No to witam.
Taaak, taak, wiem, że niektórych opowiadań nie dokończyłam i nie wiem, kiedy
je dokończę – kiedy mi się zachce. W końcu u mnie na siłę się nie da, chociaż
pomysły mam, no ale mam też inne pomysły.
Właściwie końcówki możecie się spodziewać, patrząc na tytuł, chociaż możecie
się nie spodziewać, w jaki sposób zginie główny bohater.
Proszę nie mieć żadnych skojarzeń, bo nie traficie w moje myśli. Haha, nie
no, oczywiście, że to żart. Skojarzenia jak najbardziej wskazane. Podzielcie
się nimi w komentarzach ;). I tak, pewna osóbka o nicku Inna {;D} na pewno
znajdzie pewne odniesienie ;D.
Twór dość spory myślę, toteż możecie czytać na raty, ale komenta zostawić
nie zapomnijcie.
I heh, sama nie wiem, co myśleć o tym pomyśle. Mam nadzieję, że nie jest
tragicznie.
Poniedziałek. Prawie ósma rano. Centrum miasta. Korek na
drodze. Na chodnikach wcale nie panowała lepsza sytuacja. Prawie wszyscy dokądś
spieszyli. Wiedziałem, dokąd. Deszcz moczył moje
buty, ale mi to w ogóle nie przeszkadzało – był przecież tak mały, że większość ludzi nawet nie rozłożyła
parasolek. Szukałem wzrokiem kogoś mniej więcej w
moim wieku, jednak nikogo takiego nie znalazłem.
Najbliższą mi osobą była ciemnowłosa kobieta po sześćdziesiątce.
Wszyscy pozostali byli młodzi i piękni. Nie borykali się z tym
problemem, co ja. Zazdrościłem im. Oddałbym wszystko, aby być takim jak oni.
Mógłbym być najbiedniejszym człowiekiem świata, gdybym tylko posiadał
gwarancję, że nie umrę. Mógłbym mieć największe problemy, bylebym żył. Śmierć
była moim wrogiem. Bałem się jej jak mało kto. Pewnie większość nastolatków
roześmiałaby się, jeśli ktoś by ich zapytał o to, czy obawiają się odejścia.
Nie mają powodów, by odczuwać lęk. Oni nie żyją z wiedzą, że mogą się pożegnać
w najlepszym razie za trzy albo cztery lata. Nie muszą myśleć, że nie ujrzą już
na oczy swoich znajomych, przyjaciół czy rodziny. Nie martwią się o nic. Nie
mają po co. Zapewne nawet nie zastanawiają się, jak to jest być starym. Po
pewnej chwili jakimś cudem rzuciła mi się w oczy wysoka młoda
kobieta. Była dość szczupła. Rozpuszczone jasny blond włosy sięgały jej do
ramion. Nosiła czarne spodnie, bordową kurtkę oraz
buty na płaskim obcasie – również w
kolorze bordowym. Usta pomalowała na mocną ciemną czerwień, a na rzęsy nałożyła chyba tonę granatowego tuszu. Towarzyszyła jej
czarna torebka ze skóry i smartfon, który trzymała tuż przy
uchu. Niemalże płakała.
- To nie była moja wina – powiedziała
podniesionym głosem. – Ja nie chciałam…
Wiedziałam, że będzie coś nie tak. Od początku
sprawiał kłopoty. Mówiłam mu, że może się to w tym stadium źle skończyć zarówno
dla mnie, jak i dla niego, ale on nie chciał mnie słuchać, tylko…
Nie wytrzymała. Tusz wraz ze łzami zaczął spływać po
policzkach dziewczyny. Też problemy – pomyślałem. – Jej
w porównaniu z moimi to ziarnko piasku na plaży. Nie
wie, co to znaczy żyć ze świadomością, że niedługo nadejdzie czas, by opuścić ten świat. Nie
wie, co to znaczy chorować. Nie wie, co to znaczy cierpieć – ale
tak naprawdę – kiedy niemiłosiernie
boli cię każda część ciała, kiedy
w nocy nie możesz zasnąć, kiedy przewracasz się z boku
na bok i myślisz o tym, że gdy zaśniesz, to możesz się już nigdy nie obudzić.
Przejmuje się innymi ludźmi, nie wiedząc, co to
prawdziwe problemy. Głupia. Przejmuje się i skraca
sobie życie dla kogoś, kto nie
jest tego wart. Blondynka usiadła na ławce, mając gdzieś to, że ta cała pokryta jest kroplami wody. Próbując się uspokoić, wyjęła z
torebki chusteczkę i wydmuchała nos. Potem otarła nią policzki
oraz okolice oczu.
- … A niech mnie wsadzą do więzienia.
Mnie to już naprawdę nie obchodzi…
Byłem pewien, że nie udało jej się oszukać swego rozmówcy. Mówiła takim
tonem, że właściwie nikt by jej nie uwierzył.
Nagle obraz zaczął
rozmazywać mi się przed oczami. Czułem, że osuwam
się na ziemię. I nie mogłem temu w żaden sposób zapobiec. Dobrze, że tym
razem nie byłem sam, ale wylądowanie
po raz kolejny w szpitalu także nie należało do moich marzeń. Wszyscy
wzywali karetkę. Nikt nawet nie kwapił się zapytać,
dlaczego te omdlenia u mnie w ogóle występują. Nie byłem chory – wszelkie choroby bowiem już minęły.
Mdlenie powodowała głównie starość oraz nieprzychylne warunki atmosferyczne, a
przynajmniej tak to określił lekarz. Nie wierzyłem mu, ale nic nie wskazywało
na to, by mi dolegało coś poważnego.
Ocknąłem się. Pochylała się nade mną ta sama kobieta, na której ledwie chwilę temu
zakotwiczyłem wzrok. W jej kocich oczach dało się dostrzec
ślad
paniki.
- Nic panu nie jest?
- Nie – odpowiedziałem
zgodnie z prawdą.
- Czyli bez karetki się
obejdzie?
Zaskoczył mnie jej uśmiech – niewielu potrafi się uśmiechnąć w takich
warunkach. Lecz jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, co wypadło z jej
ust. Była jedyną osobą, która nie zadzwoniła na
pogotowie.
- Zdecydowanie – potwierdziłem.
- Sądzę jednak, że nie mogę tak po prostu tu pana zostawić. –
Blondynka pomogła mi wstać. – Proszę iść ze mną do gabinetu. To niedaleko. Odpocznie pan i
dopiero wtedy pozwolę panu odejść, ale na krótki odpoczynek szkoda liczyć. – Zaśmiała się. – Jakby
co, zapachem niech się pan nie martwi. Posiadamy coś takiego,
co zwą odświeżaczem powietrza.
- Jest pani lekarzem?
- Dentystą – uzupełniła, zerkając na zegarek na ręce. – No
to jestem spóźniona. Lepiej, żeby się szef o
tym nie dowiedział. Powinnam być już na
miejscu pracy od dwudziestu pięciu minut.
Niemożliwe, że tak dużo czasu minęło. Miałem wrażenie, że było jakieś piętnaście po ósmej, a nie prawie trzydzieści. Czułem się trochę źle z tego
powodu. Nie chciałem, aby przeze mnie wystąpiły w życiu
kobiety kolejne komplikacje. Była zbyt miła, żeby sobie na nie zasłużyć. Jak to
się dzieje na tym świecie, że wredni
i chytrzy mają wszystko, a tych, co nikogo nie próbują wykiwać i wręcz
pomagają innym, spotyka najgorszy los? Przeżyłem tak
wiele, lecz wciąż nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Jeżeli
nieznajoma wpadnie w tarapaty, będzie to wyłącznie moja wina – pomyślałem. –
Zresztą, i tak jestem jej dużo winien.
Była pierwszą osobą, przy której odczuwałem winę.
Dlatego, że nie wezwała pogotowia. Dlatego, że nie
postąpiła jak wszyscy inni. Dlatego, że w jej
oczach widziałem zrozumienie, mimo że nie
przeszła w życiu tyle, co ja. Musiała ją kiedyś spotkać jakaś tragedia
– stwierdziłem. Być może miała chorego dziadka, podobnego do mnie, z którym spędzała wiele
czasu i nauczyła się go rozumieć. Albo to przez ludzi, odwiedzających
gabinet, w którym pracowała. Może opowiadali jej o swoich problemach i to tam
nauczyła się współczucia i zrozumienia. Niestety, nie wypadało mi o to
zapytać.
