Mam nadzieję, że się spodoba, jest to moje pierwsze, w planach mam kilka, opowiadanie z gatunku sci-fi - bądź jak kto woli polską wersję - z gatunku fantastyki naukowej.
Finite
___________________________________________________
Finite
___________________________________________________
"Załoga na stanowiska! Załoga na stanowiska! Za 7200* tercji rozpocznie się wchodzenie w atmosferę Ziemi! Załoga na stanowiska! Za 7000 tercji rozpocznie się wchodzenie w atmosferę Ziemi!" - takie komunikaty dało się słyszeć na statku "Nebula" na dwie minuty przed rozpoczęciem manewru. Na mostku kapitańskim każde stanowisko było zajęte. Po prawej nawigator, po lewej pilot, na środku stał fotel kapitana, między tymi trzema punktami miejsce zajmowało jeszcze wiele istot. W hangarze załoganci szykowali myśliwce do wylotu, obsługa techniczna czuwała przy wskaźnikach, a piloci mniejszych statków przebierali się w kombinezony. Techniczni sprawdzali sprawność maszyn, a roboty obsługujące kambuz pakowały prowiant. Kapitan pojawił się na mostku dopiero na 600 tercji przed podejściem do wejścia w atmosferę. Nie dbała o to, że nikt nie zasalutował jej przepisowo - teraz ważniejsze było bezpieczne wykonanie manewru.
Wiele osób zastanawiało się pewnie, co też statek kosmiczny z flagą Korporacji robi na opuszczonym terenie, jakim jest Układ Słoneczny. Już od wielu lat nie zawitał tu żaden statek. Ziemia stała się miejscem egzotycznym, który w wyniku szalonego eksperymentu pokrył się zielenią, pochłaniając miasta. Zielenią bynajmniej nie przyjazną. Nie były to kwiaty i drzewa, a wielkie, mięsożerne rośliny, które strach budziły nawet u najlepszych zabijaków, poszukiwaczy przygód czy łowców nagród. "Nebula" miała jednak swój cel. Zmarł jeden z bossów korporacji, ostatni z żyjących ludzi, którzy odwiedził Ziemię, a jego ostatnią wolą był pogrzeb właśnie na tej planecie. Została oddelegowana do tego pani kapitan. Wiele istot dziwiło się gdy o tym usłyszało, Korporacja była znana jako barbarzyńska organizacja, ponieważ w jej szeregach znajdowało się wiele istot z dalekich planet, które charakteryzowały się zupełnie inną kulturą, gdzie większym honorem było dobicie przez sojuszników niż uleczenie w szpitalu.
Wiele osób zastanawiało się pewnie, co też statek kosmiczny z flagą Korporacji robi na opuszczonym terenie, jakim jest Układ Słoneczny. Już od wielu lat nie zawitał tu żaden statek. Ziemia stała się miejscem egzotycznym, który w wyniku szalonego eksperymentu pokrył się zielenią, pochłaniając miasta. Zielenią bynajmniej nie przyjazną. Nie były to kwiaty i drzewa, a wielkie, mięsożerne rośliny, które strach budziły nawet u najlepszych zabijaków, poszukiwaczy przygód czy łowców nagród. "Nebula" miała jednak swój cel. Zmarł jeden z bossów korporacji, ostatni z żyjących ludzi, którzy odwiedził Ziemię, a jego ostatnią wolą był pogrzeb właśnie na tej planecie. Została oddelegowana do tego pani kapitan. Wiele istot dziwiło się gdy o tym usłyszało, Korporacja była znana jako barbarzyńska organizacja, ponieważ w jej szeregach znajdowało się wiele istot z dalekich planet, które charakteryzowały się zupełnie inną kulturą, gdzie większym honorem było dobicie przez sojuszników niż uleczenie w szpitalu.
Gdy statek zawisł już w termosferze kapitan statku wstała ze swojego fotela, pogratulowała całej załodze i ruszyła wraz z pierwszym oficerem w kierunku hangaru A1. Po drodze przekazywała mu ostatnie wskazówki.
- I pamiętaj, jeżeli utracicie ze mną kontakt radiowy, macie odczekać dobę, a następnie odlecieć i poinformować Korporację o mojej śmierci. Zero wyruszania na poszukiwania. Przypilnuj dobrze Nathaniela, wiesz jaki on jest impulsywny. Szanse odnalezienia mnie żywej po dobie są praktycznie zerowe. Pamiętaj o co sześciominutowych kontaktach z pilotami myśliwców, niech wyruszają w grupach po trzech i zmieniają się co trzy godziny. O czymś zapomniałam? - zastanowiła się kobieta - była człowiekiem, jednym z nielicznych już w galaktyce - inne rasy stopniowo zaczęły przeważać - miała czarne jak smoła włosy poprzetykane fioletowymi pasmami. Ubrana była w czarny mundur Korporacji przeznaczony do lotów myśliwcami i innymi, mniejszymi statkami, gdzie przeciążenie było bardziej odczuwalne. Jej rozmówca był z kolei Chcejcjaninem. Rasa ta charakteryzowała się dużym wzrostem - około 2 i pół metra - skórą zrogowaciałą w kolorze niebieskim oraz dużymi, przesłoniętymi przeźroczystymi powiekami, oczyma. - Ah tak! - przypomniała sobie kobieta. - Powodzenia! - Uśmiechnęła się.
