poniedziałek, 7 października 2013

I. Garth [Untitled]

I. GARTH

- Widzę cię, Norey. – Nikt mu nie odpowiedział. Może było to spowodowane, że Garth Carpenter mówił na tyle cicho, by nie usłyszał go nikt poza nim samym. – Widzę cię Norey – powtórzył, choć równie cicho. Pociągnął łyk ciemnego ale znajdującego się w wielkim kuflu z żelaznymi okuciami. – Norey, widzę cię, do cholery.
Nikt mu jednak nie odpowiedział. Ten, do którego mówił, zbliżał się do niego odziany w wytarty brązowy płaszcz, upstrzony plamami błota i soli. Twarz była skryta pod kapturem, lecz zabójca ją poznawał. Okrągła twarz, pokryta krótkimi sinoczarnymi włosami, zadarty nos oraz jasnozielone oczy, a także mięsiste usta wiecznie wykrzywione w gniewnym grymasie. W prawej ręce Noreya błysnął nóż. Garth pochylił się nad trunkiem, a gdy jego przyjaciel przechodził obok, złapał go za prawicę i wykręcił ją tak mocno, że palce puściły sztylet.
- Nie wypadasz z formy – mruknął siadając naprzeciwko.
- Wszędzie poznałbym tą twoją gębę, Norey – odrzekł zabójca, wzruszając ramionami. – Chcesz trochę ale?
- Nie, za niedługo muszę się zobaczyć z Handwyckiem od Posłańców.
- A ten czego znowu chce?
Norey Leyte prychnął pogardliwie.
- A czego ten cholerny dureń może chcieć? Pewnie znowu będzie mi kazał wysłać paru moich chłopaków, żeby uczyli jego chłystków walki, albo eskortowali jakiegoś nich podczas wielce niebezpiecznej drogi do burdelu. – Splunął. – Mam ochotę powiedzieć mu, żeby się pierdolił.
- Lepiej tego nie rób – ostrzegł go Garth. – Może i jest tchórzem, ale nie jest głupi. Może się nas pozbyć, kiedy tylko zapragnie.
- A my nie możemy zrobić tego samego z nim? – zapytał poirytowany Norey.
- Uwierz mi, niewiele jest rzeczy, które ucieszyły by mnie bardziej. Ale powiedz mi przyjacielu, czy to nie byłoby dziwne, gdyby mężczyzna w sile wieku nagle umarł?
- Zdarzało się to już lepszym od niego. – Spojrzał na kufel ściskany przez zabójcę w dłoniach i westchnął. – Niech cię szlag, Garth. – Odwrócił się i krzyknął – Oberżysto, kufel ale!
Pomieszczenie wypełniał dym unoszący się pod osmalonym sufitem, szukający jakiegoś ujścia, zapachy potu, piwa i taniego kwaśnego wina, a także dźwięki pieśni. Na kolanach jednego z najemników Noreya siedziała chuda karczemna dziewka słuchająca z promiennym uśmiechem, odsłaniającym krzywe zęby, pieśni, zaś zbrojny wprawnymi ruchami rozwiązywał jej gorset.
Kiedy przeniesiono piwo, dowódca najemników pociągnął haust i podjął przerwaną rozmowę.
- Przyjacielu, obaj dobrze wiemy, że zabijałeś już lepszych ludzi, i to tak, żeby nikt się nie zorientował, że to ty za tym stoisz. – Starł z wąsów pianę i ponownie splunął. – Ktoś powinien zorganizować mu takie dymanie, jakie on funduje nam. Przemyśl to. – Po tych słowach wstał, a Garth podążył za jego przykładem.
Kiedy przechodzili obok pulchnego karczmarza, wojownik wetknął mu w dłoń garść miedziaków. Nawet, jeśli łysy mężczyzna chciał zaprotestować, to wzrost i postura Noreya odwiodły go od tego pomysłu. Najemnik był wyższy niż większość mężczyzn, a do tego szeroki w barach i tak silny, że potrafił wygrać gołymi rękoma z przeciwnikiem w pełnym rynsztunku.
Gdy otworzyli drzwi, w twarz uderzyły ich chłód i ulewa, która szalała od ponad dwóch tygodni. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie potrzebna żadna armia, żebyśmy tu wszyscy pozdychali. Choć szczerze powiedziawszy Garth wolałby, żeby pogłoski o suańskiej armii, która przedarła się przez granicę nie były prawdziwe. Dla Gildii Zabójców pokój był zdecydowanie bardziej opłacalny. Gdy nadchodziła wojna, każdy mężczyzna zdolny walczyć był wcielany do armii i wyruszał ku bitwie. Niewielu wracało.
Przeszli do niewielkiej stajni znajdującej się obok karczmy i skierowali się ku wielkiemu siwkowi Noreya. Najemnik nałożył na zwierzę siodło.
- Ilu twoich ludzi zostało w mieście? – zapytał nagle Garth.
- Cztery kompanie.
- Które? – dopytywał się zabójca.
- Wszyscy od Srebrnej Pięści, Czerwone Jastrzębie, Pomiot Smoka i Złamane Włócznie. W sumie to będzie jakoś… - Tu zrobił pauzę, by policzyć, ilu tak naprawdę ich będzie. – No, około sześć tysięcy ludzi.
- Radzę ci, żebyś zostawił ich wszystkich w mieście – ostrzegł go Carpenter.
- Niby z jakiego powodu? – zdziwił się najemnik.
- Stawiam mój najlepszy sztylet, że możesz na tym nieźle zarobić. Zresztą – dodał – czy ja ci kiedyś źle doradziłem?
- Jak tak się zastanowić, to nie. – Uśmiechnął się gorzko. – Niech cię szlak, Garth. Zgoda, zostawię tu moich chłopców. Ale jeśli mnie oszukasz…
- Spokojnie, znam konsekwencje – odrzekł odsłaniając rzędy białych zębów w uśmiechu. – Nie ma obaw. Jeszcze przed końcem lata będziecie mieli zatrudnienie – skłamał.
Twarz Noreya przyjęła wyraz, jaki zwykła przybierać, gdy najemnik nad czymś się zastanawiał. Na czole pojawiło się jeszcze więcej zmarszczek, niż było na nim normalnie, po czym wojownik zrobił najbardziej zasępioną ze swoich min.
- Niech będzie – orzekł w końcu.
Zadowolony z efektu Garth pożegnał się z przyjacielem i odprowadził go do drzwi stajni. Najemnik oddalił się kłusem ku swojej siedzibie znajdującej się w porcie; końskie kopyta stukotały głośno o bruk, nawet wśród ulewy. Kiedy płaszcz jego przyjaciela zniknął w oddali, zabójca wrócił do stajni, by osiodłać swojego karego wierzchowca.