- Jakby co, zapraszam całą rodzinę na leczenie
zębów – powiedziała po chwili.
- Gdybym tylko ją miał…
- Nie chcę sprawiać pani kłopotu – powtórzyłem chyba
już po raz dziesiąty.
Jednak ona udawała, że mnie
nie słyszy. Milczała, robiąc swoje. Wiadomo, że z ludźmi,
którzy chcą dla ciebie jak najlepiej, nie wygrasz, a w każdym bądź razie
twoje szanse są równe zeru. Przypominała mi moją matkę. Kiedy
byłem nastolatkiem, a przecież byłem – jak
każdy, choć było to tak dawno, że ledwie
pamiętałem – zawsze pilnowała, bym
ciepło się ubierał. Uparła się i koniec. Musiałem jej
posłuchać. Właściwie miała rację. Raz, kiedy ją wykiwałem, dopadło mnie
zapalenie oskrzeli. Bo ja, głupi, zaraz po opuszczeniu domu musiałem zdjąć szalik i
czapkę, żeby jej i sobie udowodnić, że się nie
przeziębię. Bardzo mnie wtedy denerwowało to, że tak o
mnie dbała. Zgodnie z poleceniem dentystki otworzyłem drzwi,
a następnie wszedłem do recepcji. Powitało mnie,
prezentujące się dość przytulnie, dosyć spore
pomieszczenie o bladoróżowych ścianach. Naprzeciw wejścia
znajdowały się czereśniowe drzwi rozpoczynające kolejkę
wykonanych z jasnego drewna krzeseł. Co trzeciemu towarzyszył mały stolik,
na którym położono różnego rodzaju czasopisma. Wystrój może i nie
należał do bogatych, ale mi się podobał. Kojarzył się raczej z
domem aniżeli gabinetem dentystycznym – a przynajmniej
takie odniosłem wrażenie.
- Zapytam, czy można panu
wejść do naszego zacisznego kącika –
poinformowała z uśmiechem blondynka.
Jej uprzejmość mnie zadziwiała. W tych
czasach bowiem ludzie zazwyczaj nie byli uprzejmi, nawet w stosunku do starszych
ludzi. Dla każdego liczyło się własne „ja”, by to „ja” miało
najlepiej. Często się wyzywali tylko dlatego, żeby osiągnąć swój
cel. Ciężko przychodziło im
bycie miłym – twierdzili po prostu, że bycie
taką osobą nie popłaca.
- Nie trzeba – zaprotestowałem. –
Odpocznę tutaj, jeśli pani mnie nie chce puścić do domu.
- Widzę, że pan bardzo nie lubi gabinetów dentystycznych…
- Nie – zaprzeczyłem. – Nie znoszę narzucać się ludziom.
To ja przecież jestem coś pani winien, nie na odwrót.
Kobieta spojrzała na mnie
ze zdziwieniem. Jakby w ogóle nie wiedziała, o czym ja mówię. Jakby
do jej świadomości nie dotarło ani jedno słowo.
- My się znamy? – zapytała.
Teraz to ja wytrzeszczyłem na nią oczy. Na
pewno z powodu mojego wieku nie wyglądało to tak, jak bym chciał, ale i
tak posiadało czytelny przekaz.
- O co pani chodzi?
- Skoro pan twierdzi, że jest mi
coś winien, to najwidoczniej musimy się znać – odparła
blondynka. – Bo biorąc pod uwagę dzisiejszy dzień, jest to
całkowicie niemożliwe.
Zauważyłem, że oczy młodej dentystki rozszerzają
się ze strachu. Zaniepokojony, odwróciłem się i skierowałem wzrok na drzwi
wejściowe. Zbliżał się ku nim jakiś kształt. Chyba to był mężczyzna. Człowiek
wyglądał na dość wysokiego i najprawdopodobniej miał problemy z chodzeniem,
ponieważ poruszał się bardzo powoli – chyba nawet wolniej ode mnie. Czyżby
wcześniej, gdy płakała, rozmawiając przez telefon, miała na myśli jego?
Rozległo się skrzypienie. Okazało się, że mężczyzna był faktycznie wysoki, przy
czym bardzo stary. Jego wiek szacowałem na około osiemdziesiąt –
dziewięćdziesiąt lat. Ubrany był tak, że na pierwszy rzut oka dało się
stwierdzić, że posiada spory majątek. Jego mina wyrażała niezadowolenie, a
nawet chyba gniew.
- Oszustka! – zagrzmiał.
Zaskoczyło mnie to, że jego głos jest aż tak
silny. I tak, nie miałem już wątpliwości – to przez niego kobieta płakała. Nie
mógł być to kto inny. Ale dlaczego ją oskarżał o oszustwo? I jak w ogóle śmiał
to robić? Ona nie mogła być oszustką. To mi do niej nie pasowało. Jak ktoś tak
życzliwy mógłby okłamywać ludzi? Nie mieściło mi się to w głowie. Blondynka
zbliżyła się do przybysza z zawziętą miną, usiłując grać twardą. Wiedziałem
jednak, że jej serce rozdziera się na małe kawałeczki i po tej rozmowie
ponownie się załamie. Znowu będzie wyć do telefonu i się skarżyć.
- Ja nikogo nigdy w życiu nie oszukałam –
powiedziała. – No dobrze, może parę razy w dzieciństwie. Miałam
koszmarnych rówieśników, którzy…
- Niech pan jej nie wierzy – zwrócił się do mnie
starzec. – Ona kłamie. Zabiła moją żonę!
Musiał ją z kimś pomylić. To niemożliwe, żeby…
Chyba, że chodziło o jakiś wypadek samochodowy. Wtedy ludzie tak reagują. Może
niechcący zderzyli się autami i to tak, że im nic się nie stało, ale żona tego
człowieka śmiertelnie ucierpiała. Wtedy bym go zrozumiał, poniekąd.
- Nikogo nie zabiłam – broniła się blondynka. –
To był wypadek.
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Nie
potrafiła tego wszystkiego znieść. Miałem ochotę nawrzeszczeć na oskarżyciela
za to, do jakiego stanu ją doprowadzał. Jeszcze kobieta mogłaby przez niego
popełnić samobójstwo. Już na pierwszy rzut oka dało się stwierdzić, że jest
słaba emocjonalnie. Nic jednak nie powiedziałem, tylko słuchałem, jak na nią
krzyczy, a ona mu odpowiada, tocząc z oczu kolejne porcje słonych kropel.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że powinienem coś zrobić, bo ta kłótnia źle by
się mogła skończyć, ale nie ruszyłem się nawet choćby o centymetr i nie
wypowiedziałem ani jednego słowa. Sparaliżowało mnie tak samo jak kiedyś za
młodu. Mój kolega wykrwawił się na śmierć tylko dlatego, że nie byłem w stanie
zadzwonić po pomoc. Stałem jak głupi i słuchałem jego wrzasków, patrząc, jak z
jego ciała wypływa ciemnoczerwona ciecz. Do dziś prócz cyfr nic nie uległo
zmianie. W takich sytuacjach stale coś mnie hamowało, nie pozwalało działać.
Wreszcie ktoś zareagował. Dobrze. Trudno było mi znosić to, co właśnie działo
się przed moimi oczami. Z drzwi zrobionych z drewna z czereśni wypadła jakaś
kobieta po czterdziestce. Była o wiele niższa od blondynki, nawet na obcasach –
i w przeciwieństwie do niej, nie można było ją zaliczyć do osób szczupłych.
Mogła się pochwalić dosyć sporym brzuchem. Jej włosy miały kolor ciemnoczerwony
– trochę podobny do krwi, ale nieco ciemniejszy. Były krótkie i jakby zaczesane
na prawą stronę. Kobieta nosiła fartuch dentystyczny.
- Proszę stąd wyjść – rozkazała. – Przez pana mój
pacjent o mało co nie dostał zawału.