- Aj! Aj! Kapitan Sherrin! - wbrew pozorom Sherrin nie było nazwiskiem kobiety, a jej imieniem - mimo ścisłych zasad panujących w Korporacji, pani kapitan życzyła sobie by jej podwładni zwracali się do niej po imieniu. W końcu doszli do wind, którymi zjechali do hangaru. Przybycie kapitan przez znajdujące się w nim istoty, zostało przywitane salutem. Zaraz też kobietę obległo dwóch kosmitów.
- Sprawdziliśmy skład atmosfery i jesteśmy pewni, że nie będzie miała pani kapitan żadnych trudności w oddychaniu, jednak radzimy wzięcie ze sobą tlenu - badania mogą nie być dokładne - powiedział jeden, niższy. Zaraz potem głos zabrała wyższa kobieta.
- Generał zaraz zostanie przetransportowany do hangaru, transporter jest już gotowy do drogi.
- Dziękuję wam. Zgadzam się z tobą Chouii, zapakuj proszę sprzęt. Kalla, dopilnuj by Generał został dostarczony na transporter bez uszczerbku - posłała kosmitce uśmiech, a następnie udała się do transportera, który stał przyszykowany jako trzeci w kolejce do wylotu. Kilkadziesiąt tysięcy tercji później otrzymała do kokpitu sygnał o możliwości wylotów - dwa myśliwce sprawdziły teren i nie dostrzegły żadnego zagrożenia. Kobieta uruchomiła silniki i skierowała stateczek w kierunku wylotu z hangaru. Gdy wyleciała, oślepiła ją wszechogarniająca zieleń. Po przyzwyczajeniu się do krajobrazu, wraz z eskortą w postaci myśliwców skierowała się na północny-wschód.Wcześniej wraz z bibliotekarzem na swoim statku, poświęciła sporo czasu na odnalezieniu miejsca w miarę niezarośniętego śmiercionośną roślinnością. Okazało się, że jest to dawne miasto. Sherrin wymyśliła już jak pochowa Generała. Postanowiła, że zrobi to tak jak robili to dawni mieszkańcy Ziemi. Postawi mu kopiec. Gdy doleciała już wraz z pilotami myśliwców do celu podróży pozostało jej tylko znalezienie odpowiedniego miejsca na lądowanie. Przeszukiwała za pomocą własnego narządu wzroku jak i skanera teren. W końcu odnalazła odpowiednie miejsce, w środku dawnego miasta, na odsłoniętym terenie. Kazała pilotom myśliwców polecieć i zmienić się z oczekującymi. Sama rozpoczęła procedurę lądowania. Gdy stateczek stanął pewnie na ziemi wyszła z niego, uprzednio wyjmując z kabury pistolet i go odbezpieczając. Postanowiła znaleźć miejsce, gdzie odprawi pogrzeb Generałowi. Przechodziła czujnie pomiędzy budynkami, szukając odpowiedniego - wysokiego. W końcu doszła do centrum miasta. Gdzieniegdzie walały się podarte ubrania, w powietrzu latały skrawki papieru, wzdłuż chodników poustawiane były pojazdy z kołami. Miały one powybijane szyby, a ich pierwotny kolor pozamieniał się na rdzawy. W samym centrum stał wysoki budynek, w większości przeszklony, choć część z okien została wybita. Kapitan kiwnęła głową. Ten budynek nadawał się idealnie. Wróciła do statku i na wózku wywiozła sprzęt. Znów pokonała drogę do budynku. Przez następną godzinę lokowała na piętrach przedmioty wielkości dłoni człowieka. Zadowolona z efektu wróciła jeszcze raz do statku. Otworzyła drzwi do luku bagażowego, a następnie weszła do niego przez kokpit. W pewnej chwili mignęło jej coś czekoladowego. Czujna otaksowała wzrokiem otoczenie, w wyciągniętej dłoni trzymając pistolet. Nie zauważyła jednak nic niepokojącego. Powróciła więc do przerwanej czynności i odpięła pasy mocujące trumnę, następnie wypchnęła ją z luku. Ciągnąc wózek, na którym znajdowało się pudło z Generałem, dotarła do budynku, a następnie wciągnęła go na parter budynku. Przystanęła i odsapnęła. Podeszła do wózka i przejechała palcami po trumnie, a następnie zdecydowanym ruchem otworzyła wieko. Spojrzała na twarz Generała. Cieszyła się, że nie żyje - przysporzył jej wiele kłopotów podczas jej drogi do stanowiska kapitana. Mimo wszystko zmówiła szybką modlitwę nad ciałem.