Prowadził go za uzdę ku wyjściu z budynku, gdy rozległ się dźwięk kilkuset jeźdźców jadących ulicą. Wystawił głowę na zewnątrz, by zobaczyć, kogo niesie w taką ulewę. Stary Ironheart wyjechał dwa dni temu i wszyscy zastanawiali się, po co, a także, kto będzie następny. Garth w ucieszył się, gdy zobaczył ciemnofioletową chorągiew ze złotą głową węża – przy okazji wygrał sporo złota. Na czele długiej kolumny obleczonej w stal jechał stary wąż wraz z dwoma synami, starszy po lewej, młodszy po prawej.
Lord Daarn Serpent widział już co najmniej dwa i pół cyklu, ale z samego jego wyglądu dało wywnioskować, że jest prawdopodobnie najsilniejszym z lordów wielkich Rodzin. Ciemnobrązowe włosy, niemalże czarne, były w paru miejscach poprzetykane wąskimi paskami siwizny. Owalna twarz była ogolona na zero. Głęboko osadzone błękitne oczy patrzyły pewnie przed siebie, a haczykowaty nos jakby dodawał pewności siebie staremu wężowi. Mógł mieć jakieś sześć i pół stopy wzrostu, może nieco mniej.
Syn jadący po jego prawicy prezentował się równie dumnie. Krótko przystrzyżone brązowe włosy, awanturnicze iskierki w błękitnych oczach, wydatne usta rozciągnięte w łobuzerskim uśmiechu, haczykowaty nos i cień jednodniowego zarostu pokrywający jego pociągłą twarz. Chłopak był szeroki w barach, a jednoręczny miecz, a także trójkątna tarcza z drewna z żelaznymi okuciami i ćwiekami przytroczone do siodła obok hełmu z pozłacanej stali ozdobionego głową węża dodatkowo rozwiewały wszelkie wątpliwości dotyczące tego, czy potrafi walczyć. Rozmawiał o czymś ze swoim młodszym bratem, który jednak, pomimo kilku podobieństw, znacząco się od niego różnił. Był tylko trochę niższy, ale włosy, koloru jasnobrązowego, a w zasadzie podchodzącego pod ciemny blond, miał aż do ramion; teraz, gdy były mokre, przylepiły się mu do szyi i zbroi. Podobnie do brata, miał pociągłą twarz i błękitne oczy, w których tlił się ten sam buntowniczy płomień. Jego usta wydawały się być prawie stworzone do uśmiechów, zwłaszcza teraz, gdy zaśmiał się z czegoś, co opowiedział mu brat. Nos, w przeciwieństwie do ojca i brata, miał orli, zapewne po matce. Znad prawego ramienia wystawała rękojeść półtora ręcznego miecza. Garth nie miał wątpliwości, że chłopak nie miał najmniejszych trudności w posługiwaniu się nim.
Cała trójka była obleczona w zbroje z czarnej stali, a wszyscy zbrojni podążający za nimi w zwykłe stalowe zbroje, pociągnięte złotą, czarną i fioletową emalią, na głowach mieli czarno-fioletowe hełmy z podniesionymi przyłbicami, ozdobione wijącymi się wężami. Kwiat rycerstwa z wężowego lenna. A teraz wracali do domu, choć przed końcem wojny najpewniej wszyscy będą martwi.
Obserwował tą żywą rzeką płynącą ulicami Cathair Oir pośród ulewy, jakiej nie pamiętał nikt z żyjących. Garth z niekrytą obawą zauważył, że oddech zarówno jeźdźców, jak i wierzchowców zmienia się w białe obłoczki pary. A to dopiero końcówka lata – przypomniał sobie w duchu, bojąc się nadchodzącej jesieni.
Pamiętał jedynie dwie zimy, ale obie były najstraszniejszymi okresami w jego życiu. Nie dzieciństwo, które spędził jako niewolnik za morzem, ale właśnie zimy w Vandenii. Ludzie zamarzali we własnych domach, wsie i miasteczka znikały pod zwałami śniegu, by wyłonić się spod zasp na wiosnę. Całe armie zmieniały się w zbitkę wielkich sopli lodu. Zaspy wysokie na dwadzieścia stóp… I coś, co przychodziło każdej nocy. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co to, nikt tego nie widział… Wszyscy jednak wiedzieli, że istnieje. Coś, co zamrażało wnętrzności samym spojrzeniem czarnych niczym sam mrok oczu, coś nieuchwytnego i przerażającego, o czym wszelkie księgi milczały, a czym nikt nie potrafił powiedzieć nic. Przychodziło co noc przez trzeci rok zimy, a potem znikało, tak samo szybko, jak się pojawiało, by wrócić za dziewiętnaście lat.
Na samą myśl o tym, po jego ciele przebiegł dreszcz.
Gdy kolumna przejechała i zniknęła za główną bramą, dosiadł konia i skierował się ku tawernie noszącej nazwę „Pod Złamanym Srebrnikiem”, będącej swoistą siedzibą Carpentera. Nigdy nie spotykał się z przyjaciółmi, tam, gdzie mieszkał. Dla pewności.
Ulice były nienaturalnie puste odkąd zaczęło mocniej padać. Wszystkie kramy i stragany schowały się na statkach, czy w gospodach, wraz z właścicielami, a mieszkańcy pochowali się w domach. Nawet kurwy nie pokazywały się w oknach, ani na balkonach, by zachęcać potencjalnych klientów do odwiedzenia burdelu.
Podróż nie zajęła mu tak długo, jak się tego spodziewał, bowiem na ulicach nie spotkał dosłownie ani jednej żywej duszy. Szyld karczmy bujał się skrzypiąc przeraźliwie, a wielkie krople deszczu uderzały o niego z całą swoją siłą, jakby postawiły sobie za nadrzędny cel zniszczenie tego znaku. Zsiadł z konia i zaprowadził go do starego budynku znajdującego się obok gospody, który służył jako stajnia. Gdy znalazł się w środku, w jego nozdrza uderzył smród końskiego gówna i gnijącej słomy. Zdjął z wierzchowca siodło i wprowadził go do boksu, zamknął w nim, schował siodło i skierował się na powrót ku karczmie.
Pchnął grube dębowe drzwi z żelaznymi okuciami, które jęknęły głucho, gdy poruszyły się zawiasy. Od razu poczuł bijące od wnętrza tawerny ciepło i przyjemne zapachy. Drewniane krokwie i sufit były już od dawna osmalone przez dym uchodzący z wielkiego kamiennego paleniska. Przy długich stołach zasiadali liczni goście, tak jak przy małych stolikach ukrytych w arkadach. Pomieszczenie wypełniały dźwięki Córki Młynarza śpiewanej przez wędrownego minstrela, a także kilku pijanych gości o bujnych brodach ubrudzonych piwem i resztkami jedzenia.
Już kończyli śpiewać, lecz z jakiegoś powodu, Garth zatrzymał się, by posłuchać.