- Najwidoczniej nie podała mu pani jeszcze
wystarczającej dawki środków przeciwko starzeniu się – rzekł awanturnik, po
czym zgodnie z poleceniem opuścił gabinet.
Kobieta o ciemnoczerwonych włosach wzruszyła
ramionami, co świadczyło o tym, że ma go gdzieś.
- Nie płacz, Nina – powiedziała do blondynki. –
Niedługo mu przejdzie i przestanie cię gnębić.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem. Wyjęła z
torebki chusteczkę, a następnie wyszła na dwór. A co z pracą? – miałem zapytać,
ale się powstrzymałem. Widocznie pacjenci umówili się z nią na późniejszą porę,
ale musiała być w gabinecie na ósmą w razie, gdyby przyszedł ktoś, komu dokucza
ból zęba i również dlatego, że pracodawca tak ustalił. Trzeba mieć jakieś
godziny pracy ustanowione także z tego powodu, żeby kogoś zapisać, no i aby
ludzie wiedzieli, kiedy mają przyjść po wszystko, co związane jest z leczeniem
zębów.
- Ten człowiek ją wykończy niedługo – usłyszałem.
– Przychodzi tu prawie codziennie i się na niej wyżywa, bo ją jako jedyną
obchodzą cudze słowa. Raz jej nawet poradziłam, skoro nie umie zachować zimnej
krwi i nie przeżywać, żeby zmieniła miejsce pracy, a ona na to, że ją znajdzie,
że znajdzie ją wszędzie. Wątpię, czy wszędzie. Na drugim końcu kraju raczej
nie, no ale ona nie chce wyprowadzać się aż tak daleko.
Współczułem tej młodej blondynce. Nie chciała
nigdy dla nikogo źle, a los ją tak okrutnie urządził. Przez przypadek, który
nie powinien mieć miejsca, natrafiła na żonę mściwego człowieka. Gdybym tylko
mógł jej jakoś pomóc… Lecz chyba nie byłem w stanie. Nie miałem pojęcia, co mam
robić. Jak dawniej. Znikąd sobie coś przypomniałem. Zdawałem sobie sprawę, że
nie należało o tym myśleć w obecnym stanie rzeczy, ale… Tamten starzec
wspomniał coś bodajże o środkach przeciwko starzeniu się. Bez wątpienia gadał
bzdury, ale nie zaszkodziło zapytać, czy dziewczyna nie zna przypadkiem
lekarzy, którzy mogliby się mną zająć. Chociaż zapewne nie działaliby
skutecznie, ponieważ to ci nielegalni odnoszą sukcesy, a ona raczej miała do
czynienia z osobami pracującymi legalnie. Nieważne zresztą. Musiałem się
dowiedzieć. Pragnąłem poczuć się młodziej, choćby przed samym sobą. Mógłbym wtedy
kłamać, patrząc w lustro. Mógłbym oszukiwać samego siebie, że nie jest mi tak
blisko do śmierci. Musiałem spróbować, nawet, gdyby nie dało to żadnych
wyników. Przecież nie było nic do stracenia. Opuściłem pomieszczenie, żeby
dołączyć do młodej dentystki. Ta wpatrywała się właśnie w chmury niczym
dotknięta paraliżem, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Wydawało mi się, że język
brzmiał podobnie do rumuńskiego. Nie zareagowała na moją obecność. Ślad łez
nadzwyczaj szybko zniknął – prawdopodobnie dlatego, że śpiewała, wbijając wzrok
w jeden punkt. Najłatwiejszy sposób na walkę z emocjami.
- Przepraszam… - odezwałem się. – O czym mówił
tamten mężczyzna?
Zwróciła na mnie uwagę. Co prawda, z niechęcią,
ale już nie udawała, że nie istnieję.
- O tym, o czym pan słyszał – odparła.
Jej głos nagle stał się szorstki i niemiły. Była
wściekła, że o to pytałem, a nawet więcej niż wściekła. Nie dziwiłem jej się.
Też bym się podobnie zachował. Zacząłem się zastanawiać, czy na razie nie dać
jej spokoju. Mogłem przecież przyjść tu kiedy indziej. Wystarczyło jedynie
zapisać adres. Nic mi się nie stanie, kiedy dostanę informacje kilka dni
później – pomyślałem. – Lepiej je otrzymać niż wrócić bez nich. Przewidywałem
bowiem, że jeśli teraz przesadzę, nigdy już niczego od niej nie wydobędę. W
końcu również życzliwość ludzi posiada swe ograniczenia.
- Tak – powiedziałem jednak. – Muszę się czegoś
dowiedzieć i lepiej, żeby nikt mi tego nie utrudniał. Zna pani lekarzy, którzy
mogą mnie trochę odmłodzić?
Starałem się utrzymywać spokojny ton głosu, żeby
jej jeszcze bardziej nie wkurzyć, ale chyba niezbyt mi to wychodziło. Kobieta
spojrzała na mnie ze zdumieniem. Już myślałem, że się rozpłacze i zacznie na
mnie krzyczeć, gdy niespodziewanie jej wargi uniosły się w uśmiechu.
- Znam – zaśmiała się. – Będzie pan młody, że
hej! Zdziwi się pan, do czego są zdolni!
Sam nie mogłem się nie zaśmiać. Oto stała przede
mną szansa na poprawienie mojego życia. Aż trudno było mi w to uwierzyć.
- Tak?
- Oh, proszę pana, pan mi nie wierzy? Odmłodzą
pana o jakieś dziesięć, dwadzieścia lat, albo zatrzymają proces starzenia –
wedle życzenia. Tak się składa, że ja nie jestem jedynie dentystką… Też tam
pracuję. Właściwie to ten gabinet dentystyczny nie jest gabinetem dentystycznym.
Znaczy, jest też, ale nie pełni jednej funkcji. Głównie robi za przykrywkę, bo
wie pan, ludzie lubią się czepiać i dawno byśmy przestali działać, jeśli ktoś
by na nas doniósł, a znalazłoby się wielu.
Nie potrafiłem uwierzyć w to, co przed chwilą
usłyszałem. Potrafili zatrzymać starzenie się?
Czyli ich praca była nielegalna. Jak to możliwe,
że ta dziewczyna przystała na coś takiego? Wyglądała na porządną, nie na kogoś,
kto wyprawia takiego typu rzeczy. Ale to lepiej. Chciałem, aby się mną zajął
ktoś taki – bo tylko ktoś taki mógł sprawić, bym uzyskał pożądane efekty.
Niepokoiło mnie jedynie to, o co oskarżył blondynkę starszy mężczyzna. Jego
żona na pewno odwiedzała gabinet w celu zatrzymania procesu starzenia się,
odmłodzenia się czy czegoś w tym rodzaju. Coś się stało i zmarła. Może podali
jej jakąś substancję, na którą była uczulona. Bałem się, że u mnie też się to
może zdarzyć.
- A znają się panie choć trochę na leczeniu
zębów?
Zapytałem o to dla żartów. Coś tam musiały
wiedzieć, skoro jeszcze ich nie zamknęli.
- Jasne – zachichotała moja rozmówczyni. – Mamy
taką kobietkę, która tylko się tym zajmuje. Byłabym głupia, gdybym nie
zatrudniła kogoś takiego. Ona właściwie tak do końca nie wie, co robimy. Nie
wie i nie chce wiedzieć, a przynajmniej tak mi powiedziała.
- A więc to pani jest szefową?
Kobieta przestała już okazywać zdziwienia moimi
pytaniami, a raczej starała się je ukrywać.
- Poniekąd, ale nie do końca – wyznała. – Są
ludzie pracujący na wyższych stanowiskach… Chyba pan nie myśli, że nasza
placówka mieści się tylko w jednym miejscu?
No faktycznie, o tym nie pomyślałem. Jest wielu,
którzy zatrudniają innych, a ci zatrudnieni zatrudniają następnych pracowników.
Co zaś do placówki, jeżeli mowa o wyższych stanowiskach, nie możliwością było,
żeby istniała jedna. Poza tym, to nie miałoby najmniejszego sensu.
- Absolutnie nie.