- Żegnaj - powiedziała, a następnie opuściła budynek. Udała się do transportera, z przerażeniem zauważyła, że zostawiła otwarte drzwi do luku, pokręciła głową i pobieżnie sprawdziła czy nic w nim nie ma. Usunąwszy dwa skrawki papieru, jeszcze raz pokręciła głową i przemieściła się do kokpitu, wcześniej zamykając drzwi. Nadała sygnał radiowy do "Nebuli" o powodzeniu misji, a następnie spojrzała na zegarek. Minęło ponad sześć godzin odkąd zstąpiła na Ziemię. Szybko włączyła silniki i zdecydowanym ruchem podniosła maszynę do lotu. Gdy wzniosła się na bezpieczną odległość, wzięła do ręki detonator. Spojrzała jeszcze raz na budynek, w którym pochowała ciało Generała. Następnie podniosła klapkę i nacisnęła czerwony przycisk. Sekundę później doszedł do niej huk, a statkiem zatrzęsło. Przez szybę w kokpicie obserwowała jak budynek się zawala, pod wpływem wybuchów materiałów rozmieszczonych przez nią wcześniej. Zawalony gruz utworzył swego rodzaju kopiec. Zadowolona odwróciła transporter, by udać się z powrotem do statku kosmicznego. Zamiast błękitnego nieba ujrzała jednak czerwony kwiat. Na całym polu widzenia. Sherrin otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. "Jak to zdążyło się tu tak szybko pojawić?" - pomyślała wykonując ostry zwrot transportowcem. Niestety zobaczyła tam to samo. Zorientowawszy co się dzieje, poderwała statek w górę. Wydawało jej się, że widzi jakby w zwolnionym tempie jak zamyka się nad nią kwiat. Przyspieszyła jeszcze. Wiedziała, że nie zdąży. W akcie desperacji przeciągnęła do siebie wajchę hiperprzestrzeni. Trzydzieści tercji później wróciła ona na swoje miejsce. Kobieta odetchnęła z ulgą. Nie przeżyłaby przeciążenia gdyby statek spróbował przebić się przez atmosferę. Na jej szczęście zatrzymał się w termosferze. Szybko skierowała się ku "Nebuli". Gdy tylko wleciała i wysiadła z transportowca dopadł ją jej drugi oficer - różowo włosa Charrlin.
- Co to miało znaczyć?! Czy ty wiesz czym grozi wejście w hiperprzestrzeń w atmosferze? Pogrzało cię? - wrzasnęła na Sherrin. Kobiety prócz związków ściśle zawodowych były również dobrymi przyjaciółkami.
- Zachowuj się! Jesteś drugim oficerem! Powinnaś dawać przykład, a nie na mnie się wydzierać! - syknęła. - Nie miałam wyjścia... Jeślibym tego nie zrobiła to w tej chwili najprawdopodobniej nie byłabym tu z tobą, a pewna roślinka miałaby obiadek. Zresztą nie wiedziałam, że żyją tu takie giganty... Spodziewałam się roślin wysokich na cztery, pięć metrów ale nie na osiemset! Co oni im dali? - zastanawiała się. Razem z drugą kobietą szła do wind by udać się na mostek. Gdy już na niego dotarła skinęła głową do salutujących marynarzy. Następnie podeszła do swojego miejsca i wzięła do ręki mikrofon.
- Misja zakończyła się powodzeniem! To dzięki wam! Obejmujemy kurs na Telcrom gdzie dostaniecie dzień wolnego! - powiedziała z uśmiechem. Na korytarzach rozległo się wiwatowanie i gwizdy na cześć Kapitan. Wspomniana kobieta podeszła do pierwszego oficera. - Dzisiaj przejmiesz wraz z Charllin po połowie mojej warty na mostku. Niech mi nikt nie przeszkadza jeśli nie będzie jakiejś nietypowej sytuacji. - Oficer skinął głową, a Sherrin poszła do swojej kajuty. Podeszła do komputera i zalogowała się. Na hologramie wybrała pocztę, a następnie wysłała krótką wiadomość do Korporacji by poinformować o przebiegu misji. Wylogowała się, umyła, a następnie przyciemniła światło. Szybko zasnęła... Obudził ją hałas. Spojrzała na lampkę nad drzwiami. Czerwony alarm. Szybko chwyciła płaszcz i nakładając go wybiegła z kajuty. Zdyszana wbiegła na mostek, mijając się po drodze z majtkiem, który został po nią wysłany.
- Obca forma życia na statku - krzyknęła Charlin, - Ranił technicznego. Nie wiadomo jeszcze skąd się to coś wzięło. Obecnie biega po korytarzach na piętrze z hangarami....
- Złapcie mi to coś! - wrzasnęła Sherrin.
- Wysłaliśmy już dwie grupy po dziesięciorga, ale nie mogą go złapać... - wtrącił pierwszy oficer.
- Dajcie mi Nathaniela na dół! Kella. przynieś mi na dół pistolet ogłuszający! - Sherrin była naprawdę zła.
- Ale nie możesz ryzykować! Jesteś kapitanem! Powinnaś zostawić to dla niższych tobie rangą! - zaprotestowała Charlin.