Ach, cóż to był za dzień!
Słońce świeciło nad nami,
A myśmy oddawali się sobie nawzajem.

Wtem przybył ojciec jej, młynarz srogi,
Wydzierał się, oj wydzierał, na nas.
W gniewie uczynił z nas rozrywkę dla mas

Staliśmy na rozstaju dróg, ja i córka młynarza,
Dając przyjemność każdemu, kto jej zapragnął.
Ja i córka młynarza!

Gdy skończyli, w czapce minstrela, leżącej na ławie obok niego, wylądowało kilka monet. Jeden z brodaczy zwalił się nieprzytomny na podłogę wywołując falę gromkiego śmiechu. Nawet Garth uśmiechnął się mimowolnie. Potem skierował się do jednego z pokoi, w którym urządził sobie wygodne miejsce do mieszkania.
Było tam wszystko czego potrzebował – wielkie biurko, gęsie pióro i atrament, kilkanaście opasłych ksiąg, świece… a także narzędzia, których używał podczas zwykłej pracy. Podszedł do biurko i usiadł na wielkim dębowym krześle. Zapalił świecę i spojrzał na leżące na blacie tomiszcze. Zaczął czytać.

Dwusetnego dnia rebelii Rheon Wend został raniony przez kusznika w bitwie nad Armydą. Schronił się w zamku Snowstone na przełęczy północnej wraz z kilkoma tysiącami ludzi. W tym samym czasie jego flota, którą dowodził Mirin Wend, starszy z jego synów, została rozgromiona w Królewskiej Zatoce przez połączone siły Redblade’ów, Serpentów i Zonesaberów. Mirin trafił do niewoli. Tydzień później jego brat, Eren, przegrał bitwę nad Abhainem i również dostał się do niewoli. Kelgarowie i Praytowie złożyli hołd królowi, przyjęli królewskie ułaskawienie, a także oddali dziedziców na zakładników. Rheon Wend utrzymywał zamek Snowstone jeszcze przez tydzień, po czym zmarł w wyniku niespodziewanej choroby.
Eren i Mirin przyjęli ułaskawienie od króla, a także złożyli mu hołd. Wrócili do Lenna Rekina, gdzie rządy objął Mirin, który z powodu rany otrzymanej podczas bitwy w Zatoce Królewskiej nie był zdolny do chodzenia. Starszy z braci zmarł kilka lat później na krwicę, a jego żona uciekła z Bearc Balla.
Władzę w Lennie Rekina objął Eren z Rodziny Wendów.