- Absolutnie nie – powtórzyła blondynka,
akcentując każde ze słów. Zabrzmiało to nieco dziwnie, to znaczy tak, jakby nie
urodziła się w Stanach i jej poprzedni akcent domagał się powrotu. – Mamy je
rozsiane na calutkim świecie. Tam, tam, tam i tam – powiedziała, kierując palec
u lewej dłoni na prawo, lewo, za siebie oraz przed siebie. – Nikomu się nie
mieści w głowie, ile tego jest. Można się wystraszyć. Codziennie rano się
dziwię, że nie wylądowałam za kratami. Prawdopodobieństwo tego, że skończę w
pace jest zbyt duże. Są tacy ludzie jak na przykład pan Coffin, którzy się
narzucają takim osobom jak ja. No ale on mi chyba nic takiego nie może zrobić.
Mieliśmy kilka podobnych przypadków i jakoś funkcjonujemy. Tak czy inaczej,
nikomu źle nie życzę oprócz niego. Niech skończy w trumnie, jak jego nazwisko
powiada. Powiada, ale dziwne słowo.
„No ale on mi chyba nic takiego nie może zrobić”
– te słowa całkowicie mi do niej nie pasowały. Były sprzeczne z tym, co działo
się wcześniej. Po nich w życiu nie pomyślałbym, że kiedykolwiek płakała przez
tego starca. Musiałem przyznać przed samym sobą, że ja również życzyłem mu
śmierci. Miał swoje lata i planeta by odetchnęła, gdyby ją opuścił i nie musiał
truć innych swoimi przemyśleniami.
- Skąd pani jest?
- Ależ słucham?! – kobieta tym razem nie umiała
zamaskować zdumienia.
- Zabrzmiała mi trochę pani tak, jakby nie była
stąd – rzekłem.
Trudno było mi rozpoznać, ale wydawało mi się, że
jej akcent był słowiański. Raczej bardzo prawdopodobne, że się tutaj
przeprowadziła za pracą, bo w Rosji czy na przykład Ukrainie chyba ciężej
zrobić karierę, przynajmniej z tego, co słyszałem, ale nigdy nie interesowały
mnie takie sprawy, więc niełatwo było ocenić.
- Jaka tam ze mnie pani – zaśmiała się. – Zaczyna
mnie już denerwować to określenie. Wie pan, ile ja mam lat? I tak, faktycznie
nie pochodzę z USA. Jestem Polką.
- Polką śpiewającą rumuńskie piosenki? – teraz to
ja się zaśmiałem. - A jeśli chodzi o wiek, kobiet przecież się o to nie pyta.
- Faktycznie, faktycznie. Tu mnie pan ma, chociaż
nie, nie do końca – starszych kobiet po naszych, tak zwanych, terapiach śmiało
pytać można, a nawet należy. Mam taką prośbę do pana, a mianowicie, proszę mi
mówić po imieniu, czyli Nina.
Bardzo miło mi się z nią gawędziło. I chętnie bym
pogawędził trochę dłużej, gdyby nie niska starsza osoba o siwych włosach.
Widocznie „pacjentka” blondynki. Staruszka wyglądała na przyjazną. Nie była
zbyt dobrze ubrana, co wprawiło mnie w zdumienie, ponieważ za usługi, które
były tutaj świadczone, trochę się płaciło, a nawet więcej niż trochę. Nie
wiedziałem jeszcze, ile dokładnie za jaką przysługę, ale byłem pewny, że jej
nie stać. Będzie musiała odejść z niczym. Zrobiło mi się jej trochę żal i
pomyślałem, że właściwie mógłbym jej coś sfinansować. I tak miałem za dużo
pieniędzy. I żadnych dzieci, zatem nie miałem powodu, by ich nie wydawać,
szczególnie dla ludzi, którzy chcieli wyglądać na młodszych. Kobieta
uśmiechnęła się, po czym się do nas zbliżyła.
- Pani za młoda, aby wyrywać takich starych –
zażartowała.
Nina - w końcu blondynka kazała się tak nazywać -
zagrała zaskoczoną, by po kilku sekundach wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Jak widać nie – powiedziała, gdy doszła do
siebie.
- Który to już? W ciągu miesiąca spotykałaś się
już chyba z… było ich dwudziestu, prawda?
Naprawdę mieli tu taki ruch? To aż dziwne, skoro
działają nielegalnie i w dodatku w tym miejscu, stwierdziłem. Dziwne było również
to, że nigdy nie słyszałem ani słowa na ich temat, biorąc pod uwagę to, czym
się zajmowali. Jakieś pogłoski, chociażby małe, powinny krążyć wśród ludzi.
Niepokoiło mnie to. Nie należałem do podejrzliwych, ale musieli albo być bardzo
słabi albo… - chociaż nie, jeżeli ktoś nie obserwuje żadnych pozytywnych
rezultatów, także rozpowiada o tym naokoło. Być może kazali innym nie opowiadać
o swojej działalności, a jeśli się dowiedzieli, że ktoś jednak nie usłuchał ich
nakazu, po prostu się go pozbywali. Ale w tych czasach takie rzeczy…? Nie
wydawało mi się prawdopodobne, aby ktoś taki jak ta miła blondynka mógł
uczestniczyć w czymś takim. No chyba, że jej o niczym nie mówili. Na świecie
istniało wiele różnych przypadków, o których zwykłemu zjadaczowi chleba się w
koszmarach nie śniło.
- Nie – Nina pokręciła głową. – Aż tylu to nie,
przynajmniej jeśli chodzi o mnie, bo niewykluczone, że przyjęliśmy więcej.
- Sąsiadka wszystko widzi – rzekła starsza
kobieta. – Sąsiadki nie okłamiesz.
Ciemność. Mam wrażenie, jakby w moją klatkę
piersiową wbijały się setki igieł. Są coraz grubsze, powodują coraz to większy
ból. Serce zaczyna walić jak dzikie – biegnie przed siebie, z czymś walczy,
albo próbuje uciec, ale jest w pułapce. Ja jestem w pułapce. Czuję, jak krew
krąży mi w żyłach. Czuję ją w każdym skrawku mego ciała. Chcę, aby to uczucie
ustało. Liczę. 1, 2, 3, 4… Serce płacze. Dokonało złego wyboru. 5, 6, 7, 8…
Zatrzymaj się. Dłużej tego nie zniosę. 9, 10… Igły są tak grube, że jedynie
liczenie powstrzymuje mnie od krzyku. 11, 12… Nikogo nie ma w domu. 13, 14…
Żona nie żyje, już od dawna. 15, 16… Nie mam dzieci. 17, 18… Nigdy ich nie
miałem. 19, 20… Umrę. 21, 22… Umrę przez tę blondynkę. 23, 24… Dałem się jej
omamić. 24, 25. Uwierzyłem w jej kłamstwa. Nagle jak ręką odjął wszystko
ustępuje. Nie odczuwam bólu. Nie odczuwam niczego. Otwieram oczy. W powietrzu
unosi się zapach kory oraz grzybów. Widzę drzewa. Są usadzone dość gęsto,
poprzetykane małymi krzakami. Mają kolor rdzy. Umierają. Umierają, by po zimie
odrodzić się na nowo. Słyszę jakiś obcy, nieznany i jednocześnie znany odgłos.
Na drzewie znajdującym się po prawej stronie najbliżej mnie siada kruk. To coś
złego. Przekaże mi za chwilę negatywną wiadomość. Może dowiem się, że moja żona
tak naprawdę nigdy nie istniała… albo, że umrę ponownie oraz, że już nigdy się
nie obudzę. Powie mi, że zabije mnie blondynka – zabije, bo tego chciałem,
chciałem żyć, a pragnienie życia sprowadziło mnie na drogę śmierci. Ptak jednak
nie odzywa się ani słowem, chociaż wyraźnie widać, że ma na to chęć. Uśmiecha
się – tak, jakby ze mnie szydził, z mojej dziecinnej naiwności. Bo jestem
dzieckiem - nic się nie zmieniło. Przylatuje kolejny kruk. Usadawia się koło
swego towarzysza. Zauważam, że trzyma w dziobie chomika. Chomik piszczy i
wyrywa się. Ilość ran na jego drobnym ciałku budzi szok, a także odrazę. Krew
dosłownie się z niego wylewa. Niedługo wykrwawi się na śmierć – jeżeli to nie
czarny ptak okaże się szybszy i go nie zje. Szara istotka ma zwrócony wzrok ku
mnie. Jego oczy błagają o ratunek – i jednocześnie coś szepczą. Wykonałem kilka
kroków do przodu – i usłyszałem ten głos – „nie działaj przeciwko prawom
natury, bo źle to się dla ciebie skończy; ci, którzy działają przeciwko niej
mają niecne zamiary”. Tracę zdolność widzenia. Wracam do poprzedniego stanu, a
nawet jest on teraz gorszy. Igły zmieniły się w żyletki. Kroją moje ciało. Krew
przepływa coraz szybciej. Mknie tak szybko, że dziwię się, że jeszcze nie
rozerwała żył. Nie zamierzam umrzeć. Muszę tam iść i błagać ją, żeby coś zrobiła.