- Nie mieszaj się do tego. Mój statek, moja zachcianka! - wrzasnęła jeszcze głośniej, aż osoby obecne na mostku się odwróciły. - Wybacz... Wydaje mi się, że to mogło ze mną przylecieć. Na Ziemi... Potem opowiem... - sciszyła głos, spojrzała przepraszająco i wybiegła z mostka. Przy windzie spotkała się z Nathanielem i Kallą. Tej drugiej podziękowała za przyniesienie pistoletu i wsiadła wraz z tym pierwszym do windy. - Nie chcemy go zabić. Jesteś szybki, spróbujesz coś wywabić, a ja go ogłuszę. Zrozumiałeś? - Nathaniel pokiwał głową. - Cieszę się. Powodzenia! - przybili sobie piątkę. Nikt dokładnie nie wiedział jaka relacja ich łączyła - wiadomo było, że gdy Sherrin po raz pierwszy trafiła na statek, została przydzielona do pary właśnie z nim. Podobno nie pajali do siebie sympatią, lecz coś się zdarzyło i nagle ich stosunek do siebie odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Potem kobieta odniosła sukces - została pierwszym w galaktyce kobietą-kapitanem, a on złożył podanie o przyjęcie do jej załogi. Gdy winda się zatrzymała, a drzwi otworzyły, para wpadła na uzbrojoną grupę. - Gdzie to jest? - zapytała Sherrin. Komandos wskazał kierunek. Zwierzę znajdowało się obecnie w hangarze A2. Kobieta kiwnęła głową, a następnie ustawiła się wygodnie i podniosła pistolet. W między czasie mężczyzna wszedł do pomieszczenia. Zanim jednak zdążył choćby się rozejrzeć, coś czekoladowego wypadło z niego. Kapitan szybko strzeliła. Po chwili ogłuszone coś zostało zabrane przez dwóch technicznych i zawiezione tam gdzie wskazała Sherrin - do biblioteki. Nathaniel wyszedł chwilę potem jak kobieta strzeliła.
- Co to jest na mahrańską matkę? - zapytał.
- Nie wiem... - odparła kobieta. Pół godziny później siedziała wraz ze wszystkimi oficerami i bibliotekarzem w pomieszczeniu, do którego zostało zawiezione coś. Od dobrych dziesięciu minut zastanawiali się co to może być. W końcu bibliotekarz podniósł wzrok znad tysiąca nazw w hologramie.
- To może być tylko pies... Pasuje wszystko z wyglądu, miejsca zamieszkania, zachowania, ale... - zawiesił się.
- Jakie "ale"? - zapytała Charlin.
- Pies to wymarły gatunek. Ba! To nie jest jakiś tam mieszaniec, a labrador...
- Co to oznacza? - zadała pytanie Kapitan.
- Mamy na pokładzie jeden z najbardziej pożądanych gatunków zwierząt w całej galaktyce. Białego kruka wśród zwierzyny... Pytanie co z nim zrobimy... I skąd się tu wziął... - Bibliotekarz pokręcił głową...
- Jak byłam na Ziemi zostawiłam nieopatrznie otwarty luk bagażowy. Najwyraźniej wtedy musiał wejść na statek. Skok w hiperprzestrzeń musiał go ogłuszyć, a techniczny otworzył luk, wtedy tamten wypadł... I już.
- No to jeden punkt mamy z głowy... Co z nim jednak zrobimy?
- Muszę się z tym przespać. Wy też powinniście. Charlin. Teraz twoja warta. Gdy skończysz, to mnie obudź... Co do tego psa... Zamknijcie go w kajucie, dajcie wody, czy czego on tam potrzebuje. Jedno jest pewne. Na Ziemię nie wrócimy. Kontynuujemy naszą trasę...
* tercja - nieużywana obecnie jednostka miary czasu odpowiadająca jednej sześćdziesiątej sekundy. W moim opowiadaniu została przywrócona ze względu na to, że piloci jak i kapitanowie potrzebują jak najdokładniejszego pomiaru czasu. Nie co do sekundy. Co do tercji.
___________________________
Ta dam! Skończyłam! Z dedykacją dla Andromedy! Mam nadzieję, że się podobało i że nie przynudzałam. Jest to bardzo typowe sci-fi. Powtórzę to co pisałam w komentarzu pod tekstem Drowned... Pingwinia Masakra Piłą Mechaniczną zostanie opublikowana w okolicach grudnia. Mam już około 5 stron w Wordzie, a chcę by była długa. Mogę Wam już podać oficjalny tytuł - "PMPM: Rache" "Rache" z niemieckiego oznacza zemsta. Będzie Hans, będzie Bulgot, będzie Parker i będzie Skipper. Julian też :D Za to Parkera będzie dużo... Hans będzie dziwny... Mam nadzieję, że będzie zabawnie!
Finite
- I pamiętaj, jeżeli utracicie ze mną kontakt radiowy, macie odczekać dobę, a następnie odlecieć i poinformować Korporację o mojej śmierci. Zero wyruszania na poszukiwania. Przypilnuj dobrze Nathaniela, wiesz jaki on jest impulsywny. Szanse odnalezienia mnie żywej po dobie są praktycznie zerowe. Pamiętaj o co sześciominutowych kontaktach z pilotami myśliwców, niech wyruszają w grupach po trzech i zmieniają się co trzy godziny. O czymś zapomniałam? - zastanowiła się kobieta - była człowiekiem, jednym z nielicznych już w galaktyce - inne rasy stopniowo zaczęły przeważać - miała czarne jak smoła włosy poprzetykane fioletowymi pasmami. Ubrana była w czarny mundur Korporacji przeznaczony do lotów myśliwcami i innymi, mniejszymi statkami, gdzie przeciążenie było bardziej odczuwalne. Jej rozmówca był z kolei Chcejcjaninem. Rasa ta charakteryzowała się dużym wzrostem - około 2 i pół metra - skórą zrogowaciałą w kolorze niebieskim oraz dużymi, przesłoniętymi przeźroczystymi powiekami, oczyma. - Ah tak! - przypomniała sobie kobieta. - Powodzenia! - Uśmiechnęła się.
