie. Co prawda, istniał mały problem – gdybym zachorował, mógłbym umrzeć nawet za rok, ale i tak czułem się tak, jakbym trafił do Nieba. Na razie moje zdrowie miało się świetnie i na nic złego się nie zanosiło.
Zbliżał się dzień pierwszej operacji. Nina nie powiadomiła mnie o tym, co dokładnie mi wymienią. Uważała, że wiedza powoduje stres prowadzący do wielu niepożądanych efektów, a tego wolałaby uniknąć. Wprawdzie powiedziała, że gdybym nalegał, byłaby skłonna wyjawić, w czym dokładnie rzecz, ale jej posłuchałem. Nie chciałem o niczym wiedzieć. Postanowiłem, że wreszcie komuś zaufam, bo wszyscy inni, których kiedyś nie usłuchałem, mieli rację. A życie było dla mnie najważniejsze.
Byłem w połowie drogi do sali operacyjnej. Mimo tego, że wiedziałem, że wszystko zmieni się na lepsze, czułem, że robię się coraz słabszy, Nie miałem siły tam iść. Po raz pierwszy od dawna zaczęły nękać mnie obawy. Co, jeśli przeszczep się nie przyjmie? Co, jeśli przydarzy mi się wypadek i już nie opuszczę murów szpitala? Zastanawiałem się, czy nie zrezygnować. Ale nie – podpowiadał mi mózg. – Nie możesz, skoro udało ci się zajść aż tak daleko. Przez przypadek masz szansę zyskać coś, co jest dla ciebie najważniejsze. Odmówisz i będziesz mieć wyrzuty sumienia przez ostatnie chwile swego życia? Wiesz, że w naturalnych warunkach długo nie pożyjesz. Byłem w kropce. Nie wiedziałem, co robić. Czułem się taki sam. Sam jak palec w świecie ludzi polujących niczym łowcy na pieniądze. Przecież Nina nie mogła mi powiedzieć, jakie tragedie mogą się stać, gdy człowiek godzi się, by go operowano. Ona miała za zadanie zachęcać innych do skorzystania z ich usług - nie na odwrót. Musiała zachęcać, żeby zarabiać. Nieoczekiwanie zainteresowała mnie sprawa narządów. Podejrzewałem, że zdobywali je na czarnym rynku, ale… nie wiedziałem, skąd dokładnie pochodzą – i to zaczęło napawać mnie strachem. Doznałem wrażenia, jak gdybym uwolnił się od jakiegoś narkotyku. Jak gdyby wcześniej ktoś wpływał na moje myśli oraz decyzje, a teraz wszystko nagle powróciło do swojego dawnego porządku. Byłem świadomy tego, co by się mogło stać, jeżelibym udał się na operację. Przedtem ktoś mną sterował, brał udział w moich decyzjach. Ktoś podsycał moje pragnienia do tego stopnia, że myślałem jedynie o nich, nie zwracając uwagi na wynikające z mych poczynań konsekwencje. Znajomy stukot obcasów. Znajome ruchy, włosy, rysy twarzy, oczy… Znając ją, chciała jeszcze chwilę ze mną pomówić. Nosiła lekarski fartuch. Była jedyną osobą, z którą mogłem porozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Lubiłem ją, jednak wiedziałem, że nasza znajomość będzie trwać strasznie krótko. Dla niej kontakt ze mną to jedynie praca, choć niekiedy trudno w to było uwierzyć.
- Proszę się nie stresować – zabrała głos blondynka.
- Staram się na tyle, na ile to możliwe – odparłem.
- Ale wziął pan dzisiaj te leki, prawda?
Zazwyczaj je brałem, lecz dziś zapomniałem. Za dużo na głowie.
NINA
Ósma rano. Szłam zatłoczonym chodnikiem, szukając kogoś co najmniej po siedemdziesiątce. Niewielu o tej porze było starych ludzi, ale łatwiej kogoś nabrać w takich warunkach. Miałam dobrą historię, w którą wierzyli wszyscy. No bo kto nie uwierzy kobiecie wyjącej do telefonu? No kto? Starsi zawsze okazywali uczucia, nie potrafili przejść obojętnie. A gdy już wdali się ze mną w rozmowę, niby z uprzejmości zapraszałam ich do gabinetu, gdzie „zdarzał” się ktoś, kto wywoływał udawane awantury, które informowały ich o tym, czym się tak naprawdę zajmujemy – oczywiście, gdy się dowiedziałam, że nie posiadają rodziny. Kiedy jakiś elegant zgodził się na przyjmowanie środków przeciwko starzeniu się, tak naprawdę wstrzykiwano mu leki halucynogenne. Miał wrażenie, że młodnieje, podczas gdy zupełnie nic się nie zmieniało. Nie mówiono mu, co jest mu podawane, żeby nie doszedł naszych kłamstw. Braliśmy pieniądze za nic i pacjent nie miał szans, żeby do tego dojść. Mieliśmy ustawionych nawet sąsiadów. Czasami zagadywali mnie, gdy osobnik był w pobliżu, no i do niego również co nieco się odzywali. Na końcu każdy człowiek kończył śmiercią. Nie potrzebowaliśmy takich, co będą się chwalić naokoło, że wydłużają sobie życie czy odmładzają, ponieważ ktoś mógłby wykryć nasz fałsz. Zastrzyk i po krzyku. Zabawne było to, że wszyscy nazywali mnie Niną. Wybrałam sobie kiedyś to imię, bo mi się podobało. Naprawdę nazywałam się Ewa Pilarska i pochodziłam z Polski. Bawiło mnie też to, że nikt nie podejrzewał, że w rzeczywistości nie należę do miłych osób. Po prostu moja praca wymagała grania kogoś takiego. Zadzwonił telefon. Odebrałam, odchodząc gdzieś na bok, gdzie było mało ludzi.
- Stało się coś? – szepnęłam. – Przecież to ja zawsze dzwonię, no i teraz nie mam nikogo na oku.
- Ten człowiek, co niby miał mieć dzisiaj operację, zwariował zaraz po twoim wyjściu. Wrzeszczy, że chce odmówić i kazał mi cię zawołać.
- Ten, co nie wziął dzisiaj leków na uspokojenie?
Właściwie nie były to żadne leki na uspokojenie, a środki halucynogenne, ale opakowania zostały zamienione tak, żeby się tego nie dowiedział. Zapomniał je zażyć, więc zaczął znowu trzeźwo myśleć.
- Tak, ten – rzekła Alison. – Trzeba mu było je podać w takim razie zamiast nic nie robić.
Ja nic nie robię?! – obruszyłam się. – Gdyby nie ja, nie zarabialiby tyle, ile zarabiali.
- Trzeba było załatwić sobie inną dziewkę do przymilania – odpyskowałam.
- Wiesz, że to nie ode mnie zależy.
- Ale jego śmierć już tak. Daj mu zastrzyk zamiast wymyślać problemy.