Mogę wydać wszystko, żebym tylko przeżył. Gdybym był w stanie się chociażby
podnieść… Krew rozrywa moje ciało. Serce staje. To koniec. I się budzę. To na
szczęście jedynie sen. Jedynie, ale mam wrażenie, że coś oznacza.
Mimo obawom zgodziłem się. Nina stwierdziła, że
są w stanie mnie odmłodzić o piętnaście lat. Kilka razy w tygodniu jeździłem na
wizyty. Czułem się dobrze, a nawet pozbyłem się omdleń, więc po jakimś miesiącu
całkowicie zapomniałem o oskarżeniach Coffina – czy jak się on tam zwał {właściwie
nie wiedziałem, co się z nim stało, ale nagle po prostu przestał odwiedzać
gabinet} – oraz o swoich pozostałych wcześniejszych podejrzeniach. Sam też
zacząłem widzieć w lustrze efekty – co prawda, niewielkie, ale były. Nie mówili
mi, co dokładnie mi wstrzykują. Co więcej, kiedyś zapytałem o to samą Ninę,
jednak ona również nie chciała udzielić mi odpowiedzi. Powiedziała tylko, że
nie mogą ujawniać informacji, ponieważ w przeszłości mieli pewien bardzo
niemiły przypadek. Nie podobało mi się to, ale o tym fakcie także wkrótce
zapomniałem. Zapomniałem chyba o wszystkim, co mnie dawniej dręczyło. Jakbym
stawał się zupełnie kimś innym. Jednakże największa przemiana zaszła wtedy,
kiedy blondynka zaoferowała mi przeszczep narządów. Oznajmiła, że to zajmie co
najmniej kilka lat, ponieważ nie można wymienić wszystkiego od razu.
Powiadomiła mnie też o tym, że gdybym nie chciał ryzykować, mógłbym jedynie
przyjmować środki zatrzymujące starzenie – są o wiele pewniejsze, działają na
97% przypadków – lecz nie wydłużą życia bardziej niż dziesięć do jedenastu lat.
Wspólnie doszliśmy do tego, że gdybym dokonał wszystkich przeszczepów, między
innymi skóry także, plus zażywał specyfiki przeciw starzeniu się oraz inne
wspomagacze, mój mózg byłby w stanie wytrzymać jeszcze jakieś dwadzieścia trzy
lata dłużej niż normalnie. Co prawda, istniał mały problem – gdybym zachorował,
mógłbym umrzeć nawet za rok, ale i tak czułem się tak, jakbym trafił do Nieba.
Na razie moje zdrowie miało się świetnie i na nic złego się nie zanosiło.
Zbliżał się dzień pierwszej operacji. Nina nie
powiadomiła mnie o tym, co dokładnie mi wymienią. Uważała, że wiedza powoduje
stres prowadzący do wielu niepożądanych efektów, a tego wolałaby uniknąć. Wprawdzie
powiedziała, że gdybym nalegał, byłaby skłonna wyjawić, w czym dokładnie rzecz,
ale jej posłuchałem. Nie chciałem o niczym wiedzieć. Postanowiłem, że wreszcie
komuś zaufam, bo wszyscy inni, których kiedyś nie usłuchałem, mieli rację. A
życie było dla mnie najważniejsze.
Byłem w połowie drogi do sali operacyjnej. Mimo
tego, że wiedziałem, że wszystko zmieni się na lepsze, czułem, że robię się
coraz słabszy, Nie miałem siły tam iść. Po raz pierwszy od dawna zaczęły nękać
mnie obawy. Co, jeśli przeszczep się nie przyjmie? Co, jeśli przydarzy mi się
wypadek i już nie opuszczę murów szpitala? Zastanawiałem się, czy nie
zrezygnować. Ale nie – podpowiadał mi mózg. – Nie możesz, skoro udało ci się
zajść aż tak daleko. Przez przypadek masz szansę zyskać coś, co jest dla ciebie
najważniejsze. Odmówisz i będziesz mieć wyrzuty sumienia przez ostatnie chwile
swego życia? Wiesz, że w naturalnych warunkach długo nie pożyjesz. Byłem w
kropce. Nie wiedziałem, co robić. Czułem się taki sam. Sam jak palec w świecie
ludzi polujących niczym łowcy na pieniądze. Przecież Nina nie mogła mi
powiedzieć, jakie tragedie mogą się stać, gdy człowiek godzi się, by go
operowano. Ona miała za zadanie zachęcać innych do skorzystania z ich usług -
nie na odwrót. Musiała zachęcać, żeby zarabiać. Nieoczekiwanie zainteresowała
mnie sprawa narządów. Podejrzewałem, że zdobywali je na czarnym rynku, ale… nie
wiedziałem, skąd dokładnie pochodzą – i to zaczęło napawać mnie strachem.
Doznałem wrażenia, jak gdybym uwolnił się od jakiegoś narkotyku. Jak gdyby
wcześniej ktoś wpływał na moje myśli oraz decyzje, a teraz wszystko nagle
powróciło do swojego dawnego porządku. Byłem świadomy tego, co by się mogło
stać, jeżelibym udał się na operację. Przedtem ktoś mną sterował, brał udział w
moich decyzjach. Ktoś podsycał moje pragnienia do tego stopnia, że myślałem
jedynie o nich, nie zwracając uwagi na wynikające z mych poczynań konsekwencje.
Znajomy stukot obcasów. Znajome ruchy, włosy, rysy twarzy, oczy… Znając ją, chciała
jeszcze chwilę ze mną pomówić. Nosiła lekarski fartuch. Była jedyną osobą, z
którą mogłem porozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Lubiłem ją, jednak
wiedziałem, że nasza znajomość będzie trwać strasznie krótko. Dla niej kontakt
ze mną to jedynie praca, choć niekiedy trudno w to było uwierzyć.
- Proszę się nie stresować – zabrała głos
blondynka.
- Staram się na tyle, na ile to możliwe –
odparłem.
- Ale wziął pan dzisiaj te leki, prawda?
Zazwyczaj je brałem, lecz dziś zapomniałem. Za
dużo na głowie.
NINA
Ósma rano. Szłam zatłoczonym chodnikiem, szukając
kogoś co najmniej po siedemdziesiątce. Niewielu o tej porze było starych ludzi,
ale łatwiej kogoś nabrać w takich warunkach. Miałam dobrą historię, w którą
wierzyli wszyscy. No bo kto nie uwierzy kobiecie wyjącej do telefonu? No kto?