W tym miejscu opis dotyczący Rodziny Wendów się kończył. Księga była bardzo aktualna, brakowało bowiem jedynie ostatnich dwóch pokoleń – lord Stamar Wend był synem Erena, oddanym na wychowanie do stolicy. On i król stali się bliskimi przyjaciółmi, co mogło okazać się całkiem znaczące dla przebiegu wojny, jeśli Lenno Rekina naprawdę zostało najechane.
Strony były pożółkłe, a litery nieco wyblakłe, ale nie zapowiadało się na to, by stronicom groziło rozpadnięcie się. Rzucił okiem na okładkę ze starannie zapisanym tytułem – Dzieje Rodzin Wendów, Serpentów i Redblade’ów z uwzględnieniem wszystkich ich członków, a także Rodów i Chorążych im podlegających. Autorem tego dzieła był dawno zmarły mędrzec z Zakonu, który spędził większość swojego życia na przeszukiwaniu starych archiwów wyszukując rozmaite informacje na temat tychże Rodzin.
Światło łojowej świecy padało na ściany pomieszczenia, rzucając na nie długie i zniekształcone cienie. Garth rzucił okiem na wbity tuż obok księgi sztylet z czarnej stali z pozłacaną rękojeścią, który zdobył jeszcze w krainach za Szkarłatnym Morzem jako najemnik w jednej z licznych najemnych kompanii. Służyli w niej zarówno Suanie, jak i ludzie, i nikt nie miał z tym najmniejszego kłopotu; jedli przy jednym ognisku, wspólnie przelewali krew i walczyli, a tutaj? Tutaj jedna strona chciała zabić drugą za wszelką cenę. I nikt tak naprawdę nie wiedział, dlaczego. Już nie wspominając o tym, że jeden człowiek na ogół źle życzy drugiemu.
Zabójca przerzucił stronę i ujrzał duży napis brzmiący: Rody i Chorążowie podlegający Rodzinie Wendów. Rodów było w sumie dwadzieścia jeden, a pod każdym z nich znajdowało się jakichś dziesięciu chorążych.
Od początków Rodziny Redblade’ów oderwało go pukanie do drzwi.
- Wejść.
Zawiasy zaskrzypiały i w pokoju znalazł się Arthen – jeden z adeptów Gildii, który z powodu chorobliwie żółtego odcienia skóry zyskał przezwisko Żółtaczka. Miał jakieś pięć i pół stopy wzrosty, opadające luźno na ramiona kruczoczarne włosy, zadarty nos, szare oczy i cień zarostu na okrągłej twarzy.
- Mistrzu, ktoś pragnie się z tobą spotkać, ale nie chce podać nazwiska – oznajmił chłopak.
- Przeszukałeś go? – To było jedną z podstawowych umiejętności wymaganych w Gildii. Innymi było ukrywanie się w różnych warunkach, używanie kilku rodzajów broni, przyrządzanie podstawowych trucizn, czy skradanie się.
- Tak, nie ma przy sobie nic poza mieszkiem złota i naszyjnikiem – odparł bez chwili choćby zawahania.
- Jak wygląda? – dopytywał się Garth.
- Sześć stóp i parę cali wzrostu, gęsta, siwa broda, brązowe oczy, wąski w barach, przy kości – opisał przybysza Żółtaczka. – Na sobie miał czarny, wytarty płaszcz, a na szyi ten naszyjnik, o którym ci mówiłem, mistrzu.
- Będą z ciebie ludzie, Arthen – pochwalił go Garth. – Wpuść go.
Chłopak skinął głową i odwrócił się, powiewając czarno-fioletową szatą ucznia. Nieznajomy pojawił się bardzo szybko. Pasował niemal idealnie do opisu Żółtaczki. Kwadratowa szczęka ukryta wśród burzy śnieżnobiałych włosów, mięsiste usta rozciągnięte w czymś podobnym do uśmiechu, ciemnobrązowe oczy człowieka, który wiele przeszedł w życiu, wydatne brzuszysko, odstające uszy skryte za zasłoną długich białych włosów i liczne blizny, którymi naznaczona była jego twarz.
- Witam w moich skromnych progach, wasza lordowska mość – przywitał gościa Garth.
Przybysz westchnął.
- Myślałem, że lepiej się zamaskowałem – wyznał.
- Bardzo mi przykro, lordzie Gent, ale każdy, kto ma oczy zrozumie, kim jesteś. – Stary Gent wykonał szczęką ruch, jakby coś przeżuwał i dało się usłyszeć ciche strzelanie kości charakterystyczne dla takiego ruchu. Mistrz Gildii Zabójców wstał i podszedł do niewielkiej szafki, w której trzymał wino. – Wina? – zaproponował. Jego gość skinął lekko głową. – Proszę się rozgościć, wasza lordowska mość. Nie często miewam tu tak ważnych gości. – Uśmiechnął się przyjaźnie do szlachcica, a ten nieco się rozluźnił i rozsiadł się w fotelu stojącym przed biurkiem. Postawił przed sobą dwa kielichy ze złota ozdobione rubinami i nalał do każdego z nich nieco najlepszego wina, jakie miał. Przeniósł je na blat biurko i ponownie zajął miejsce na swoim krześle. Pociągnął łyk napoju i zapytał – Co cię sprowadza do mojej samotni, wasza lordowska mość?
- Możemy sobie darować te uprzejmości, lordzie Garth – odrzekł Rhames Gent podnosząc kielich do ust. – Przecież przyjaciele mogą się do siebie zwracać po imieniu, nieprawdaż? – Odsłonił śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.
Carpenterowi spodobało się określenie „lord Garth”.
- A więc jesteśmy przyjaciółmi? – zapytał nie kryjąc rozbawienia. – Rozumiem, że chodzi ci o to, że przyjaciół można kupić.
- Nie inaczej – przyznał stary Gent. – Jednak pamiętaj, że przyjaciół sowicie wynagradzam. Ja i kilku innych lordów – dodał po chwili.
- Mógłbym wiedzieć, których dokładnie? – zapytał i wypił kolejny łyk wina.
- Lepiej będzie, jeśli to na razie pozostanie tajemnicą. – Po tych słowach zaczął szukać czegoś w kieszeni płaszcza. Po kilku chwilach na blacie biurka wylądowała ciężka sakiewka. – Możesz to uznać za prezent, lordzie Garth.
Zabójca otworzył sakiewkę i wysypał jej zawartość. Z jej środka wypłynęła drobna rzeka kamieni szlachetnych – rubinów, szmaragdów, diamentów, ametystów… Mógłby za to kupić połowę stolicy.
- Czemu zawdzięczam taką szczodrość? – Musiał przyznać, że zawartość mieszka mocno go zaskoczyła.
- Niczemu – odparł z zadowoleniem Gent. – To był podarunek w imię naszej przyjaźni.
- Powiedz mi więc, przyjacielu, co chciałbyś, bym dla ciebie zrobił. – Pociągnął kolejny łyk wina, by nieco rozjaśnić swoje myśli, choć wiedział, że stanie się coś całkowicie przeciwnego.
- Coś bardzo ryzykownego – odparł z przekonaniem. – Ale pamiętaj, wiernych i lojalnych przyjaciół wynagradzam bardzo sowicie. Mam nadzieję, że się rozumiemy. – Garth skinął głową, na znak, że rozumie. – Dobrze. Tu jest umowa – Wyciągnął z kieszeni płaszcza świstek pergaminu zapisany drobnym pismem.
- Arthen! Przynieś moją pieczęć! – zawołał.
Chłopak zjawił się po chwili niosąc wspomniany przedmiot. Pieczęć była okrągła, podobnie jak wszystkie, odciskana była czarnym woskiem, a w jej środku widniał sztylet. Przycisnął ją do pergaminu, po czym złożył swój podpis poniżej. Wiedział, że niezależnie od treści umowy, będzie musiał ją podpisać; ale gdy ją przeczytał, serce podeszło mu do gardła.
- Naprawdę masz zamiar… - zaczął.
- Tak – odparł Rhames.
Garth pokiwał głową i westchnął.
- Arthen, idź do Handwycka – rozkazał. Widząc zdziwienie na twarzy chłopaka dodał – Niech wyśle wiadomość do wszystkich Mistrzów Gildii w mieście.
- Jak ma brzmieć, mistrzu?
- Zbierajcie siły. Mamy wojnę.