36 komentarzy:

  1. Wkurzający ten dziadzio. Nie chcę umierać, nie chcę umierać! Myślałam ze starsi ludzie to zazwyczaj chrześcijanie i jak mawia ksiądz na religii "nie lękajcie się śmierci". Cóż... bywa. Za to Ewę bardzo lubię... zazwyczaj wredne osoby podchodzą pod mój gust xD. A więc tak. Rzadko kiedy komu udaje się stworzyć postać która tak by mnie irytowała jak ten stary piernik. Za to masz dużego plusa, bo przez niego parę razy miałam ochotę po prosu wyjść i nie czytać, ale napisałaś tak ciekawie, że musiałam wiedzieć co będzie dalej. A więc. Bardzo mi się podoba ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooh, jak szybko komentarz swój zostawiłaś. Jestem pod wrażeniem, hehe. (:
      No wiesz, zależy kto. Zresztą trzeba stworzyć irytującą osobę nawet tylko po to, żeby stworzyć jakąś historię. Mogłabym pisać z punktu widzenia Ewy, no ale wtedy by się każdy spodziewał tego, co zajdzie na samym końcu, a tak to jest odrobinę niepewności. (:
      Hahahaha, u mnie tak samo jest. W opowiadaniach/filmach/serialach/ taką wredotę wręcz uwielbiam. ;D Ale w szkole nie, haha.
      O.o! Nie sądziłam, że ktoś mi dziś tak bardzo poprawi humor. DZIĘKUJĘ BARDZO!!!