Starsi zawsze okazywali uczucia, nie potrafili przejść obojętnie. A gdy już
wdali się ze mną w rozmowę, niby z uprzejmości zapraszałam ich do gabinetu,
gdzie „zdarzał” się ktoś, kto wywoływał udawane awantury, które informowały ich
o tym, czym się tak naprawdę zajmujemy – oczywiście, gdy się dowiedziałam, że
nie posiadają rodziny. Kiedy jakiś elegant zgodził się na przyjmowanie środków
przeciwko starzeniu się, tak naprawdę wstrzykiwano mu leki halucynogenne. Miał
wrażenie, że młodnieje, podczas gdy zupełnie nic się nie zmieniało. Nie mówiono
mu, co jest mu podawane, żeby nie doszedł naszych kłamstw. Braliśmy pieniądze
za nic i pacjent nie miał szans, żeby do tego dojść. Mieliśmy ustawionych nawet
sąsiadów. Czasami zagadywali mnie, gdy osobnik był w pobliżu, no i do niego
również co nieco się odzywali. Na końcu każdy człowiek kończył śmiercią. Nie
potrzebowaliśmy takich, co będą się chwalić naokoło, że wydłużają sobie życie
czy odmładzają, ponieważ ktoś mógłby wykryć nasz fałsz. Zastrzyk i po krzyku. Zabawne
było to, że wszyscy nazywali mnie Niną. Wybrałam sobie kiedyś to imię, bo mi się
podobało. Naprawdę nazywałam się Ewa Pilarska i pochodziłam z Polski. Bawiło
mnie też to, że nikt nie podejrzewał, że w rzeczywistości nie należę do miłych
osób. Po prostu moja praca wymagała grania kogoś takiego. Zadzwonił telefon.
Odebrałam, odchodząc gdzieś na bok, gdzie było mało ludzi.
- Stało się coś? – szepnęłam. – Przecież to ja
zawsze dzwonię, no i teraz nie mam nikogo na oku.
- Ten człowiek, co niby miał mieć dzisiaj
operację, zwariował zaraz po twoim wyjściu. Wrzeszczy, że chce odmówić i kazał
mi cię zawołać.
- Ten, co nie wziął dzisiaj leków na uspokojenie?
Właściwie nie były to żadne leki na uspokojenie,
a środki halucynogenne, ale opakowania zostały zamienione tak, żeby się tego
nie dowiedział. Zapomniał je zażyć, więc zaczął znowu trzeźwo myśleć.
- Tak, ten – rzekła Alison. – Trzeba mu było je
podać w takim razie zamiast nic nie robić.
Ja nic nie robię?! – obruszyłam się. – Gdyby nie
ja, nie zarabialiby tyle, ile zarabiali.
- Trzeba było załatwić sobie inną dziewkę do
przymilania – odpyskowałam.
- Wiesz, że to nie ode mnie zależy.
- Ale jego śmierć już tak. Daj mu zastrzyk
zamiast wymyślać problemy.
Wkurzający ten dziadzio. Nie chcę umierać, nie chcę umierać! Myślałam ze starsi ludzie to zazwyczaj chrześcijanie i jak mawia ksiądz na religii "nie lękajcie się śmierci". Cóż... bywa. Za to Ewę bardzo lubię... zazwyczaj wredne osoby podchodzą pod mój gust xD. A więc tak. Rzadko kiedy komu udaje się stworzyć postać która tak by mnie irytowała jak ten stary piernik. Za to masz dużego plusa, bo przez niego parę razy miałam ochotę po prosu wyjść i nie czytać, ale napisałaś tak ciekawie, że musiałam wiedzieć co będzie dalej. A więc. Bardzo mi się podoba ^^
OdpowiedzUsuńOooh, jak szybko komentarz swój zostawiłaś. Jestem pod wrażeniem, hehe. (:
UsuńNo wiesz, zależy kto. Zresztą trzeba stworzyć irytującą osobę nawet tylko po to, żeby stworzyć jakąś historię. Mogłabym pisać z punktu widzenia Ewy, no ale wtedy by się każdy spodziewał tego, co zajdzie na samym końcu, a tak to jest odrobinę niepewności. (:
Hahahaha, u mnie tak samo jest. W opowiadaniach/filmach/serialach/ taką wredotę wręcz uwielbiam. ;D Ale w szkole nie, haha.
O.o! Nie sądziłam, że ktoś mi dziś tak bardzo poprawi humor. DZIĘKUJĘ BARDZO!!!
Taki ze mnie szybki Bill ;3
OdpowiedzUsuńI tu masz rację, hehe. A propos punktu widzenia, zazwyczaj jaki piszesz nowe rozdziały to dzielisz je na części, a nad każdą z nich piszesz imię postaci... to trochę mi śmierdzi Grą o Tron xD. Btw, jak ten dziadzi właściwie na imię ma? O_o
Wredota rządzi! A w szkole zawsze się jakaś zołza albo zołz trafi, no nie? XD
Znowu ci humor poprawiłam? Ej noo, za niedługo to ja opłaty za to będę zbierać... X3
Yeap, but now kill Jill, not Bill ;D. {Takie moje dziwne myśli}
UsuńTak piszę, bo lubię, haha. Tak mi się wygodnie pisze. Lubię wcielać się w różne postaci. Nie czytałam "Gry o tron", naprawdę ;).
Nie wymyśliłam mu imienia w tym tworze, ale przecie mogę mu je nadać. Albo wspólnie pomyślimy nad tym, co sądzisz? ;)
No, ale na szczęście największa szkołowa zołza nas nie uczy, przynajmniej w naszym lice.
Ano będziesz xD.
Jeez, na co ja włączyłaam?! xD I nie chce mi się sięgnąć po pilota. A jeszcze uczyć się muszę... ale dzień młody ;D.
Ja też, ale coraz częściej myślę czy by nie napisać czegoś z punktu widzenia narratora... Szczersze mówiąc to ja ogarnęłam kilka rozdziałów i nie wiem czym moja przyjaciółka się tak podnieca. Od co, seks, smoki i jeszcze raz seks.
UsuńAno pomyśleć możemy ;D
U nas jest tyle szkołowych zołz, że nie da się ich zliczyć na palcach xD
Zauważyłam. O, i jeszcze zapomniałam napisać wcześniej, że jeszcze jedna osoba powiedziała mi, że moje rozdziały czy też opowiadania przypominają GOT.
UsuńJa nad tym nie myślałam. Wolę pisać tak, jak mi wygodniej, hah.
Smoki to ja tam lubię ;D, no ale one nie są tylko tam, a seksu to faktycznie dużo, nawet jeśli chodzi o serial.
Jakieś propozycje?
Seeerio? Biedactwo. Mnie uczą ze trzy, chociaż bardziej można je nazwać świrniętymi - niekiedy, haha.
:3
OdpowiedzUsuńPisz jak ci najlepiej, to ma być przyjemność, no nie? ^^
Smoki są spoko, ale naprawdę nie pcha mnie do oglądania jak jakiś wyrośnięty kolo z włosami w warkocz splecionymi, skesi się z czternastolatką XD czy ile ona tam miała...
Stefan! Nie no żartuję... To pan w podeszłym wieku więc może Henry?
Ano biedactwo, biedactwo ;_;
No ma być, być musi! To podstawa! (:
UsuńHah, ale dużo muszę przewijać na fonie. Chyba najdłuższy mój tekst tutaj.
Mnie też nie pcha, ale takie seriale tak mają. A sumie w "Da Vinci's Demons" też tak jest, ale ten serial ogląda mi się jakoś przyjemniej, jeśli chodzi o fabułę.
Też pomyślałam o Stefanie, hahah. Mamy podobne mózgi.
Może być w sumie Henry. Kojarzy mi się z "I Am Number Four". Dawno w sumie nie miałam z tym do czynienia, ale pamiętam, jak się nazywał dziadzio. Pamiętam! Oh, jestem genialna! xD
No to na komputer się przeżuć, w czym problem? No chyba ze nadal w szkole siedzisz XD
OdpowiedzUsuńMam to gdzieś zapisane, ale nadal się nie zabrałam... trza w końcu jakiś postęp zrobić w tych serialach xD
:D
Geniusz w najczystszej postaci x3
Co Ty, aż tak dokuczliwe to to nie jest. (:
UsuńPrzeżuć xD. Nie mam gumy ;D.
Raczej w czasie szkoły to ja postępów serialowych żadnych nie zrobię. To z cudem graniczy. Nie ma czasu na to wszystko. (:
Haha, xD.
I nie, nie siedzę w szkole, bo dzisiaj nie poszłam.
Wiesz co? Zjadłam rybę i popiłam ją mlekiem. Tego chyba nie wolno, co?
Przerzuć. Chodziło o przerzuć. Drobny błąd, zdarza się xD
UsuńBuuuu a mi się ferie kończąą TT.TT
Nie wolno. Zrobiłaś to specjalnie? Spryciula jedna xD
Wiem, xD. A ja szukam zawsze powodów do żartów ;).
