sobota, 28 września 2013

Zagadkowa Postać Rozdział I: Zjawa

   Stałam tam, nie mogąc uwierzyć, do czego doszło. Drobna ciemnowłosa kobieta leżała nieruchomo na szpitalnym łóżku, okuta pierzyną aż po szyję. Była w nie najlepszym stanie  sprawiała wrażenie kogoś, kogo bardzo zmęczyło życie. Pomyśleć by można, że śpi, bo tak chyba było. Była blada jak trup, dlatego w oczy rzucał się, bardziej niż zwykle, usytuowany w dość niespotykanym miejscu pieprzyk  znajdował się on bowiem na jej nosie. Starałam się nie patrzeć prosto na matkę, ale te zsiniałe usta, ta wymęczona twarz... Trudno mi było choćby na nią nie zerknąć. Tym stanem, w którym teraz tkwiła, przypominała mi babcię: było prawie tak samo - zmizerniała kobieta w łóżku, którą często odwiedzano. Tym częściej, że... babcia szybko pożegnała się ze swoim życiem. Wszyscy płakali, bliższa i dalsza rodzina  prócz matki. Ona nie rozumiała znaczenia słowa: "płacz". Nigdy nie ujawniała swych słabości. Zawsze twarda, może się nasunąć, niepasująca do reszty otaczającego ją świata. Świadoma swych wyborów, świadoma celów, które zamierzała osiągnąć, pokonująca wszelakie niedogodności ją napotykające. A jednak przy tym uczciwa i pełna wyrozumiałości. Jedyna w swoim rodzaju. Martwiło mnie to, że zbyt szybko miała podzielić los babki. Była jeszcze przecież młoda, a ja i ojciec jej potrzebowaliśmy. Ojciec zwał się Ian. 46 lat, krótka broda, zielone oczy, które odziedziczyłam po nim albo po mamie, wysoki. Wyglądał na bystrego, zaradnego człowieka, znającego się na rzeczy. Włosy miał z kolei ciemne, które bez wątpienia dostałam od niego, twarz pociągłą oraz szeroki nos. Był wstrząśnięty tym, co właśnie ukazywało się jego oczom, co doskonale dało się wybadać po pustym, wpatrzonym w przestrzeń, wzroku. Tego dnia ubrany był w odświętny garnitur oraz nosił eleganckie, czarne buty, co przypominało mi o nadchodzącej żałobie.
 Wszystko będzie dobrze  powiedziałam.  Zobaczysz. Chodź, nie przeszkadzajmy.
    Na swoje słowa skierowałam się ku wyjściu.
 Jesteś pewna, że to tylko sen? Że śpi?
Zatrzymałam się przed drzwiami, udając, że mnie to bawi. W głębi serca jednak rozumiałam jego obawy. Miałam takie same. Lecz musiałam przed nim grać, żeby nie załamał się całkowicie. Cóż, należał do tych wrażliwych, choć może ciężko uwierzyć, że faceci są czasami wrażliwcami.
 Przecież widzisz, że serce bije  szepnęłam, puszczając do niego oko.  Strzeż się, bo jeszcze usłyszy, co sobie myślisz.