      Usuń
  2. Taki ze mnie szybki Bill ;3
    I tu masz rację, hehe. A propos punktu widzenia, zazwyczaj jaki piszesz nowe rozdziały to dzielisz je na części, a nad każdą z nich piszesz imię postaci... to trochę mi śmierdzi Grą o Tron xD. Btw, jak ten dziadzi właściwie na imię ma? O_o
    Wredota rządzi! A w szkole zawsze się jakaś zołza albo zołz trafi, no nie? XD
    Znowu ci humor poprawiłam? Ej noo, za niedługo to ja opłaty za to będę zbierać... X3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yeap, but now kill Jill, not Bill ;D. {Takie moje dziwne myśli}
      Tak piszę, bo lubię, haha. Tak mi się wygodnie pisze. Lubię wcielać się w różne postaci. Nie czytałam "Gry o tron", naprawdę ;).
      Nie wymyśliłam mu imienia w tym tworze, ale przecie mogę mu je nadać. Albo wspólnie pomyślimy nad tym, co sądzisz? ;)
      No, ale na szczęście największa szkołowa zołza nas nie uczy, przynajmniej w naszym lice.
      Ano będziesz xD.
      Jeez, na co ja włączyłaam?! xD I nie chce mi się sięgnąć po pilota. A jeszcze uczyć się muszę... ale dzień młody ;D.

      Usuń
    2. Ja też, ale coraz częściej myślę czy by nie napisać czegoś z punktu widzenia narratora... Szczersze mówiąc to ja ogarnęłam kilka rozdziałów i nie wiem czym moja przyjaciółka się tak podnieca. Od co, seks, smoki i jeszcze raz seks.
      Ano pomyśleć możemy ;D
      U nas jest tyle szkołowych zołz, że nie da się ich zliczyć na palcach xD

      Usuń
    3. Zauważyłam. O, i jeszcze zapomniałam napisać wcześniej, że jeszcze jedna osoba powiedziała mi, że moje rozdziały czy też opowiadania przypominają GOT.
      Ja nad tym nie myślałam. Wolę pisać tak, jak mi wygodniej, hah.
      Smoki to ja tam lubię ;D, no ale one nie są tylko tam, a seksu to faktycznie dużo, nawet jeśli chodzi o serial.
      Jakieś propozycje?
      Seeerio? Biedactwo. Mnie uczą ze trzy, chociaż bardziej można je nazwać świrniętymi - niekiedy, haha.

      Usuń
  3. :3
    Pisz jak ci najlepiej, to ma być przyjemność, no nie? ^^
    Smoki są spoko, ale naprawdę nie pcha mnie do oglądania jak jakiś wyrośnięty kolo z włosami w warkocz splecionymi, skesi się z czternastolatką XD czy ile ona tam miała...
    Stefan! Nie no żartuję... To pan w podeszłym wieku więc może Henry?
    Ano biedactwo, biedactwo ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ma być, być musi! To podstawa! (:
      Hah, ale dużo muszę przewijać na fonie. Chyba najdłuższy mój tekst tutaj.
      Mnie też nie pcha, ale takie seriale tak mają. A sumie w "Da Vinci's Demons" też tak jest, ale ten serial ogląda mi się jakoś przyjemniej, jeśli chodzi o fabułę.
      Też pomyślałam o Stefanie, hahah. Mamy podobne mózgi.
      Może być w sumie Henry. Kojarzy mi się z "I Am Number Four". Dawno w sumie nie miałam z tym do czynienia, ale pamiętam, jak się nazywał dziadzio. Pamiętam! Oh, jestem genialna! xD

      Usuń
  4. No to na komputer się przeżuć, w czym problem? No chyba ze nadal w szkole siedzisz XD
    Mam to gdzieś zapisane, ale nadal się nie zabrałam... trza w końcu jakiś postęp zrobić w tych serialach xD
    :D
    Geniusz w najczystszej postaci x3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Ty, aż tak dokuczliwe to to nie jest. (:
      Przeżuć xD. Nie mam gumy ;D.
      Raczej w czasie szkoły to ja postępów serialowych żadnych nie zrobię. To z cudem graniczy. Nie ma czasu na to wszystko. (:
      Haha, xD.
      I nie, nie siedzę w szkole, bo dzisiaj nie poszłam.
      Wiesz co? Zjadłam rybę i popiłam ją mlekiem. Tego chyba nie wolno, co?