Baaaaaaam. Wieeeem, że horrendalnie długo mi to szło, a i długością notka nie grzeszy, ani nic, ale raz, że szkoła, dwa, że weny ni chuja, trzy, że neta mi wywaliło tydzień temu. : ( Nie bijcie mnie za to, siła wyższa. Poza tym miałem traumę związaną z przeczytaniem ostatniego dostępnego tomu PLiO i jego zakończeniem (Martin to cham i skurwiel). Ale na razie mam co czytać (czyt. Metro 2033), więc nie jest źle :d A, i postanowiłem, że na razie zero iksdeków! :P Więc się nie dziwcie :d Ach, i oczywiście, jak sami pewnie zauważyliście, nowa forma nazywania notek [za dużo PLiO, kurwa]:dd No, to papatki, zdrowia życzę i co u was? ;d

TJVGL

22 komentarze:

  1. Co u nas pytasz?
    Zgadnij.
    Oczywiście nigdy nie zmienisz sę i zawsze wszystko będziesz tytułował "Untitled"?
    Eeeeh...
    Opowiadanie fajnie się zaczyna, na razie w moim guście (tak, tak)... Zobaczymy co z tego zrobisz później.
    Swoją drogą fajnie by było, gdyby było na tym świstku napisane "Zabij się", a tamten jako podziękę wtstawiłby mu nagrobek ze srebra...
    F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eje ej ej, tylko ta, hm, seria (?) została przeze mnie nazwana Untitled, więc sry cię bardzo ;) z jakiegoś magicznego powodu chyba pojawiały się te same nazwy co,w poptzednich notkach, nie? ;p
      a, czyli u was nic nowego ;D
      ty i twoja,wyobraznia ;p nie, tam bylo cos zgola odmiennego (przy okazji opiewajace na niezla sumke :d)
      TJVGL

      Usuń
    2. Tak... Doris+Bulgot NIE zostało nazwane UNTITLED.
      Nie. Tylko 3 osoby z mojej klasy zaczęły gadać, że jesteś moim mężem, God why?, 2, że cię zdradzam. Nie zapominajmy o To$ce...
      Ogółem to spoko.
      Tak. Moja wyobraźnia jest droga. 10,50 poproszę.
      Finite

      Usuń
    3. wiesz, o.co.mi chodzilo :pp Bloris bylo opkiem, ktore nie mialo.nazwy, a tutaj untitled to nazwa.
      zajebiscie normalnie :# wykurwista klasa :p
      bardzo spoko
      wypchaj sie
      TJVGL

      Usuń
    4. Nigdy.nie.obrażaj.mojej.klasy.!!!!!!!!
      My dear. For U 11,30$
      +VAT
      Przerwałeś mi w słuchaniu nowej piosenki Biebera.
      Całkiem znośna.
      Panna F.
      Ps
      NIE jestem Beliebers
      Ps
      Skype mi wywaliło. Wejdziesz na GG?!

      Usuń
    5. 'Wykurwisty' to komplement, my dear :P
      Fuck U :*
      Dafak?...
      O_________________________________O
      TJVGL
      PS Ofkors :P
      PPS HM... A jesteś teraz? [byłem na telefonie, żeby była jasność :PP

      Usuń
    6. My dear,
      -.-,
      -.-,
      :pp Zła nie jest... W kilku miejscach czepiłabym się...
      Panna F
      Ps
      Nawet nie znam daty jego urodzin!
      Ps
      7/8 tego co z tobą piszę to odbywa się na telefonie. Teraz jestem.