- Aj! Aj! Kapitan Sherrin! - wbrew pozorom Sherrin nie było nazwiskiem kobiety, a jej imieniem - mimo ścisłych zasad panujących w Korporacji, pani kapitan życzyła sobie by jej podwładni zwracali się do niej po imieniu. W końcu doszli do wind, którymi zjechali do hangaru. Przybycie kapitan przez znajdujące się w nim istoty, zostało przywitane salutem. Zaraz też kobietę obległo dwóch kosmitów.
- Sprawdziliśmy skład atmosfery i jesteśmy pewni, że nie będzie miała pani kapitan żadnych trudności w oddychaniu, jednak radzimy wzięcie ze sobą tlenu - badania mogą nie być dokładne - powiedział jeden, niższy. Zaraz potem głos zabrała wyższa kobieta.
- Generał zaraz zostanie przetransportowany do hangaru, transporter jest już gotowy do drogi.
- Dziękuję wam. Zgadzam się z tobą Chouii, zapakuj proszę sprzęt. Kalla, dopilnuj by Generał został dostarczony na transporter bez uszczerbku - posłała kosmitce uśmiech, a następnie udała się do transportera, który stał przyszykowany jako trzeci w kolejce do wylotu. Kilkadziesiąt tysięcy tercji później otrzymała do kokpitu sygnał o możliwości wylotów - dwa myśliwce sprawdziły teren i nie dostrzegły żadnego zagrożenia. Kobieta uruchomiła silniki i skierowała stateczek w kierunku wylotu z hangaru. Gdy wyleciała, oślepiła ją wszechogarniająca zieleń. Po przyzwyczajeniu się do krajobrazu, wraz z eskortą w postaci myśliwców skierowała się na północny-wschód.Wcześniej wraz z bibliotekarzem na swoim statku, poświęciła sporo czasu na odnalezieniu miejsca w miarę niezarośniętego śmiercionośną roślinnością. Okazało się, że jest to dawne miasto. Sherrin wymyśliła już jak pochowa Generała. Postanowiła, że zrobi to tak jak robili to dawni mieszkańcy Ziemi. Postawi mu kopiec. Gdy doleciała już wraz z pilotami myśliwców do celu podróży pozostało jej tylko znalezienie odpowiedniego miejsca na lądowanie. Przeszukiwała za pomocą własnego narządu wzroku jak i skanera teren. W końcu odnalazła odpowiednie miejsce, w środku dawnego miasta, na odsłoniętym terenie. Kazała pilotom myśliwców polecieć i zmienić się z oczekującymi. Sama rozpoczęła procedurę lądowania. Gdy stateczek stanął pewnie na ziemi wyszła z niego, uprzednio wyjmując z kabury pistolet i go odbezpieczając. Postanowiła znaleźć miejsce, gdzie odprawi pogrzeb Generałowi. Przechodziła czujnie pomiędzy budynkami, szukając odpowiedniego - wysokiego. W końcu doszła do centrum miasta. Gdzieniegdzie walały się podarte ubrania, w powietrzu latały skrawki papieru, wzdłuż chodników poustawiane były pojazdy z kołami. Miały one powybijane szyby, a ich pierwotny kolor pozamieniał się na rdzawy. W samym centrum stał wysoki budynek, w większości przeszklony, choć część z okien została wybita. Kapitan kiwnęła głową. Ten budynek nadawał się idealnie. Wróciła do statku i na wózku wywiozła sprzęt. Znów pokonała drogę do budynku. Przez następną godzinę lokowała na piętrach przedmioty wielkości dłoni człowieka. Zadowolona z efektu wróciła jeszcze raz do statku. Otworzyła drzwi do luku bagażowego, a następnie weszła do niego przez kokpit. W pewnej chwili mignęło jej coś czekoladowego. Czujna otaksowała wzrokiem otoczenie, w wyciągniętej dłoni trzymając pistolet. Nie zauważyła jednak nic niepokojącego. Powróciła więc do przerwanej czynności i odpięła pasy mocujące trumnę, następnie wypchnęła ją z luku. Ciągnąc wózek, na którym znajdowało się pudło z Generałem, dotarła do budynku, a następnie wciągnęła go na parter budynku. Przystanęła i odsapnęła. Podeszła do wózka i przejechała palcami po trumnie, a następnie zdecydowanym ruchem otworzyła wieko. Spojrzała na twarz Generała. Cieszyła się, że nie żyje - przysporzył jej wiele kłopotów podczas jej drogi do stanowiska kapitana. Mimo wszystko zmówiła szybką modlitwę nad ciałem.