UsuńOj, ale biedna jesteś.
Hahaha, podobno nie wolno według mojej mamy, jeśli dobrze zapamiętałam, ale mi i tak nic po takim żarciu nie jest. Gorzej, jakby były pierogi ze sklepu czy co tam innego. Kiedyś zjadłam takie uszka czy jak się to zwie i wymiotowałam.
Jesteś pierwszą, która wpadła na taki pomysł. Gratuluję.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo nieprzewidywalne, i to dobrze. Sama dałam się nabrać na te jej oszustwa.
Polka? Czemu?!
Moją opinię w sumie znasz. Świetny tekst.
Mam nadzieję xD. A nawet gdybym nie była pierwszą, to ktoś inny opisałby to wszystko inaczej.
UsuńDziękóva!
Dobrze, że mój niecny plan mi się udał., huehue.
Bo tak chciałam XD. Lubię czasem odwołania do Polski i... nie ma tam żadnej ukrytej wiadomości. A może jesteś blondynką? ;D {Niestety, nie wiem, jak wyglądasz, ale po Twojej reakcji stwierdzam, że mogłabyś być blondynką albo po prostu zaskoczoną dziewczyną widzącą odniesienie do swego kraju. p}
Niom, znam, ale komentarze też lubię.
Ciekawa jestem, czy dodasz coś o tych "dziwnych zwierzętach" na ZO ;). Jakaś może dziwna historia? (:
A co do leniwca, możesz przecie w odpowiednim miejscu dodać sobie 'friggin' awesome". xD
Ooooo xD I mnie tu wymieniłaś na mównicy xD hahah ;)))
OdpowiedzUsuńNo tak, nie dziwią mnie myśli owego starca, który widzi tłum młodych ludzi, co zapewne nie myśleli o śmierci, nie mieli problemów zdrowotnych, czy też nie martwili się, że umrą. A on? Ten starzec im zazdrościł, dalby im wiele, ale cóż... Troche wydawał się zbyt utrapiający. W dość samolubny sposób pomyślał o płaczącej blondynce, która faktycznie zrobiła coś i miała kłopoty, a on tak po prostu uważał to za błahostki... No cóż... starzec zazdrościł, chciał być młody... Na tyle że prawie by trafił do szpitala. Ale ta blondynka jesdnak nie była obojętna na niego. Dentystka postanowiła mu pomóc..
Myslałam że owa kobieta jest dobra duszą, a tu popatrz! W sumie dobra do psychiatryka, nadawałaby się tam jako zła siostra pielegniarka. A dziadek nieźle dał się oszukac, można tak stwierdzić. Przeczytałam od poczatku az po koniec. Bardzo wciągające opowiadanie, naprawdę.
Pozdrawiam sedecznie.
Dlaczego wczesniej nie wiedziałam,że opublikowałaś to opowiadanie, co? Powinnaś mnie informowac, bym była na bierząco ;) ;* Pozdrawiam raz jeszcze ;)
OdpowiedzUsuńUhu, sprezentowałaś mi dwa komentarze tu ;). Jakżem szczęśliwa.
UsuńOoo, jestem zadziwiona, że odnalazłaś w sobie takie pokłady sił, żeby wykrzesać z siebie tak spory komentarz, który jest na temat ;). Wiesz, tak to opisałaś, że każdy byłby się pomylił co do niej. Nikt nie podejrzewałby Ewy o tak niecne czyny ;). Mówisz, że by się nadawała? Oj, bardzo, ha! Zresztą, chcesz, to sobie możesz pożyczyć jej osobowość i wygląd do swojego opowiadania. Byłoby ciekawie to czytać, haha. A jaka mina byłaby szczerząca! Tylko wiesz, zawód jej musisz zmienić xD.
Wiesz, jakbym była osobą chcącą się odmłodzić za wszelką cenę i natrafiłby się ktoś taki, to chyba postąpiłabym tak samo. Zresztą, Nina czy tam Ewa, dobrze wie, jak zwabić do siebie człowieka ;D. A co jeszcze tyczy się starca, on tak ma, że mu się słabo robi i to raczej nie przez to pragnienie bycia młodym. Tak bardzo chciał być młody i żyć dłużej, że wysłało go to w przeciwną stronę.
I aaah, ta mównica xD. To nie dziwne, że Cię wspomniałam. Haha, nie uważam się za ważną osobę mającą innych za poddanych, którzy nic nie znaczą. (:
Poinformowałabym Cię, wierz mi. Gdybyś nie udawała, że nie istniejesz!!!
I haha, pewnie teraz zapamiętałaś znaczenie słowa 'coffin', aah. ;D
KUURDE, pozdrowienia. Coś się dzieje. I to podwójne. Coś się dzieje podwójnie xD. A ja nikogo nie pozdrawiam, haha! Nie no, serio, nie mam w zwyczaju, bo nawet mi to nie poprawia humoru. Humor to się poprawia oceną, za którą Ci serdecznie dziękuję. ;)
Nie powiem, ale już wyrobiłaś sie z czytaniem u mnie xD został Ci tylko jeden rozdział. OMG! To już?
OdpowiedzUsuńLubię sypac takimi prezentami, a jak! Komentować lubię, ale tylko wtedy, gdy i mi się komentuje haha, coś za coś...cóż, i tutaj na blogerze takie rzeczy się dzieją.
Słucham? No coś ty! Pisało mi się płynnie, i wydawało, że nie na temat trochę, bo przecież to trochę jak analiza wyszła, albo streszczenie na maxa xD haha, bynajmniej nie skłamałam, bo przeczytałam od początku aż do końca. Trochę zmyliłas mnie na początku, bo bardziej byłam zdania, że starzec jest egoistą, a płacząca blondynka życiową porażką, bo płakała wśród ludzi i umazała sie niezle. A tu bach! Nasza blondynka pokazała pazurki, a staruszek... taki naiwniaczek, oj oj oj.
Tak, gdyby ktoś powierzchownie czytał i tylko sugerował na komentarzu - szczególnie moim to by był zmylony niezle co do Ewy, ale cóż. Ona pokazała swoja drugą twarz, o tym tez wspomniałam xD
Oh, naprawdę? Może będzie jako nowa pielęgniarka i będzie znęcała się nad biedną Alexandrą. haha xD hmm... dobry pomysł, wiesz. Dziękuję, może sobie ją wezmę. Świetny pomysł mi dałaś ;*
Tak, ich milutkie słowa mogłyby niezle zmylić, ale raczej nie poszłabym na taki układ by sie odmłodzić. To niemożliwe. Szczególnie gdyby jakiś facet wyskoczył i wyzwał je od oszutek to bym uciekła jak najdalej hahaha xD to i tak było podejrzane, jak wtedy ten koleś po 60 tce jak się nie mylę oskarzał ją.
Ja udawałam? No coś ty. Przez pewien czas nie zaglądałam na Pustą Gwiazdę (...), zrobiłam to dopiero wczoraj jak się nie myle.
Ale naprawde mało kiedy ktoś mnie wymieni u siebie w poście, wiec jakieś wyróżnienie to jest xD
Nie wiem, ale ja przewaznie pozdrawiam pod kazdym komentarzem ktory publikuje na blogach, choc zdarza sie ze zapomne.
E tam... taka ocena xD
Opowiadanie naprawde ciekawe z perspektywy starca szczególnie ;) podziwiac ;)
Kurde, no to jestem załatwiona. Czekać na autobus muszę, cholera! I się źle czuję. W ogóle dzisiaj przed matmą przez przypadek za dużo amolu łyknęłam. Taa, no, zauważyłam, że idzie. W ogóle dzisiaj mieliśmy dwie matematyki, jedna średnia, a druga może być. Haha, zgadnij, dlaczego, łobuzie!
UsuńJeden rozdział, ha! A ile ich masz do tej pory? 10, tylko 10. To nie żaden wyczyn godny Guinessa. Ale chwila, czekaj, wróć. Dajcie mi Guinessa!!!
Quid quo pro deal, powiadasz? Ja mam dokładnie tak samo.