      Usuń
    2. Przerzuć. Chodziło o przerzuć. Drobny błąd, zdarza się xD
      Buuuu a mi się ferie kończąą TT.TT
      Nie wolno. Zrobiłaś to specjalnie? Spryciula jedna xD

      Usuń
    3. Wiem, xD. A ja szukam zawsze powodów do żartów ;).
      Oj, ale biedna jesteś.
      Hahaha, podobno nie wolno według mojej mamy, jeśli dobrze zapamiętałam, ale mi i tak nic po takim żarciu nie jest. Gorzej, jakby były pierogi ze sklepu czy co tam innego. Kiedyś zjadłam takie uszka czy jak się to zwie i wymiotowałam.

      Usuń
  5. Jesteś pierwszą, która wpadła na taki pomysł. Gratuluję.
    Opowiadanie bardzo nieprzewidywalne, i to dobrze. Sama dałam się nabrać na te jej oszustwa.
    Polka? Czemu?!
    Moją opinię w sumie znasz. Świetny tekst.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję xD. A nawet gdybym nie była pierwszą, to ktoś inny opisałby to wszystko inaczej.
      Dziękóva!
      Dobrze, że mój niecny plan mi się udał., huehue.
      Bo tak chciałam XD. Lubię czasem odwołania do Polski i... nie ma tam żadnej ukrytej wiadomości. A może jesteś blondynką? ;D {Niestety, nie wiem, jak wyglądasz, ale po Twojej reakcji stwierdzam, że mogłabyś być blondynką albo po prostu zaskoczoną dziewczyną widzącą odniesienie do swego kraju. p}
      Niom, znam, ale komentarze też lubię.
      Ciekawa jestem, czy dodasz coś o tych "dziwnych zwierzętach" na ZO ;). Jakaś może dziwna historia? (:
      A co do leniwca, możesz przecie w odpowiednim miejscu dodać sobie 'friggin' awesome". xD

      Usuń
  6. Ooooo xD I mnie tu wymieniłaś na mównicy xD hahah ;)))
    No tak, nie dziwią mnie myśli owego starca, który widzi tłum młodych ludzi, co zapewne nie myśleli o śmierci, nie mieli problemów zdrowotnych, czy też nie martwili się, że umrą. A on? Ten starzec im zazdrościł, dalby im wiele, ale cóż... Troche wydawał się zbyt utrapiający. W dość samolubny sposób pomyślał o płaczącej blondynce, która faktycznie zrobiła coś i miała kłopoty, a on tak po prostu uważał to za błahostki... No cóż... starzec zazdrościł, chciał być młody... Na tyle że prawie by trafił do szpitala. Ale ta blondynka jesdnak nie była obojętna na niego. Dentystka postanowiła mu pomóc..
    Myslałam że owa kobieta jest dobra duszą, a tu popatrz! W sumie dobra do psychiatryka, nadawałaby się tam jako zła siostra pielegniarka. A dziadek nieźle dał się oszukac, można tak stwierdzić. Przeczytałam od poczatku az po koniec. Bardzo wciągające opowiadanie, naprawdę.
    Pozdrawiam sedecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczego wczesniej nie wiedziałam,że opublikowałaś to opowiadanie, co? Powinnaś mnie informowac, bym była na bierząco ;) ;* Pozdrawiam raz jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uhu, sprezentowałaś mi dwa komentarze tu ;). Jakżem szczęśliwa.
      Ooo, jestem zadziwiona, że odnalazłaś w sobie takie pokłady sił, żeby wykrzesać z siebie tak spory komentarz, który jest na temat ;). Wiesz, tak to opisałaś, że każdy byłby się pomylił co do niej. Nikt nie podejrzewałby Ewy o tak niecne czyny ;). Mówisz, że by się nadawała? Oj, bardzo, ha! Zresztą, chcesz, to sobie możesz pożyczyć jej osobowość i wygląd do swojego opowiadania. Byłoby ciekawie to czytać, haha. A jaka mina byłaby szczerząca! Tylko wiesz, zawód jej musisz zmienić xD.
      Wiesz, jakbym była osobą chcącą się odmłodzić za wszelką cenę i natrafiłby się ktoś taki, to chyba postąpiłabym tak samo. Zresztą, Nina czy tam Ewa, dobrze wie, jak zwabić do siebie człowieka ;D. A co jeszcze tyczy się starca, on tak ma, że mu się słabo robi i to raczej nie przez to pragnienie bycia młodym. Tak bardzo chciał być młody i żyć dłużej, że wysłało go to w przeciwną stronę.
      I aaah, ta mównica xD. To nie dziwne, że Cię wspomniałam. Haha, nie uważam się za ważną osobę mającą innych za poddanych, którzy nic nie znaczą. (:
      Poinformowałabym Cię, wierz mi. Gdybyś nie udawała, że nie istniejesz!!!
      I haha, pewnie teraz zapamiętałaś znaczenie słowa 'coffin', aah. ;D
      KUURDE, pozdrowienia. Coś się dzieje. I to podwójne. Coś się dzieje podwójnie xD. A ja nikogo nie pozdrawiam, haha! Nie no, serio, nie mam w zwyczaju, bo nawet mi to nie poprawia humoru. Humor to się poprawia oceną, za którą Ci serdecznie dziękuję. ;)