      Usuń
    7. Jakże artystyczna kolejność pisania komentarza :dd
      Dżizas :P
      TJVGL
      PS Huehue
      PPS A ja tu mówię o sobie :P W większości przypadków używam kompa, a GG na fonie brak :P

      Usuń
  2. Alleluja! Dojechałam do domu :D Warszawa to najgorsze miasto EVER! Mam jeden wybity palec i jeden złamany (środkowy, a wiesz, co to oznacza, że akurat tego sobie złamałam? :(() i w ch*j wolno piszę na klawiaturze, więc komentarz będzie skromny… jak na mnie :P
    No więc… baaaaardzo zacnny wpis ^^ *to nie jest ironia! :>* Jakoś te klimaty zaczęły mi się podobać, a na youtubie obejrzałam sobie kilka takich fragmentów i nawet nawet… jeden filmik to były chyba najśmieszniejsze sceny, potem jakieś kilku minutowe i jeszcze jeden taki co siedzieli razem w wannie ;D Dobra, zbaczam jak zwykle z tematu…
    Kur*a, NIE MA BŁĘDÓW! I nie ma co poprawiać! :D Czemu… ja tak lubię to robić… zawsze się wówczas dowartościowuję… ale ja, Ala, zawsze znajdę sposób, jak sobie coś racjonalnie wytłumać - błędów pewnie nie zauważyłam, bo jestem zmęczona. ;) Why so serious? Żartowałam. ;3 Taaa… co tam dalej napisać? Palec mnie zbyt boli… mehhh… wróć! Palce! Okeeej, trzeba coś ze sobą zrobić… wiesz jak jest zimno?! A ja z psem muszę jeszcze zapier*alać! Okej, kończę spam ^^ Wpissss jesssst bardzo zacccny (rozmowy z RR ;D) i bardzo mi się podobał… jak wiesz, jestem fanką Twoich opisów, więc wiesz, jakie mam zawsze o nich zdanie, nie? No więc właśnie :D wszystko jest cacy, jest wciągająco… dobra, powstrzymam się, bo już mi palec puchnie.
    Żegnam (;P), życzę zdrowia, sił i ostatecznie weny (bo jak za dużo jej dostaniesz, to będziesz dużo pisał, a ja nie będę mieć czasu tego czytać, ogarniasz?! :D no więc właśnie ^^),
    Ala, master od durnych, pozbawionych sensu, acz zrozumiałych, przesiąkniętych chamstwem, buźkami, przekleństwami i spamem, komentarzy (10 sekund zastanawiałam się, jak napisać to ostatnie słowo… fu*k… coś jest nie tak…)
    Ala ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kur*a… trzeba coś zrobić ze swoim życiem… napisałam to w dziesięć minut! *facewall x2*

      Usuń
    2. Kurwa, dziewczyno, na serio, musisz coś ze sobą zrobić :P
      Bidna ty :( U, środkowy? Chujowo :( Taaa... Skromny "jak na ciebie", to niezbyt skromny ;P
      To czekam na ewentualne opinie o wcześniejszych częściach ;dddd *trolololo ;D* Ale fragmentów czego? :P Co siedzieli razem w wannie? A, czyli GoT ;DD Viserys i kurewka w wanience :dd Są błędy, tylko ich nie widziałaś ;)) Wczoraj przestudiowałem to [w wannie :dd] i znalazłem parę, choć raczej natury logicznej, niż ortograficznej ;) Jak każdy z nas :) Ano, zmęczonaś :) Uwielbiam ten tekst ^^ Zwłaszcza, jak matka truje dupę :d
      Zimno? U mnie wczoraj jakieś dwadzieścia stopni było ;D W krótkim rękawku w teren :D JA bym sobie z psem ponapierdalał :D Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! Przykro mi, ale się powtarzasz :D I jak się przeczyta "ccccc" w słowie? ;D (Ta to ma fazę :P) Ta, to, to ja wiem :d Niechaj ci paluch wraca do zdrowia ;D
      :( Tak szybko? :dd (Ni chuja ^^)
      Pojechałaś, kurwa, pojechałaś ;D
      TJVGL ;**

      Usuń
    3. Nie mam zamiaru, jest mi z tym dobrze ;* ;P
      Zawsze tylko ja mam takiego pecha... ;D
      nie przesadzaj, były dłuższe ;D Chyba nawet na Twoim blogu... ale najdłuższą recenzję napisałam Asi - 600 słów z hakiem ^^
      NFW... ( o mały włos wstawiłabym tu naszą znaną emotkę...)
      Taa, a co myślałeś? Gdyby było to coś innego, wątpię, abym wspominała :P
      No widzisz, nawet nie wiedziałam, że moje "racjonalne tłumaczenia", które zawsze kieruję do siebie, są prawdą... NICE! :D Just kidding...;D
      zazdrość mnie zżera od środka... u nas dzisiaj z 16. I wiesz co jest najgorsze???? Mieliśmy wyjście dzisiaj klasowe w ramach dnia chłopaka. I, jak wracaliśmy (pomijam, że "rozrywka" do dupy), to 30 min nie mogliśmy poczekać na autobus (spóźniliśmy się) i co? Zapierdalaliśmy prawie że 7 kilometrów! Mam pięć odcisków... -.- Ale było zabawnie, trzeba przyznać :D A spóźniliśmy się dlatego, że znajoma miała sraczkę po milkshake'u z McDonalda :D
      Ale co "nieee(...)"? :D
      wiem.... ;d
      Jako "ccccc" podchodzące pod "ss"? (no nie? ;d)
      Danke schonnnn... jeszcze bardziej spuchł ;D
      ta, pojechałam... do domu autobusem :P
      Ala ;***