A ja wcale nie twierdzę, że nie pisało Ci się płynnie. A chcesz, to możesz i analizę walnąć. A co!
Ja wcale nie twierdzę, że możesz kłamać, chociaż jest sporo takich osób, tak, tak...
Zmyłkii kochaaane, aaah. Najbardziej lubię zwroty akcji i takie niespodziewane cuśśie, więc Ty się strzeż mnie! Zresztą, planuję wymyślić coś, co się śmiercią nie zakończy dla jednego z głównych bohaterów, ale będzie zaskakujące niczym cholera biegła w drewnie. Ciiicho!
Zajebisty pomyseł, mówisz Ty? A dziękówa parapetówa! Trzeba to oblać!
No i idealnie ujęłaś to, co się działo z Ewą w tym opowiadaniu. Haha, a imię jej zmienisz? xD
Wiesz, zależy jaki facet. Ten się zachowywał tak, jakby robił awantury z byle powodu i niesłusznie Ewę oskarżał. Zresztą, nie uwierzyłabyś wtedy blondynce, że chciała dobrze?
Aaa...
Ja tam kilka razy dostałam dedykację ;), ha! Geniusz! PRO!!!!!
Wiesz, myślę, że Ci dedyka niedługo sprawię.
Sssserio ssserioooo? O, kufa!
Ale mnie tu chwalisz! Aż się muszę schować pod ławkę! {przez mój dziwny mózg najpierw pomyślałam "pod sedes", haha}
O ja Cię!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1 Przedawkowałaś amol, omg!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nienawidze matematyki, dla mnie to czarna magia! Ble, matma, ble xD Eh, na jednym mam 69 rozdziaów xD hahahah, zapewne po trzech byś się poddała xD żartuję, ale wszystkiego można się spodziewać ;) Załóż se bloga o tych rekordach hahah xD
UsuńAnaliza swoja drogą, ja mieszam w komentarzu hahah to analiza, to jaks opinia, to znów coś innego gagaga xD
Oh, u mnie na blogach zdarzały sie osoby, które udawały ze czytały, atakie bzdetki w komentach pisały, ze ulala xD
Imie na pewno jej zmienię, to na bank! Hahah xD Ale nie wiem jeszcze czy ją uzyję teraz czy w pozniejszych rozdziałach, to sie okaze hahhaha xD Z początku jej wierzyłam, a później juz nie xD
Dzieki dzieki, ja lubić dedyk xD
hahaha pod sedes, dobre dobre xD
Auraaaa, auraaaa, Machete, Machete...! {Wybacz, łazi mi po głowie "Aura" Gagi. Ale to jest zajebisty tekst: I killed my former and left her in the trunk on Highway 10 [Straight up or flair?] Put the knife under the hood. If you find it, send it straight to Hollywood. Tak, ten tekst jest najzajebistowski, i ten ton, i potem, jak dzwoni telefon do prezydenta taka zajebiostyczna muza. A potem: this is the President. A Gaga w piosence: Ha ha ha. Ogólnie to mam dziwne skojarzenia związane ze słowem 'peek', no i z całym teledyskiem. A, i potrzebujesz tłumaczenia tego fragmentu?}
UsuńAno przedawkowałam xD.
Ja powiem tak, przedawkowałam, bo się na nią zagapiłam, haha. Też nie jestem uzdolniona matematycznie, ale mamy świetną babkę. Takiej ze świeczką szukać. Ale tak w ogóle, po rady to najlepiej do babki od angla. Była podobno słaba z matmy i śmiała się, że gdyby musiała ją zdawać, nie wie, czy by zdała. Bo miała tak, że, kurde, nie musiała. I śmieję się z niektórych zdań, bo widać, że nie cierpi matmy i chciałaby wygrać jakąś sumkę xD, a przynajmniej często powtarzany motyw. W ogóle to nasza od polaczka też słaba z matmy podobno.
Gagaga? Ukrywasz Gagę? Kurczę pieczone, grubsza sprawa.
Ciekawa żem, co takiego pisały.
ILE ROZDZIAŁÓW?
- Machete, everywhere Machete.
- There is only one Machete.
xD
Ale ona ma świetne imię przecie!
MACHETE!!!
"Do you wanna see me naked lover? Do you wanna peek underneath the cover? Do you wanna see the girl who lives behind the aura, behind the aura..." Big ROTFL.
Coś dziwnego z moją klawiaturą. Mamy problem.
Każdy lubić dedyk xD.
Wiesz, że to genialny pomysł na śmierć? Aaah, sedesy...
Ech, mam dziś zdołowany dzień... Już sama nie wiem co mam robić (...) chyba się rozbeczę ;((( ... buuuu
UsuńNie słuchałam nowych piosenek Gagi; więc jeszcze nie kojarzę jej tych tekstów, haha!
Ja też przedawkowałam, ale Warki Cytrynowej, hueheu xD
Nie ukrywam Gagę, kin sama wychodzi, noooo xD
Tak, genialny pomysł, tak tak xD hahah, różne znam [pomysły na napisanie o śmierci heheh xD ;))) może lepiej juz idę
INNA
Niestety znam to uczucie, ale nie łam się. Grunt to złamać sedes xD.
UsuńTiaaa... akurat wierzę. To takie zabawne, kużwa...
A ja jeszcze przedawkowałam rynnę i co?
Wolę nie wiedzieć, skąd wychodzi, z której części w sensie xD.
Albo nie! Wróć! Jam jak Rico! Chce widzieć i paczeć! I wiedzieć!
Tiaaaaaa... a sedes się w to włącza? xD Czekej, to moje!
DLACZEGO ???!!!
Witam! Przepraszam najmocniej, że zostawiam tutaj spam, ale nie zauważyłam nigdzie indziej odnośnika do takich rzeczy, wiec zapraszam do siebie, jesli chcecie zareklamować swojego bloga. Dopiero zaczynam. Pozdrawiam, i przepraszam raz jeszcze!
OdpowiedzUsuń___________
http://chillin-cro-du.blogspot.com/
Kochanie, mogłaś chociaż zwrócić uwagę na moją twórczość tak zwaną.
UsuńNie, ja nie chcę, ale w sumie nie decyduję o wszystkim sama, zatem napisz do Finite. Może połknie haczyk.
Ależ przeprosiny nic nie dają, a spamerów uwielbiam tępić. Pozdrowionka!
My dearAndro,
UsuńMam ostatnio dużo na głowie, ale jak tylko znajdę czas, przeczytam c:
inFinite
Oo, nawet tutaj mi obiecujesz! (:
UsuńDzięki, hah. I wiem, że się na Ciebie dużo zwaliło. Chciałabym Ci w sumie pomóc, ale raczej się nie da.
No, ja się tam zapisałam xD A raczej wszystkie blogi podałam do0 spisu w nadziei, że złapię więcej czytelników hahaha xD Jestem w różnych katalogach pozapisywana xD a czytelników nie mam tak nie mam...w ogóle po co te spisy...
UsuńSą po to, żebyś się pytała :}.
Usuńno i się pytam ;))
UsuńInna
Inteligentne, nie powiem xD.
UsuńI kude, wiem, że to Ty!!!€€!!!!!!!!!!
UsuńWitam! Z dumą informuję, że damian-szaleje.blogspot.com powraca i to już 15.04! :)
OdpowiedzUsuńJa się pytam, kto to czyta? I kto prosi o imformowanie o rozdziałach na tym blogu? Jeżeli to nie była prośba o subskrypcję, a reklama bloga, to bardzo dziękuję :*
UsuńJeśli jednak to zwykły spam i nikt tego bloga nie czytam, to również proszę o informacje.
InFinite
Pamiętam, że dawno jak zaczynałam z bloggerem, to był jeden z pierwszych blogów, na które wpadłam, ale przeczytałam nie więcej niż ze dwa rozdziały. Nie prosiłam o żadne informowanie, nie przypominam sobie. Jak ten ktoś zawiesił bloga, a teraz rusza dalej, to na pewno sprawdził, kto wcześniej u niego komentował i po prostu poinformował wszystkie te osoby, tak myślę.
UsuńWitam! Z dumą informuję, że damian-szaleje.blogspot.com powraca i to już 15.04! :)
OdpowiedzUsuń