Nie potrafił się nie uśmiechnąć. Ja to umiałam odciągać ludzi od zmartwień. Maggie Wong - niezastąpiona, nieustraszona pocieszycielka. Od tego trochę zachciało mi się śmiać. Oczywiście nie miałam na nazwisko Wong, ale fajnie by było, gdybym miała. Wyszłam na korytarz. Wtedy doznałam dziwnego wrażenia, że jestem obserwowana. Zadzwonił telefon. Odebrałam, nie zerkając na wyświetlacz. Właśnie w towarzystwie ojca schodziłam w dół po schodach. Nosząc zielone, foliowe kapcie ochronne, musiałam szczególnie uważać, żeby się nie potknąć.
 Halo?
 To ja, Sebastian...
 Wiem, jak masz na imię, Sebastian. O co chodzi?
 Jesteś w obecności ojca?
A co to miało niby do rzeczy? Zamierzał nawijać o tematach tabu?
 Tak  odparłam.  Jestem w szpitalu.
Udałam, że bardzo smutno mi z tego powodu. Bo w gruncie rzeczy, było. Spojrzałam ukradkiem na ojca, by się dowiedzieć, co mogło zaprzątać mu myśli - Olivia czy moja rozmowa. I to był błąd. Potknęłam się i prawdopodobnie bym upadła, gdyby nie pielęgniarka, która idąc w przeciwnym kierunku, złapała mnie za rękę.
 Bardzo dziękuję  powiedziałam.
 Słucham?  odezwał się Sebastian.
Prawie zapomniałabym, że jest po drugiej stronie i słyszy wszystko, co wypada z moich ust. Niech to szlag!
 Prawie bym się wywróciła i... eh, nieważne, co dalej.
 Niezdara - zaśmiał się.
 Heej...
 Nie zamierzam się teraz z tobą drażnić, zwłaszcza ze względu na miejsce, w którym teraz jesteś. Wiedz, że jestem w pobliżu. I nie tylko ja. Mamy z kolegami dla ciebie pewny prezent, chyba to odpowiednia nazwa.
 Maggie? Mówiłam ci, że wolę Margaret. To tak bardziej... dostojnie.
Szłam kolejnym korytarzem. No, nareszcie się stąd wyrwę - pomyślałam. Ten zapach już mi zaczynał nieźle działać na nerwy.
 Dostojnie? Czyli nie zamierzasz ojca o niczym informować? W sumie cię rozumiem. No dobra, niech będzie ta Margaret.
Westchnęłam, sprawdzając, czy ojciec niczego nie podejrzewa. Nie wyglądał na takiego. Nie szedł zbyt blisko mnie, czyli nie podsłuchiwał. Nie szedł też zbyt szybko ani zbyt wolno  w sam raz.
 To nazywaj mnie jak chcesz, ale tylko nie Maggie, dobra?
 Okey. Musisz po prostu iść za budynek w ten lasek. Tam będziemy na ciebie czekać.
A dlaczego mieliśmy spotkać się akurat w lesie? Chciałam bardzo znać odpowiedź, ale niestety, nie mogłam teraz o to zapytać. Musiałam później.
 Zabawne  zaśmiałam się.  Teraz będziemy się kłócić o imiona.
 Ale dasz chyba radę, co?
 Pewnie  zapewniłam.  Pa.
A co on sobie w ogóle myślał? Że JA mogę nie dać rady? Żarty sobie stroił? Przecież wymknąć to się potrafił prawie każdy. Dlaczego niby posiadając nieprzeciętne umiejętności, miałabym nie dać rady?



