Suknia była niewygodna i ciasna. Mocno zaciśnięty gorset wpijał mi się w talię, ściskał moje żebra i płuca tak, że z trudem oddychałam. Musiałam jednak wyglądać tak, jakby nie sprawiało mi to kłopotu, musiałam wyglądać dystyngowanie. Dziewczyna - moja koleżanka Anna - po raz ostatni poprawiła fałdy mojej sukni, a następnie zniknęła, by pomóc w innym miejscu.
Przystawiłam ucho do uchylonych drzwi i spojrzałam na scenę w salonie. Moja matka zagadywała żonę lorda Martina, cicho rozmawiały, tak, że nie byłam w stanie rozpoznać słów, jednak co jakiś czas wybuchały śmiechem - brzmiącym równie przyjemnie, co tarcie gwoździem o tarę do prania, czyli tak, jak przystało na damy z prawdziwego zdarzenia.
Na tle delikatnej i cichej muzyki wydobywającej się ze starego gramofonu, zdecydowanie wyróżniały się dwa głosy - mojego ojca i lorda Martina. Ich rozmowę słychać było doskonale.
- Fryderyku, - tak ma na imię lord Martin... - słyszałem, że twój syn odnosi ostatnimi czasy sukcesy na polowaniach... - Syn lorda to szpetny jak mops mojej sąsiadki dwudziestolatek, który jest ofiarą losu. Choć polującego go nie widziałam, to doświadczyłam na własnej skórze jego dostojnych i opanowanych ruchów, kiedy, wziąwszy pączka, postanowił porozmawiać z panienką Elżbietą, która stała w drugim końcu pokoju i z wielką gracją potknął się o dywan, wyrzucił w górę ciasto z nadzieniem, które wylądowało na mojej ślicznej sukni. To dlatego nie było mnie teraz w salonie - musiałam pójść się przebrać.
- Ah owszem, udało mu się upolować najtłustszą gęś ze wszystkich! Wdał się we mnie! - Ha! Wątpię! I tak okaże się, że to nie jego syn!
- Widzisz, moja córka to równie dobra partia... Olśniewa urodą, jednak, z mojego punktu widzenia ma jedną wadę: nie jest zamężna. Pomyślałem sobie... - Z niedowierzaniem słuchałam tego, co mój pożal się Boże idealny tata mówił. Na szczęście, lord mu przerwał…
- Zgadzam się, zgadzam! Byliby cudowną parą! - Na mojej twarzy zagościło jednocześnie wiele emocji: zgorszenie, frustracja, złość i obrzydzenie. Chciałam tam wejść i przemówić obu mężczyznom do głowy, jednak odezwała się moja matka.
- Panowie, bez pochopnych decyzji, proszę, zapytajmy się najpierw młodych... Właśnie, kochanie, widziałeś gdzieś Barbarę?
- Tutaj jestem, matko... - powiedziałam wchodząc do pokoju. Moja twarz była już opanowana, chociaż wewnątrz aż kipiałam z emocji.
- Córko... - zaczęła mówić moja matka, jednak ojciec szybko jej przerwał.
- Wyjdziesz za syna lorda Martina, cieszysz się?
- To najlepsza wiadomość jaką kiedykolwiek usłyszałam... - powiedziałam siląc się na sarkazm, jednak nie wyszło mi to na dobre, gdyż arystokraci obecni w tym pomieszczeniu i związani ze mną więzami krwi odebrali to na opak.
Moje słowa rozpoczęły lawinę pomysłów na organizację ślubu. Już nikt nie liczył się ze zdaniem Hansa... Ja postanowiłam cierpieć w milczeniu, kontemplując smutek, jaki na mnie spłynął, gdy zrozumiałam, że przez resztę życia będę obrzucana pączkami przez niezręcznego męża.
Po chwili spędzonej wśród rozentuzjazmowanych rodziców postanowiłam wyjść niczym rodowita angielka, którą rzecz jasna byłam.
Schroniłam się w sąsiednim pokoju, skąd widać było, co dzieje się w salonie, a jednocześnie nie było słychać.
Z głuchym jęknięciem, który nie wypada damie, usiadłam na krześle na lewo od drzwi. Zdjęłam szal i rzuciłam go na pobliski stolik.
Niespodziewanie poczułam coś mokrego na swoim policzku, przypominającego język mopsa mojej sąsiadki. Zaskoczona odwróciłam się, jednak nikogo nie dostrzegłam… Cóż, pozostało mi mieć nadzieję, że nie było śliczne jak mops.
Nagle zastygłam w bezruchu. Z moich ust wyrwał się cichy jęk, kiedy spłynęła na mnie bolesna i nieprzyjemna świadomość, że ktoś właśnie mnie pocałowował.
W pokoju zrobiło się ciemno, wstałam więc i wyszłam, by po chwili wrócić w białej sukni. Dumnie wkroczyłam z powrotem do salonu, gdzie czekał już Hans, pastor i nasi rodzice.
- Czy ty Hansie bierzesz tę oto Barbarę za żonę? - Moja ukochana z definicji ofiara losu wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć. Zastanawiałam się, bardzo nieprzyzwoicie dla kobiety o moim statusie, czy przypadkiem ja nie mam więcej jaj w tym momencie. Nie uśmiechało mi się spędzenie reszty mojego rządzonego etykietą i stereotypami życia w towarzystwie słonia, którego męczy alergia na porcelanę, a przypadkiem znajduje się w pomieszczeniu wykonanym właśnie z tego materiału (ta wizja była równie absurdalna co moja obecna sytuacja). Po chwili wahania, trzęsący się jak galareta Hans zgodził się spędzić ze mną resztę swojego niezdarnego życia. Ja również - po krótkim rachunku sumienia (mogę się zabić lub zostać zabita, w pierwszym przypadku - ujma na honorze, w drugim - najwyżej męczarnie) - przytaknęłam. Chwilę po ceremonii opuściłam wraz z nowym mężem salon i udaliśmy się do naszego pokoju.
