niedziela, 12 stycznia 2014

Strata

Opowiadanie znane również jako

Stracone wspomnienia

Chłopiec niepewnie musnął chłodną, mosiężną klamkę. Intrygowało go, dokąd to prowadziły potężne, dębowe drzwi, górujące ponad nim. Drewno, z którego zostały wykonane, pociemniało już i pokryło się sporą ilością drobnych, płytkich rys, co zdradzało jego sędziwy wiek.
Dziecko rozejrzało się nerwowo, zerkając przez ramię na ciągnący się tuż za nim długi, posępny korytarz. Bało się najwyraźniej, że ktoś mógłby odkryć jego zamierzenia i ukarać je za zbytnią ciekawość. Nie dostrzegając jednak najmniejszego drgnięcia i pokonując strach, jaki budziło w nim znajdujące się tuż za drzwiami nieznane, chłopiec sięgnął w stronę klamki. Ostrożnie oplótł ją długimi, drżącymi palcami i powoli pociągnął w dół. Z początku metal stawiał zaciekły opór, w pewnym momencie opadł jednak posłusznie, umożliwiając otworzenie drzwi.
Zawiasy głośno wyraziły swoje niezadowolenie, gdy chłopiec przywarł obie dłonie do zmatowiałego drewna i pchnął je niepewnie. Drzwi uchyliły się nieco, ukazując spore, tonące w mroku pomieszczenie. Ciemność ta przeraziła go nieco, jednocześnie podsycając rozpierającą jego ciekawość. Chłopiec ostrożnie przekroczył wysoki próg. Uważnie stawiał krok za krokiem, nie chcąc potknąć się o wielobarwny, przykrywający podłogę dywan lub jakiś ewentualny przedmiot, który mógłby się na nim znaleźć. Niepewnie, choć z rosnącą ciekawością rozejrzał się po pokoju.
Jego ściany tonęły w mroku, trudno więc było trafnie ocenić wielkość pomieszczenia. Dało się jednak dostrzec ciągnące się rzędy regałów, uginających się pod ogromną ilością zapełniających je książek. Z wyjątkiem tych właśnie regałów w pokoju stał jedynie niewielki, niski stolik, który otaczały dwa obite w satynowy materiał fotele. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu były szpary między grubymi, ciemnymi zasłonami, przez które sączyły się resztki promieni zachodzącego już słońca.
W głębi pomieszczenia, na niewielkim podwyższeniu, otoczonym przez szczelnie zasłonięte okna, stał piękny, czarny fortepian. Jego klapa, delikatnie już zmatowiała, pozostawała opuszczona. Również klawisze były ukryte przed wzrokiem chłopca. Jego uwagi nie przykuł jednak mający już swoje lata instrument, lecz coś, co znajdowało się na nim. Było to sporej wielkości pudełko, które wyglądało na dość drogocenny przedmiot. Odrapania, pokrywające jego boki, świadczyły jednak o tym, że zanim owe pudełko znalazło się w tym pomieszczeniu, musiało przebyć długą drogę.
Chłopiec, zaintrygowany tym enigmatycznym przedmiotem, ruszył w jego stronę. W mgnieniu oka zapomniał o jakimkolwiek strachu. Za bardzo pragnął dowiedzieć się, co też ukrywa delikatnie zmatowiałe od kurzu wieko pudełka. Gdy już dotarł do fortepianu, uważnie przyjrzał się leżącemu na jego lekko połyskującej pokrywie przedmiotowi. Z wahaniem chwycił wieko i je uniósł, uważając, by przypadkiem nie uszkodzić tajemniczego pudełka. 
Kiedy już poszerzająca się szpara stała się na tyle duża, by można było ujrzeć dno przedmiotu, chłopiec stanął na palcach i, wyciągając szyję, zerknął w kierunku wnętrza pudełka. Okazało się ono niestety zbyt ciemne, aby mógł cokolwiek dostrzec. Postanowił więc zdjąć z fortepianu przedmiot, który tak bardzo go zainteresował. Nie zdążył jednakże nawet chwycić pudełka, ponieważ ni stąd, ni zowąd, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, otaczający go pokój oblepił nieprzenikniony niczym mrok, który pochłaniał każdy, najdrobniejszy nawet przedmiot.
Chłopiec, przerażony tym, co wokół niego się działo, gwałtownie odskoczył w tył. Nieszczęśliwie upadł prosto na dywan, nie zauważając krawędzi podwyższenia. Z jego pleców zaczął promieniować delikatny, lecz mimo to dotkliwy ból, zaś przed oczami nie pozostało nic z wyjątkiem bezkresnej ciemności.