Tak, jak przewidywałam, udało mi się wymknąć Ianowi. Poszło okropnie łatwo. Powiedziałam mu, że muszę załatwić pewną sprawę, a nienawidzę publicznych toalet. Oczywiście się zgodził. A co niby miał zrobić? Co oni knują?  zastanawiałam się.  Skąd wiedzieli, gdzie jestem i dlaczego postanowili podarować mi wspomniany wcześniej prezent właśnie tu? Stanąć za budynkiem i zadzwonić, żeby upewnić się, że nie mają złych zamiarów? Ale przecież to koledzy. Chociaż z drugiej strony, w telewizji krążyło wiele wiadomości na temat gwałtów, podejrzanych zaginięć i innych tego typu spraw. Powinnam się bać? Wyjęłam telefon, kolejno wybierając numer Paula. Skoro Sebastian mówił o "kolegach", Paul musiał być jednym z nich, a jemu jakoś bardziej ufałam niż temu pierwszemu. Chłopak odebrał niemalże natychmiast.
 Hej, Mags  przywitał się.  Dlaczego nie idziesz?
Czyli Paul tam był. Dobrze. Raczej nic mi nie grozi  pomyślałam.
 Już idę - rzekłam.  Tylko was stąd nie widzę. Zastanawiam się, czy w ogóle tam jesteście i czy Seba czasem nie zrobił mi kawału, a to do niego podobne.
 To wcale nie kawał. No chyba, że nasz prezent nazwiesz kawałem.
 Co to w ogóle za prezent?
 Tajemnica.
Wiedziałam, że mi nie powie. Każdy by tak zrobił, no ale z czystej ciekawości musiałam zapytać. Przerwałam połączenie, po czym schowałam telefon do kieszeni. Nagle owionął mnie dziwny, przenikliwy wiatr. Jakby coś miało się wydarzyć. Coś złego. Coś, co zmieniłoby całe moje życie już na zawsze i nigdy już nie dane by mi było powrócić do tego z dawnych czasów. To mnie przestraszyło. Może jednak nie iść do tego lasu? Przecież nic się nie stanie. Jakby co, to coś wymyślę na swoje usprawiedliwienie, chociaż najprawdopodobniej wystarczyłoby jedynie krótkie: "nie twój interes". Nagle ujrzałam dziwną postać nie z tego świata, wychodzącą jakby ze mgły. Twarz jej była ciemnoczerwona, przeżarta czymś, co wyglądało jak rdza. Głowa sprawiała wrażenie dużej i niezwykle ciężkiej. Oczy zielone, kocie. Dłonie okropnie długie, sine - jak u nieboszczyka. Nogi patykowate, chude, przez skórę było widać kości. To coś przypominało mi trochę człowieka, będąc jednocześnie zupełnie inne. Co to w ogóle było? Wstrzymałam na chwilę oddech. Bestia obserwowała mnie swoimi przerażającymi ślepiami, wykrzywiając przy tym sine, trupie wargi. Odnosiłam wrażenie, że szukała zemsty, albo ofiary. Odruchowo cofnęłam się o krok. Pożałowałam natychmiast swojego ruchu. Miałam świadomość, że nie powinnam tego robić, ponieważ to mogłoby spuścić na mnie katastrofę. Mogłam przecież umrzeć. Ta istota na pewno byłaby w stanie mnie zabić. To coś zaczęło się ku mnie zbliżać, jakby wyczuło we mnie jakąś słabość. Kroki miało nieudolne i wydawało się, jakby miało zaraz runąć jak długie na ziemię - byłoby to śmieszne, gdyby nic mi nie groziło. Wiedziałam, że powinnam rzucić się do ucieczki. Biorąc pod uwagę to, jak porusza się kreatura, mogłabym mieć jakieś szanse. Jednak zamiast wykonać to, co sugerował mi mózg, stałam skostniała i się gapiłam. Miałam ochotę wrzeszczeć. Dlaczego nie mogłam się ruszyć? Jakoś wcześniej, zrobiłam to niekontrolowanie. Dlaczego więc nie mogłam zrobić tego pod kontrolą? Wiedziałam, co zaraz może się stać. Aż dziwne, że jeszcze życie nie zaczęło mi się przesuwać przed oczami. Kocie oczy były coraz bliżej i bliżej. Zdawało mi się, że czytają mi w myślach. Zagadkowe, upiorne, pragnące zabić. Ale skąd mogłam wiedzieć, czy na pewno? To pewnie sen  pomyślałam.  Przecież miałam dużo podobnych. Nie ma się czego bać. Jestem bezpieczna w swoim łóżku. A co, jeśli nie? Bądź twarda, Maggie. To coś wcale nie musi chcieć cię zabić. Czasami pozory mylą. Istota nagle się zatrzymała. Wstrzymałam oddech. Wstrzymywałam go tak długo, jak tylko mogłam, łudząc się, że odejdzie. Zdawałam sobie sprawę, że gdybym leżała na ziemi, miałoby to większy sens. Będąc w pozycji stojącej, nie mogłam uchodzić za nieżywą. Stworzenie wpatrywało się we mnie przez chwilę, po czym uciekło w stronę lasu. Już zaledwie dwie sekundy później nie było po nim żadnego śladu. Patrzyłam w miejsce, w którym zniknęło, zszokowana i jakby nieprzytomna. Czego tak się przestraszyło? Obejrzałam się. Na szczęście ciało już przestało odmawiać mi posłuszeństwa. Nic za mną jednak nie było, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wiatr przestał wiać, a mgła nadal unosiła się w pobliżu  miałam wrażenie, że jest coraz gęstsza. Głupia pogoda  westchnęłam.  Gdyby tak choć raz mogło być słonecznie... Na dzwonek telefonu aż podskoczyłam.
 Sebastian?  zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam, że to on.
 Dlaczego jeszcze cię nie ma?  dziwił się chłopak.  Powiedziałaś Paulowi, że już idziesz. Wystąpiły jakieś komplikacje?
 Można tak powiedzieć.
 Coś taka wystraszona?
Mój głos musiał brzmieć dość dziwnie. Nic dziwnego, że to zauważył.
 Widziałeś to?
 A co miałem widzieć?
 Ponoć jesteście w lesie, tak?
 Zgadza się  otrzymałam odpowiedź.
 Zdaje mi się, że to coś mogło pobiec w waszą stronę.