      Usuń
  8. Nie powiem, ale już wyrobiłaś sie z czytaniem u mnie xD został Ci tylko jeden rozdział. OMG! To już?
    Lubię sypac takimi prezentami, a jak! Komentować lubię, ale tylko wtedy, gdy i mi się komentuje haha, coś za coś...cóż, i tutaj na blogerze takie rzeczy się dzieją.
    Słucham? No coś ty! Pisało mi się płynnie, i wydawało, że nie na temat trochę, bo przecież to trochę jak analiza wyszła, albo streszczenie na maxa xD haha, bynajmniej nie skłamałam, bo przeczytałam od początku aż do końca. Trochę zmyliłas mnie na początku, bo bardziej byłam zdania, że starzec jest egoistą, a płacząca blondynka życiową porażką, bo płakała wśród ludzi i umazała sie niezle. A tu bach! Nasza blondynka pokazała pazurki, a staruszek... taki naiwniaczek, oj oj oj.
    Tak, gdyby ktoś powierzchownie czytał i tylko sugerował na komentarzu - szczególnie moim to by był zmylony niezle co do Ewy, ale cóż. Ona pokazała swoja drugą twarz, o tym tez wspomniałam xD
    Oh, naprawdę? Może będzie jako nowa pielęgniarka i będzie znęcała się nad biedną Alexandrą. haha xD hmm... dobry pomysł, wiesz. Dziękuję, może sobie ją wezmę. Świetny pomysł mi dałaś ;*
    Tak, ich milutkie słowa mogłyby niezle zmylić, ale raczej nie poszłabym na taki układ by sie odmłodzić. To niemożliwe. Szczególnie gdyby jakiś facet wyskoczył i wyzwał je od oszutek to bym uciekła jak najdalej hahaha xD to i tak było podejrzane, jak wtedy ten koleś po 60 tce jak się nie mylę oskarzał ją.
    Ja udawałam? No coś ty. Przez pewien czas nie zaglądałam na Pustą Gwiazdę (...), zrobiłam to dopiero wczoraj jak się nie myle.
    Ale naprawde mało kiedy ktoś mnie wymieni u siebie w poście, wiec jakieś wyróżnienie to jest xD
    Nie wiem, ale ja przewaznie pozdrawiam pod kazdym komentarzem ktory publikuje na blogach, choc zdarza sie ze zapomne.
    E tam... taka ocena xD
    Opowiadanie naprawde ciekawe z perspektywy starca szczególnie ;) podziwiac ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, no to jestem załatwiona. Czekać na autobus muszę, cholera! I się źle czuję. W ogóle dzisiaj przed matmą przez przypadek za dużo amolu łyknęłam. Taa, no, zauważyłam, że idzie. W ogóle dzisiaj mieliśmy dwie matematyki, jedna średnia, a druga może być. Haha, zgadnij, dlaczego, łobuzie!
      Jeden rozdział, ha! A ile ich masz do tej pory? 10, tylko 10. To nie żaden wyczyn godny Guinessa. Ale chwila, czekaj, wróć. Dajcie mi Guinessa!!!
      Quid quo pro deal, powiadasz? Ja mam dokładnie tak samo.
      A ja wcale nie twierdzę, że nie pisało Ci się płynnie. A chcesz, to możesz i analizę walnąć. A co!
      Ja wcale nie twierdzę, że możesz kłamać, chociaż jest sporo takich osób, tak, tak...
      Zmyłkii kochaaane, aaah. Najbardziej lubię zwroty akcji i takie niespodziewane cuśśie, więc Ty się strzeż mnie! Zresztą, planuję wymyślić coś, co się śmiercią nie zakończy dla jednego z głównych bohaterów, ale będzie zaskakujące niczym cholera biegła w drewnie. Ciiicho!
      Zajebisty pomyseł, mówisz Ty? A dziękówa parapetówa! Trzeba to oblać!
      No i idealnie ujęłaś to, co się działo z Ewą w tym opowiadaniu. Haha, a imię jej zmienisz? xD
      Wiesz, zależy jaki facet. Ten się zachowywał tak, jakby robił awantury z byle powodu i niesłusznie Ewę oskarżał. Zresztą, nie uwierzyłabyś wtedy blondynce, że chciała dobrze?
      Aaa...
      Ja tam kilka razy dostałam dedykację ;), ha! Geniusz! PRO!!!!!
      Wiesz, myślę, że Ci dedyka niedługo sprawię.
      Sssserio ssserioooo? O, kufa!
      Ale mnie tu chwalisz! Aż się muszę schować pod ławkę! {przez mój dziwny mózg najpierw pomyślałam "pod sedes", haha}