      Usuń
    4. I dobrze, bo, jak już mówiłem, ogarnianie się jest dla debili ;D
      Mi w podstawówce spuchł, to mówili, że to od nadużywania :ddd [kurwa, grudniu, gdzie jesteś?!]
      Ano, prawda, prawda, bo jak masz wenę, to przejebanie długie te komentarze bywają ;D
      No co? Chyba, że czytałaś? :dd [nieogar mode - still fuckin' on ;D]
      Twoje tłumaczenie są świetne, uwielbiam je [kurwa, ;____; buuu :((((] ;D Mówię ci, że najweselsza scena, to
      SPOILERS

      Ścięcie Neda Starka ;DDD

      SPOILERS

      U nas dzisiaj też 16, ale to przecież gorąc jest ;D Spóżniony nieco ten dzień chłopaka, nie wydaje ci się? ;D Ale grunt, że wesoło ;d
      Nieeeeee, w sensie, że nieeeeeee spadaj ;DDDD [kurwa ;___;]
      Ano
      Ahaaa.... :d
      Mam moc, mam moc....
      O, ja też ;D Zaobserwowałem stałych bywalców autobusów linii pozamiejskiej ;D
      Max ;*** [na chuja się podpisujemy? ;D]

      Usuń
    5. Debil to piękne słowo, czyż nie? :D
      Że środkowy? :D (kurwa, zaraz nie wytrzymam :D)
      Nie muszę mieć weny, komentarze same takie wychodzą :P W "realu" jest tysiąc razy gorzej :D
      Nieeeeeeeeeeeee.... i wiesz to bardzo dobrze :P
      Ja też je ubóstwiam ^^ Jestem ich... nie matką, acz... ciotką *what the fuck, Ala?* (gruuuuuuuuuuuuuuuuudniu!!!)
      A, bo ty Starków nie lubisz, tak? :D Nice... ciekawe, czy ja bym ich polubiła... very interesting ;D
      "Kiedy w Szwecji jest 16 stopni, ludzie urządzają karnawały, robią toasty i napierdalają w japonkach, bluzkach z krótkimi rękawami i twierdzą, że to gorąc" (autor jakiejś gównianej szwedzkiej gazety, przetłumaczone i przemienione pod względem językowym (przyp.red. napierdalają + szyk zdania) by Ala :DD) - masz jakieś szwedzkie korzenie :D
      Powiedz to mojej wychowawczyni :D
      Aaa... :D
      A ja także zaobserwowałam... (kurwa, grudniuuuuuuuuuuu)
      Ala ;** (who cares? :D)

      Usuń
    6. tfu, nie karnawały, a imprezy (ja pierdole *facepalm*).
      A teraz wracam do smutnej rzeczywistości...

      Usuń
    7. Pięęęęękneeee
      Tak ;DDDD [KuRwAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!@##@!$!@#!@#!@#!]
      Zajebiście [Khhfsdga] Ja pierdolę [nosz.......asdasdfaDSFDSAF]
      Ale nadzieję można mieć... co ja pierdolę ;D
      CIoteczną ciotką ze strony stryjecznej matki? :d
      (gdshsadhfhdsfxzhkjsadfkadskj)
      "Honorowi" wielce, wyidealizowani, a do tego, przez to, że Lannisterowie [Hear Me Roar!!!] są zwyczajnie mądrzejsi [dobra, Tywin wszystkim tam kieruje :P Tyrion przegiął w trzecim tomie], Lwy mają niskie notowania :( A Starki, któe w większości padły, są tacy fajni :PP A lubisz 'idealne postacie', które są dobre? Danka jest najgorsza z nich wszystkich... Fe :P Ramsay i Joffek mogliby ci podejść ;)))
      Albo rosyjskie ;D Bliżej ;)))
      Nie mój problem :d
      Nom, takie jeden dziadziunio w słuchawkach i jasnozielonym płąszczyku z fajną brodą, czarną jak węgiel, poprzetykaną siwizną, nieco chłop przy kości, ze słuchawkami [czarnymi] w uszach i z czarną torbą, wysiada na drugim przystanku w Chmielowicach, a taka jedna dziewczyna, która wsiada na tym samym przystanku co ja, jedzie gdzieś za PNW. A twoje obserwoacje? [khuuuuurwawawa?!?!?!#!@$?!#@$#WQ$~@#!]
      Max ;*** [No-one, if you want to know ;)]