Nagle zdobyłam się na odwagę…
- Czy to ty pocałowałeś mnie tamtego popołudnia, w którym rodzice nas wyswatali?
- Nie - odpowiedział. Wstałam i odpięłam welon, i wyszłam na balkon.
- Więc już nigdy się nie dowiem, kto skradł mi ten pocałunek…
Wtem rozległy się oklaski. Światła zabłysły, widownia powstała, gratulując spektaklu. Uśmiechnęłam się.
________________________________
Witajcie! To pierwszy od dawna tekst opublikowany na Zagubionych. Nie przeszedł betowania, pisany był o pierwszej w nocy, po wielu godzinach nauki o kulturze Maori, stronie biernej (j. angielski) oraz mitozie i mejozie. Mam nadzieję jednak, że się podobał.
Super. Skasowało mi komentarz. Czemu nie..
OdpowiedzUsuńMeh, powtórzę: jak na tekst pisany w takich warunkach to arcydzieło. Klimaty renesansowe, a to i tak było przedstawienie... +10 do zaskoczenia :D Tylko czy ten pocałunek był jego częścią czy nie?..
Trochę błędów jest, ale walić to. Podoba mi się.
Dziękuję za uwagę, Raptor się odmeldowuje!
Witaj!
OdpowiedzUsuńA więc, długo jak świat mnie tu nie było. Wreszcie blog ożył - chociaż stara załoga to zwłoki. Mam nadzieję, że nowi nie awansują no i liczę na to, że ujrzę wreszcie dzieła ich.
No dobra, dość, haha. Wiem, że każdy o tym nawija ÷zapewne÷.
Raptor ma straszliwe zdolności do komentowania.... ewentualnie dużo czasu i nic do roboty. Raptor, I admire you! ÷tak, jak w tym filmiku, że holenderski to rak - w wypadku nie zrozumienia bardzo proszę skonsultować się z lekarzem... bla, bla, bla...÷ Jakby co, nie mam nic do narodów ani do osoby, z której ust słowa te o holenderskim wypłynęły.
Jakby co, napiszę "kilka" komentarzy z powodu świrującego internetu.
Raptor, chyba wiem, dlaczego skasowało Ci komentarz! •hihiïïï•
UsuńNo to zaczynamy!
Język mopsa? Wiesz, przez chwilę pomyślałam, że to sąsiadka ją pocałowała, następnie, że był tam jakiś facet ÷haha, zawsze myślę o facetach, kiedy widzę słowo 'facetious'÷, który chce ją wiadomo, do czego wykorzystać i kolejno zabić, no ale potem moje myśli powiadomiły mnie, że to nie Ty ; p. To chyba nie jest Hans, co? Znaczy "to coś", co pocałowało. Niby mops z niego! Ale to zbyt oczywiste chyba byłoby. ;D
Punkty za słonia!
Wiesz, Barbara mogłaby się w jakiś ciekawy sposób zemścić.
Ujma! Wybacz, ale sobie przypomniałam wychowawczynię. ;p
Haha, może to jest ktoś, kto potrzebuje Barbary do wypełnienia swojej chorej misji!
Dlaczego ona się na koniec uśmiechnęła? Coś to sugeruje może...
Nom, trochę widać, że literówki nie zostały poprawione etc. No ale... nic nie szkodzi!
Pomysł dobry, ale to dopiero początek - prawda? Tak, wiem - mało w tym opinii, haha. Domyśl się! ;p
Czekam na kontynuację. Powiadom!
A, i nie ukrywam - komentarzy nowych też! Ciekawa jestem, jakie pochwały Ci zaprezentują!
Ty, ja też mam mieć stronę bierną. Weź, to nawiedza niczym duch - nawet gorzej!
Hahira, Tobie też chce się czasem śmiać z tekstów przeznaczonych do nauki języka? Weź, ostatnio "chyba" mi się nudziło i zaczęły mi chore rzeczy do mózgu przyłazić. Gdybym tylko potrafiła to napisać... Haha, może tymi prostymi zdaniami, kto wie. Nawet prostymi można coś makabrycznego przedstawić. Nie próbowałam. Mogłabym, w tym Tobie dać drugą wersję, bo nie zrozumiałabyś. Dobra, jest słownik w necie i grama, ale męczyć nikogo nie zamierzam. Jednakże to jedynie gdybania. ;p
No to się ŻeGNAM {÷
•i tak wiesz, kto•
Błędy wytknęłam Ci na gg.
OdpowiedzUsuńZepsułam sobie trochę niespodziankę z tym spektaklem, bo zerknęłam w komentarze, a myślę, że to byłby dla mnie dość mocny zaskok. >.<
Kurczę, nie jestem zbyt dobra w komentowaniu...
No dobra, opo mi się podobało. :3 I w sumie to by było na tyle. >.<
~ Niezalogowana Ola
Pozdrawiam imienniczkę! {÷
UsuńOj tam z tym komentowaniem. Ważne, że to robisz oraz mówisz to, co naprawdę myślisz i nie jest to w stylu "odwal się".
To się zaloguj wreszcie! ;p