Na koniec powiem, że nie jest to długi rozdział (:.
Mam nadzieję, że te bazgroły Was choć trochę zaciekawiły.
A, i jeśli ktoś czyta TK i nie wie, że założyłam osobnego bloga poświęconego właśnie tej opowieści, to zapraszam do czytania:
(IX rozdział)
(X rozdział, nieźle się napisałam szczególnie przy zakończeniu)
Kiedy przenosiłam, jeden rozdział rozdzieliłam na dwa, żeby nie był za długi, ale i tak jest długi. Tak, pewnie wiecie, o który chodzi.
I muszę powiedzieć, że lubię rażące literki (:.

2 komentarze:

  1. Hejo :D
    Jestem, po raz pierwszy od paru tygodni mam nieograniczoną ilość czasu na komputerze :D

    Notka, ciekawa, wciągająca (tabakę ;p) i ogólnie świetna jak wszystkie :D Jednym słowem ZAJEBIOZA :D
    Muszę się ogarnąć. Coś mi dzisiaj totalnie odwala (pomijając skakanie po domu i śpiewanie z bratem i tak zachowuje się nienormalnie).
    Właściwie nie wiem czemu pisze to w komentarzu, ale nieważne xD
    Możesz mi wysłać ten obrazek (jestem na gg ;p)

    Don't worry, be happy ^^

    TERAZ TAKA PROŚBA DO KAŻDEGO KTO CZYTA TEN KOMENTARZ: UŚMIECHNIJ SIĘ! :)

    Aaaa... bije mi palma ;p
    Może to dlatego, że zabiłam rano brrr..... pająka...
    Hue hue giń, pająku! The pain train is comming! :D

    Dobra, może kończę
    Jeszcze pomyslisz, że jestem nienormalna (jakbyś miała jakiekolwiek wątpliwości- zapraszam na gg) ;p
    Buziaczki, Andruś
    Drowned :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko Cię dostać na kompie, to fakt, ale jakoś wytrzymuję.
      A na gg to już w ogóle.
      Hahah.
      Wysłałam Ci już to zdjęcie.
      :D
      Bardzo ciękuję.
      Uwielbiam słowo "zajebioza".
      Yehoooo!!!
      Domyślasz się, co to za "prezent"?
      Muszę coś przekąsić..
      W "The Voice of Poland" to już do reszty wariują.
      Hah. LUbiĘ tO.
      Nie zapomnij przeczytać ostatniego rozdziału na TK kiedy będziesz miała czas. (:
      Byłam uśmiechnięta.
      *UhUu!!!*
      Ale jak przeczytałam Twój komentarz, to już w ogóle mi się gęba śmiała.
      A teraz iść po "scythe".
      Hahah. - MI też odbija, chociaż Ty jesteś całkiem normalna.
      Miałam napisać, że chicken zjadł spidera.
      Hahah. Tylko kogo możemy nazwać kurczakiem? I dlaczego Ty występujesz w wersji męskiej? XD
      Ciągle nie mogę się opanować po spuszczeniu w kiblu.
      Kurczę, tęskniłam.
      Zabiłaś takie słodkie zwierzątko?
      A żyjesz jeszcze?
      Pewno kosztowało Cię to nie lada wysiłku. :D
      Diee!!! I'm going to kill you with my scythe!!!
      Ejcia, ja w ogóle mam kosę?!!
      A nie, zaraz - mam.
      Nigdy nie mam wątpliwości.
      Dobra, ostatnio miałam - ale by Ci gały wyszły na wierzch, jakie.
      Dziękówa za tą ukochaną "zajebiozę".
      Nie dziękowałam już?

      Usuń

Została włączona moderacja komentarzy, przepraszamy za utrudnienia! Dziękujemy za komentarze! Każdy komentarz się dla nas liczy!