- Żegnaj - powiedziała, a następnie opuściła budynek. Udała się do transportera, z przerażeniem zauważyła, że zostawiła otwarte drzwi do luku, pokręciła głową i pobieżnie sprawdziła czy nic w nim nie ma. Usunąwszy dwa skrawki papieru, jeszcze raz pokręciła głową i przemieściła się do kokpitu, wcześniej zamykając drzwi. Nadała sygnał radiowy do "Nebuli" o powodzeniu misji, a następnie spojrzała na zegarek. Minęło ponad sześć godzin odkąd zstąpiła na Ziemię. Szybko włączyła silniki i zdecydowanym ruchem podniosła maszynę do lotu. Gdy wzniosła się na bezpieczną odległość, wzięła do ręki detonator. Spojrzała jeszcze raz na budynek, w którym pochowała ciało Generała. Następnie podniosła klapkę i nacisnęła czerwony przycisk. Sekundę później doszedł do niej huk, a statkiem zatrzęsło. Przez szybę w kokpicie obserwowała jak budynek się zawala, pod wpływem wybuchów materiałów rozmieszczonych przez nią wcześniej. Zawalony gruz utworzył swego rodzaju kopiec. Zadowolona odwróciła transporter, by udać się z powrotem do statku kosmicznego. Zamiast błękitnego nieba ujrzała jednak czerwony kwiat. Na całym polu widzenia. Sherrin otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. "Jak to zdążyło się tu tak szybko pojawić?" - pomyślała wykonując ostry zwrot transportowcem. Niestety zobaczyła tam to samo. Zorientowawszy co się dzieje, poderwała statek w górę. Wydawało jej się, że widzi jakby w zwolnionym tempie jak zamyka się nad nią kwiat. Przyspieszyła jeszcze. Wiedziała, że nie zdąży. W akcie desperacji przeciągnęła do siebie wajchę hiperprzestrzeni. Trzydzieści tercji później wróciła ona na swoje miejsce. Kobieta odetchnęła z ulgą. Nie przeżyłaby przeciążenia gdyby statek spróbował przebić się przez atmosferę. Na jej szczęście zatrzymał się w termosferze. Szybko skierowała się ku "Nebuli". Gdy tylko wleciała i wysiadła z transportowca dopadł ją jej drugi oficer - różowo włosa Charrlin.
- Co to miało znaczyć?! Czy ty wiesz czym grozi wejście w hiperprzestrzeń w atmosferze? Pogrzało cię? - wrzasnęła na Sherrin. Kobiety prócz związków ściśle zawodowych były również dobrymi przyjaciółkami.
- Zachowuj się! Jesteś drugim oficerem! Powinnaś dawać przykład, a nie na mnie się wydzierać! - syknęła. - Nie miałam wyjścia... Jeślibym tego nie zrobiła to w tej chwili najprawdopodobniej nie byłabym tu z tobą, a pewna roślinka miałaby obiadek. Zresztą nie wiedziałam, że żyją tu takie giganty... Spodziewałam się roślin wysokich na cztery, pięć metrów ale nie na osiemset! Co oni im dali? - zastanawiała się. Razem z drugą kobietą szła do wind by udać się na mostek. Gdy już na niego dotarła skinęła głową do salutujących marynarzy. Następnie podeszła do swojego miejsca i wzięła do ręki mikrofon.
- Misja zakończyła się powodzeniem! To dzięki wam! Obejmujemy kurs na Telcrom gdzie dostaniecie dzień wolnego! - powiedziała z uśmiechem. Na korytarzach rozległo się wiwatowanie i gwizdy na cześć Kapitan. Wspomniana kobieta podeszła do pierwszego oficera. - Dzisiaj przejmiesz wraz z Charllin po połowie mojej warty na mostku. Niech mi nikt nie przeszkadza jeśli nie będzie jakiejś nietypowej sytuacji. - Oficer skinął głową, a Sherrin poszła do swojej kajuty. Podeszła do komputera i zalogowała się. Na hologramie wybrała pocztę, a następnie wysłała krótką wiadomość do Korporacji by poinformować o przebiegu misji. Wylogowała się, umyła, a następnie przyciemniła światło. Szybko zasnęła... Obudził ją hałas. Spojrzała na lampkę nad drzwiami. Czerwony alarm. Szybko chwyciła płaszcz i nakładając go wybiegła z kajuty. Zdyszana wbiegła na mostek, mijając się po drodze z majtkiem, który został po nią wysłany.
- Obca forma życia na statku - krzyknęła Charlin, - Ranił technicznego. Nie wiadomo jeszcze skąd się to coś wzięło. Obecnie biega po korytarzach na piętrze z hangarami....
- Złapcie mi to coś! - wrzasnęła Sherrin.
- Wysłaliśmy już dwie grupy po dziesięciorga, ale nie mogą go złapać... - wtrącił pierwszy oficer.
- Dajcie mi Nathaniela na dół! Kella. przynieś mi na dół pistolet ogłuszający! - Sherrin była naprawdę zła.
- Ale nie możesz ryzykować! Jesteś kapitanem! Powinnaś zostawić to dla niższych tobie rangą! - zaprotestowała Charlin.