      Usuń
    2. O ja Cię!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1 Przedawkowałaś amol, omg!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nienawidze matematyki, dla mnie to czarna magia! Ble, matma, ble xD Eh, na jednym mam 69 rozdziaów xD hahahah, zapewne po trzech byś się poddała xD żartuję, ale wszystkiego można się spodziewać ;) Załóż se bloga o tych rekordach hahah xD
      Analiza swoja drogą, ja mieszam w komentarzu hahah to analiza, to jaks opinia, to znów coś innego gagaga xD
      Oh, u mnie na blogach zdarzały sie osoby, które udawały ze czytały, atakie bzdetki w komentach pisały, ze ulala xD
      Imie na pewno jej zmienię, to na bank! Hahah xD Ale nie wiem jeszcze czy ją uzyję teraz czy w pozniejszych rozdziałach, to sie okaze hahhaha xD Z początku jej wierzyłam, a później juz nie xD
      Dzieki dzieki, ja lubić dedyk xD
      hahaha pod sedes, dobre dobre xD

      Usuń
    3. Auraaaa, auraaaa, Machete, Machete...! {Wybacz, łazi mi po głowie "Aura" Gagi. Ale to jest zajebisty tekst: I killed my former and left her in the trunk on Highway 10 [Straight up or flair?] Put the knife under the hood. If you find it, send it straight to Hollywood. Tak, ten tekst jest najzajebistowski, i ten ton, i potem, jak dzwoni telefon do prezydenta taka zajebiostyczna muza. A potem: this is the President. A Gaga w piosence: Ha ha ha. Ogólnie to mam dziwne skojarzenia związane ze słowem 'peek', no i z całym teledyskiem. A, i potrzebujesz tłumaczenia tego fragmentu?}
      Ano przedawkowałam xD.
      Ja powiem tak, przedawkowałam, bo się na nią zagapiłam, haha. Też nie jestem uzdolniona matematycznie, ale mamy świetną babkę. Takiej ze świeczką szukać. Ale tak w ogóle, po rady to najlepiej do babki od angla. Była podobno słaba z matmy i śmiała się, że gdyby musiała ją zdawać, nie wie, czy by zdała. Bo miała tak, że, kurde, nie musiała. I śmieję się z niektórych zdań, bo widać, że nie cierpi matmy i chciałaby wygrać jakąś sumkę xD, a przynajmniej często powtarzany motyw. W ogóle to nasza od polaczka też słaba z matmy podobno.
      Gagaga? Ukrywasz Gagę? Kurczę pieczone, grubsza sprawa.
      Ciekawa żem, co takiego pisały.
      ILE ROZDZIAŁÓW?
      - Machete, everywhere Machete.
      - There is only one Machete.
      xD
      Ale ona ma świetne imię przecie!
      MACHETE!!!
      "Do you wanna see me naked lover? Do you wanna peek underneath the cover? Do you wanna see the girl who lives behind the aura, behind the aura..." Big ROTFL.
      Coś dziwnego z moją klawiaturą. Mamy problem.
      Każdy lubić dedyk xD.
      Wiesz, że to genialny pomysł na śmierć? Aaah, sedesy...