      Usuń
    8. Skądże ;DD "Debil" t zajebiste słówko :DD
      Oł, fakaj się ;*
      JEBHS kjhsadkshdf
      Danka ma włączonego god mode'a :(((( Przeżyła:
      - zarazę;
      - spalenie [dwukrotnie];
      - próbę otrucia;
      - kilka prób skrytobójczych;
      - próbę zabicia jej przez braci krwi khala;
      - pełno bitew;
      - itd. itp....
      A weźmy takiego Renly'ego. Zdechł, chociaż miał 80-100 tys. żołnierzy, podczas, gdy jego przeciwnicy najwyżej jedną czwartą. I co? Zabito go w środku jego własnej armii -.-
      Masz błędne dane :ddd NA szczęście MArtin nie zabił najlepszej postaci sagi, a do tego uczynił ją nieśmiertelną ;DD Joffek szkoli się na maga, by spalić matkę, która próbowała go otruć, za pomocą fireballi ;DDD Tyrion został zamordowany w wychodku przez swojego tatula, za to, że nazwał go "kurwą" ;DDD Ygritte zabił Jona, Ogar zgwałcił Aryę, Sansa jest zombiakiem i chce powiesić Jaime'a, Brienne dołączyłą do Stannisa, który z kolei dołączył do Danki, tak samo jak Tyrellowie, któzy chcą wbić nóż w plecy Lannisterom, jednak Tywin i Joffek odkrywają to zaraz po koniecznych po śmierci Tyriona obrzędach i wyrzynają wszystkich Tyrellów. Danka Dalej żyje. Dornijczycy postanowili poprzeć Joffka, jako iż zawierając sojusz z Greyjoyami, Lannisterowie są już prawie zwycięzcami. Vic nakłamał Dance, że przewiezie ją do Westeros, podczas gdy ma zamiar zabić smoki i Nieskalanych, a także resztę jej ludzi, zaś z samej Danki uczyni morską żonę :d A teraz na to ósmy czekam [jebs fsadfdsfdagnmghfsadfgzvd]
      Ale oni tak fajnie chleją ;DD
      Jezus :P
      Max ;*****

      Usuń
    9. Oł, spierdalaj ;*
      Ło ja pierdole… streszczenie wszystkich tomów PLiO O.O
      Czyli co, lubiłeś Renly'ego? :D
      Aż tak najlepsza? :D A on z jakiego jest rodu…? ;D Lwy? :D
      Och, he is immortal! :P Ale ty tak serio, tak?:D *uderza się w czoło i mówi "idiotko, to jest fantasy…"*
      A ta Arya to niepełnoletnia, tak? ;D *próbuję to wszystko lekko ogarnąć ;D*. A powiedz mi, jak sądzisz, kto wygra tron? :P
      Czyli ród Tyllerów wyginął(?). Next - DANKA morską żoną? :DD a kiedy ósmy się ukaże? ;P
      Tutaj muszę się zgodzić :D Jedni to chyba na szczycie jakiegoś dźwigu (whatever) zrobili grilla i sobie popili ;DD
      Problem? :P
      Ala ;***

      Usuń
    10. Nie ;*
      Albo ty mnie teraz wkręciłaś, albo mi udało się ciebie ;D Pierdoliłem jak potłuczony i wymyślałem ;D Nie ma jeszcze szóstego tomu, a Joffek niestety gryzie piach ;((( [Zresztą podobnie jak wiele innych postaci, ale nie będę spoilerował ;P]
      Renly, choć fagas, był fajny ;D A tu jebs - brachol go zajebał za pomocą black magii :(
      Joffek to Baratheon, nie daj się nabrać na wilczą propagandę!!! ;D Jedyny prawowity władca Westeros, Andalów i Pierwszych Ludzi ;DD Po nim jego rodzeństwo, a dopiero potem Wujcio Stannis :<
      Victarion jest immortal ;D
      Taaa, ale już się nie nazywa Arya [what?! ;D] W sumie ciekawie by było, gdyby Martin tak pojechał po bandzie, że Ogar ja zgwałcił ;DD Jaka fala hejtu ;D Jeszcze większa, niż po KG ;DDD
      Kto wygra? Jak to kto? Stannis z Rodu Baratheonów, pierwszy tego imienia! ;DD Jeśli nie zdechł :x Po nim kolejny może być LF, który w zasadzie ma całą Dolinę i Północ w przysłowionej kieszeni ;D Albo w sumie Sansa, bo to ona nim jest, a już przestaje być pionkiem ;DD Tyrion pewnie zdechnie, i dobrze mu tak!!! >:( Po tym co zrobił, miałem ochotę go wykastrować, żeby już nie mógł dymać >>:() A tak naprawdę, to wygrają Freyowie, dzięki swojej liczebności rodowej ;D Jest ich ponad setka, ze trzy pokolenia ;D
      Nie, mają się dobrze, choć najpiękniejszy gejas ever [tm] pewnie wygląda jak Freddy Krueger, jeśli jeszcze żyje ;D Siostrzyczka jego uwięziona i oskarżona o nierząd, bracia i łojciec poza stolicą... Nie jest źle ;D Danka może nie morską żoną, ale znalazł ją khal Pono ^^ Co oznacza, że może w końcu zdechnie :DDDDD
      To jest to ;D
      Nie, no gdzie tam :P
      Max ;***

      Usuń
    11. Dlaczego? ;*
      Stary, ja naprawdę wiem, co to wikipedia i nie raz wchodziłam tam i czytałam sobie o PLiO :p Jedną z chuja wielu rzeczy była liczba tomów. Samo wszystko było absurdalne, a jak napisałeś "czekam na ósmy tom/część" (jakoś tak) to raczej się domyśliłam ;P
      Max, ja się na tym nie znam ;D Więc odpowiedź nasuwa się sama ;DD
      No to teraz mi wymień wszystkich, których lubisz ;DD haha ;P
      No nie? ;D
      Taaa… ;)
      Ala ;***

      Usuń
    12. *jedną z chuja wielu rzeczy które zapamiętałam (ironia) była (…)

      Usuń
    13. Co taki krótki ten koment, co? ;D
      Szat apaj, nał :P
      Cicho bądźże, nie do ciebie mówiłem [fucken szit!@!!FSDAAERFDOGDSFOJSDFHH] :D
      Nooom
      A nie? ;D
      Max ;**

      Usuń

Została włączona moderacja komentarzy, przepraszamy za utrudnienia! Dziękujemy za komentarze! Każdy komentarz się dla nas liczy!