- Nie mieszaj się do tego. Mój statek, moja zachcianka! - wrzasnęła jeszcze głośniej, aż osoby obecne na mostku się odwróciły. - Wybacz... Wydaje mi się, że to mogło ze mną przylecieć. Na Ziemi... Potem opowiem... - sciszyła głos, spojrzała przepraszająco i wybiegła z mostka. Przy windzie spotkała się z Nathanielem i Kallą. Tej drugiej podziękowała za przyniesienie pistoletu i wsiadła wraz z tym pierwszym do windy. - Nie chcemy go zabić. Jesteś szybki, spróbujesz coś wywabić, a ja go ogłuszę. Zrozumiałeś? - Nathaniel pokiwał głową. - Cieszę się. Powodzenia! - przybili sobie piątkę. Nikt dokładnie nie wiedział jaka relacja ich łączyła - wiadomo było, że gdy Sherrin po raz pierwszy trafiła na statek, została przydzielona do pary właśnie z nim. Podobno nie pajali do siebie sympatią, lecz coś się zdarzyło i nagle ich stosunek do siebie odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Potem kobieta odniosła sukces - została pierwszym w galaktyce kobietą-kapitanem, a on złożył podanie o przyjęcie do jej załogi. Gdy winda się zatrzymała, a drzwi otworzyły, para wpadła na uzbrojoną grupę. - Gdzie to jest? - zapytała Sherrin. Komandos wskazał kierunek. Zwierzę znajdowało się obecnie w hangarze A2. Kobieta kiwnęła głową, a następnie ustawiła się wygodnie i podniosła pistolet. W między czasie mężczyzna wszedł do pomieszczenia. Zanim jednak zdążył choćby się rozejrzeć, coś czekoladowego wypadło z niego. Kapitan szybko strzeliła. Po chwili ogłuszone coś zostało zabrane przez dwóch technicznych i zawiezione tam gdzie wskazała Sherrin - do biblioteki. Nathaniel wyszedł chwilę potem jak kobieta strzeliła.
- Co to jest na mahrańską matkę? - zapytał.
- Nie wiem... - odparła kobieta. Pół godziny później siedziała wraz ze wszystkimi oficerami i bibliotekarzem w pomieszczeniu, do którego zostało zawiezione coś. Od dobrych dziesięciu minut zastanawiali się co to może być. W końcu bibliotekarz podniósł wzrok znad tysiąca nazw w hologramie.
- To może być tylko pies... Pasuje wszystko z wyglądu, miejsca zamieszkania, zachowania, ale... - zawiesił się.
- Jakie "ale"? - zapytała Charlin.
- Pies to wymarły gatunek. Ba! To nie jest jakiś tam mieszaniec, a labrador...
- Co to oznacza? - zadała pytanie Kapitan.
- Mamy na pokładzie jeden z najbardziej pożądanych gatunków zwierząt w całej galaktyce. Białego kruka wśród zwierzyny... Pytanie co z nim zrobimy... I skąd się tu wziął... - Bibliotekarz pokręcił głową...
- Jak byłam na Ziemi zostawiłam nieopatrznie otwarty luk bagażowy. Najwyraźniej wtedy musiał wejść na statek. Skok w hiperprzestrzeń musiał go ogłuszyć, a techniczny otworzył luk, wtedy tamten wypadł... I już.
- No to jeden punkt mamy z głowy... Co z nim jednak zrobimy?
- Muszę się z tym przespać. Wy też powinniście. Charlin. Teraz twoja warta. Gdy skończysz, to mnie obudź... Co do tego psa... Zamknijcie go w kajucie, dajcie wody, czy czego on tam potrzebuje. Jedno jest pewne. Na Ziemię nie wrócimy. Kontynuujemy naszą trasę...
* tercja - nieużywana obecnie jednostka miary czasu odpowiadająca jednej sześćdziesiątej sekundy. W moim opowiadaniu została przywrócona ze względu na to, że piloci jak i kapitanowie potrzebują jak najdokładniejszego pomiaru czasu. Nie co do sekundy. Co do tercji.
___________________________
Ta dam! Skończyłam! Z dedykacją dla Andromedy! Mam nadzieję, że się podobało i że nie przynudzałam. Jest to bardzo typowe sci-fi. Powtórzę to co pisałam w komentarzu pod tekstem Drowned... Pingwinia Masakra Piłą Mechaniczną zostanie opublikowana w okolicach grudnia. Mam już około 5 stron w Wordzie, a chcę by była długa. Mogę Wam już podać oficjalny tytuł - "PMPM: Rache" "Rache" z niemieckiego oznacza zemsta. Będzie Hans, będzie Bulgot, będzie Parker i będzie Skipper. Julian też :D Za to Parkera będzie dużo... Hans będzie dziwny... Mam nadzieję, że będzie zabawnie!
Finite
Ekhm, nadchodzi wielka pustka! A z nią echo mej pustej czaszki! xD
OdpowiedzUsuńOki, kom zasadniczy...
Nom, bardzo zacne, droga pani F, bardzo zacne.
Chcejcjanin mnie rozłożył xd Ogólnie przyjemny opo ;P Pojawiły się jakieś tam błędy, ale nie kłuły jakoś w oczy xd
Labradorek, mleczko z kukurydzą xD Kurde, najbardziej pożądany gatunek ever? Nieźle, powiem znajomym, żeby zamrozili swego psa, bo za jakiś czas mogą dostać dobrą cenę xD
Ludzi zostało bardzo niewielu, ale chrześcijaństwo pozostało? Ale rozumiem, trzeba wychwalać kościół xD
Jak mniemam, otrzymamy część dalszą? ;3 Czekam więc xd
Zdawiam,
ML
PS Coś czuję, że Drowned będzie ci suszyć głowę, za PMPM xD
Sorry, jestem osobą wierzącą :D Poza tym w tym opku, że tak powiem, inne kultury wierzą w tego samego Boga...