      Usuń
    4. Ech, mam dziś zdołowany dzień... Już sama nie wiem co mam robić (...) chyba się rozbeczę ;((( ... buuuu
      Nie słuchałam nowych piosenek Gagi; więc jeszcze nie kojarzę jej tych tekstów, haha!
      Ja też przedawkowałam, ale Warki Cytrynowej, hueheu xD
      Nie ukrywam Gagę, kin sama wychodzi, noooo xD
      Tak, genialny pomysł, tak tak xD hahah, różne znam [pomysły na napisanie o śmierci heheh xD ;))) może lepiej juz idę
      INNA

      Usuń
    5. Niestety znam to uczucie, ale nie łam się. Grunt to złamać sedes xD.
      Tiaaa... akurat wierzę. To takie zabawne, kużwa...
      A ja jeszcze przedawkowałam rynnę i co?
      Wolę nie wiedzieć, skąd wychodzi, z której części w sensie xD.
      Albo nie! Wróć! Jam jak Rico! Chce widzieć i paczeć! I wiedzieć!
      Tiaaaaaa... a sedes się w to włącza? xD Czekej, to moje!
      DLACZEGO ???!!!

      Usuń
  9. Witam! Przepraszam najmocniej, że zostawiam tutaj spam, ale nie zauważyłam nigdzie indziej odnośnika do takich rzeczy, wiec zapraszam do siebie, jesli chcecie zareklamować swojego bloga. Dopiero zaczynam. Pozdrawiam, i przepraszam raz jeszcze!
    ___________
    http://chillin-cro-du.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, mogłaś chociaż zwrócić uwagę na moją twórczość tak zwaną.
      Nie, ja nie chcę, ale w sumie nie decyduję o wszystkim sama, zatem napisz do Finite. Może połknie haczyk.
      Ależ przeprosiny nic nie dają, a spamerów uwielbiam tępić. Pozdrowionka!

      Usuń
    2. My dearAndro,
      Mam ostatnio dużo na głowie, ale jak tylko znajdę czas, przeczytam c:
      inFinite

      Usuń
    3. Oo, nawet tutaj mi obiecujesz! (:
      Dzięki, hah. I wiem, że się na Ciebie dużo zwaliło. Chciałabym Ci w sumie pomóc, ale raczej się nie da.

      Usuń
    4. No, ja się tam zapisałam xD A raczej wszystkie blogi podałam do0 spisu w nadziei, że złapię więcej czytelników hahaha xD Jestem w różnych katalogach pozapisywana xD a czytelników nie mam tak nie mam...w ogóle po co te spisy...

      Usuń
    5. Są po to, żebyś się pytała :}.

      Usuń
    6. no i się pytam ;))
      Inna

      Usuń
    7. Inteligentne, nie powiem xD.

      Usuń
    8. I kude, wiem, że to Ty!!!€€!!!!!!!!!!

      Usuń
  10. Witam! Z dumą informuję, że damian-szaleje.blogspot.com powraca i to już 15.04! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się pytam, kto to czyta? I kto prosi o imformowanie o rozdziałach na tym blogu? Jeżeli to nie była prośba o subskrypcję, a reklama bloga, to bardzo dziękuję :*
      Jeśli jednak to zwykły spam i nikt tego bloga nie czytam, to również proszę o informacje.
      InFinite

      Usuń
    2. Pamiętam, że dawno jak zaczynałam z bloggerem, to był jeden z pierwszych blogów, na które wpadłam, ale przeczytałam nie więcej niż ze dwa rozdziały. Nie prosiłam o żadne informowanie, nie przypominam sobie. Jak ten ktoś zawiesił bloga, a teraz rusza dalej, to na pewno sprawdził, kto wcześniej u niego komentował i po prostu poinformował wszystkie te osoby, tak myślę.

      Usuń
  11. Witam! Z dumą informuję, że damian-szaleje.blogspot.com powraca i to już 15.04! :)

    OdpowiedzUsuń

Została włączona moderacja komentarzy, przepraszamy za utrudnienia! Dziękujemy za komentarze! Każdy komentarz się dla nas liczy!