UsuńPies jest najbardziej pożądanym gatunkiem... A labladorek to z sentymentu.
Już suszyła... Ale trochę jej zapał, chyba, ostygł jak się dowiedziała, że jak będę czuła presję to opublikuję później, a mnie w styczniu nie będzie.
Finite
Ja, jak już powszechnie wiadomo, mocno umiarkowanie wierzący xdd A to ci zagwozdka :D
UsuńMówię ci, trzeba zamrozić wszystkie psy i wywieźć do pentagonu! xD
Każdemu by ostygł chyba ;] Ale trzeba mieć nadzieję, że te miesięcy kilka minie szybko ;[
Nie, bo jak zamrozisz psy to to nie będzie wymarły gatunek i nie będzie pożądany -.+
UsuńMoże uda się wcześniej?
Finite
Ps
Wszyscy narzekają, a Drowned podałam termin 24.12...
F.
To zamrozimy kilka, a resztę wybijemy!
UsuńMoże, morze... Bałtyckie xDDDDDD
ML
PS A ja narzekam, że wakacje takie krótkie! Chamstwo!
Już myślałam, że napisałam "morze" -.+
UsuńJak się tak końca zbliżają, to faktycznie... Ile ja bym dała, żeby tak nowy rok był za dwa lata...
F.
A tu proszę, Pan IksDe tylko robił z siebie idiotę! xD
UsuńNie ty jedna, nie ty jedna ;_;
ML
Jestem!
OdpowiedzUsuńO, wreszcie dokończyłaś to opowiadanie.
Wiesz, trochę się z nim ociągałaś.
A zrobisz chociaż kontynuację?
Zastanawiam się, co byś wymyśliła.
Bo wiesz, bardzo mi się ta notka podoba :).
Fajnie, że dedykacja dla mnie!
Heh, nie spodziewałam się (:.
Lubię szalone eksperymenty.
Wielkie, krwiożercze roślinki.
Chyba to już gdzieś widziałam... w mojej wyobraźni na pewno.
Osiemset?
Roślinka na dużych sterydach.
Podoba mi się wściekła roślinka.
Dobre to z psem.
Nie wiem, dlaczego, ale zachciało mi się śmiać, ale tylko na chwilę.
Wymarły gatunek żyje wśród nas!
Hehe.
Ale spoko, coś nowego i bardzo podoba mi się ten pomysł.
Teraz rozumiem tytuł notki.
Zaraz mi się kojarzy "Pies, Który Jeździł Koleją", ale to się akurat tyczy nazwy :).
Nie... dopiero wtedy?!
Czekam bardzo długo.
Ale przynajmniej druga część będzie długa i mam nadzieję, że bardzo masakryczna.
Hehe **:)
Dlaczego zabawnie?
Wolę podle.
:D
Lubisz niemiecki?
Mówiłam, że jestem zajęta...
UsuńTak, zrobię! Chciałam opublikować już to...
Będzie wojna!
Cieszę się :D
Ja też lubię.
Noo... Mi też się podobają :D
E... Ja się niczym nie sugerowałam, chyba, że to podświadomość... *lampa w twarz podświadomości*
Noooo...
Baaardzo dużych.. :D
Cieszę się.
Skoro Ci się zachciało...
Yeap
Szczerze to najpierw wpadłam na pomysł na tytuł - i tak... Bardzo sugerowałam się Pieskiem z Koleji :D
Sorrry... Może opublikuję w częściach? Albo może uda się wcześniej?
Będzie długa! Z masakryczną to gorzej...
Średnio :D Choć gdybym przypomniała sobie słownictwo to pewnie tak :D
Finite
Jest świetne :3
OdpowiedzUsuńz labradorem mnie rozwaliłaś :p
Rośliny na osiemset metrów? Wyobraziłam sobie takie jeżyny ;p (wiem, że to nie były normalne roślinki, ale i tak xD)
Ciekawie ich ponazywałaś :3
Tak ja Andromedzie, tytuł skojarzył mi się od razu z Psem który jeździł koleją :)
nie mam pomysłu na dłuższy i składniejszy komentarz.
buziaki,
Drown :*
Moje pierwsze skojarzenie z tytułem? "Pies, który jeździł koleją" xD
OdpowiedzUsuńHmm... jeszcze nigdy nie czytałam czegoś takiego w ogóle takiego rodzaju... Zastanawiałam się, czy czytać, czy nie ;P . Ale przeczytałam ^_^
Heh ;D . Myślałam, że o jakaś dziwna roślina, poruszająca się takimi glutowatymi nogami xd. (moja wyobraźnia mnie dobija O.o)
A tutaj piesio ;DD
Nie ukrywam: Podobało mi się ;)
Więcej takich kochana pisz!
Pozdrawiam,
K.M.
38 years old Office Assistant IV Douglas Durrance, hailing from Brentwood Bay enjoys watching movies like Los Flamencos and Knitting. Took a trip to Cidade Velha and drives a Ferrari 340 MM Competition Spyder. przejdz do tej strony
OdpowiedzUsuń56 years old Clinical Specialist Murry Tomeo, hailing from Oromocto enjoys watching movies like Colossal Youth (Juventude Em Marcha) and Pottery. Took a trip to Flemish Béguinages and drives a Ford GT40. sprawdz tutaj
OdpowiedzUsuń