Młody mężczyzna uniósł delikatnie powieki, pozwalając, by poraziło go ostre, jasne światło. Szum jego płytkiego, przyspieszonego oddechu natychmiast ze świstem wypełnił otaczające go powietrze. Chłopak miał wrażenie, jakby coś przygniatało jego klatkę piersiową, nie pozwalając na zaczerpnięcie głębszego wdechu. Czuł jednak, że nie było to nic rzeczywistego. To jego strach odbierał mu dech. Strach zresztą dość irracjonalny, bo nie mający żadnego uzasadnienia. Strach przed czymś, o czym młody mężczyzna nawet nie miał pojęcia.
Zupełnie skołowany, bezzwłocznie poderwał się do pozycji siedzącej, coś jednak ciągnęło go w dół, próbując na powrót przykuć go do jakiegoś niezbyt miękkiego materiału, na którym wcześniej leżał. Szarpał się, próbując wyrwać swoje ciało z krępujących go więzów, lecz bezskutecznie.
Pogodzony z porażką, uniósł dłonie i ukrył w nich swoją twarz. Jej skóra okazała się jednakże zupełnie inna w dotyku niż wcześniej – wypełniały ją gdzieniegdzie delikatne, płytkie zmarszczki i była dużo bardziej matowa. Poza tym jego ręce okazały się dużo większe, aniżeli je zapamiętał. Przestraszony, szybkim ruchem wyciągnął je przed siebie, zyskując tym samym możliwość obejrzenia siebie od stóp do głów. Z pewnością nie był już tym drobnym dziesięciolatkiem, którego tak dobrze pamiętał. Teraz widział przed sobą mężczyznę, mającego za sobą co najmniej dwadzieścia lat życia.
Coraz mniej rozumiejąc sytuację, w której przyszło mu się znaleźć, rozejrzał się on po dziwnym pomieszczeniu, wypełnionym przez różnorakie maszyny, których przeznaczenie było dla niego tajemnicą. Ściany niegrzeszącego wielkością pokoju w niektórych miejscach zostały wyłożone beżowymi kafelkami, gdzie indziej pociągnięte jasną farbą. Na samym środku pomieszczenia stało zbudowane z metalowych rurek łóżko, wyraźnie wyglądające na szpitalne, na którym to leżał okryty beżowym prześcieradłem młody mężczyzna, wciąż nie wiedząc, czemu znajdował się w tej dziwnej sali.
W tym momencie wokół niego zaczął gromadzić się personel medyczny, wykonując różne badania i sprawdzając zapisy z urządzeń pomiarowych. Wszystkiemu przyglądała się stojąca lekko z boku młoda kobieta. Na jej twarzy malowała się wyraźna ulga – bardzo się cieszyła z faktu, że jej brat nareszcie się obudził, choć jego dziwne zachowanie tuż po przebudzeniu trochę ją zaniepokoiło. Jego mózg musi po prostu dojść do siebie, tłumaczyła sobie, ufając swojej psychologicznej intuicji. Przeczesała palcami połyskujące złotymi refleksami włosy, odgarniając je przy tym za ucho. Cierpliwie czekała aż lekarze i pielęgniarki wykonają swoją pracę i oddalą się, dzięki czemu będzie mogła porozmawiać z bratem.
Po kilku minutach krzątanina w pomieszczeniu ustała, umożliwiając kobiecie nawiązanie kontaktu wzrokowego ze swoim bratem. W jego oczach natychmiast dostrzegła nieme pytanie.
— Od prawie trzech miesięcy byłeś w śpiączce. — Miarowy stukot obcasów przebił się przez przesiąknięte zapachem medykamentów powietrze, gdy kobieta zbliżyła się w kierunku łóżka.
— Dlaczego? — zapytał mężczyzna, wpatrując się w nią lekko zbity z tropu.
— Przecież miałeś wypadek samochodowy. — Chłopak przekrzywił lekko głowę, marszcząc przy tym nieco brwi, jakby nie do końca rozumiał jej słowa. — Niczego nie pamiętasz?
Jej rozmówca wbił wzrok w splecione na cienkiej, szpitalnej pościeli dłonie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Faktem było, że wszelkie próby uzyskania jakichkolwiek strzępów wspomnień kończyły się porażką. Jego umysł nie chciał jednak przyjąć do wiadomości, iż mężczyzna mógł, najwyraźniej w wyniku urazu lub szoku, stracić pamięć.
Kobieta, zaniepokojona jego milczeniem, przyjrzała się mu uważniej. Nie bardzo wiedziała, jak ma interpretować wahanie brata.
— Co mogło być w tym pudełku? — spytał mężczyzna ni stąd, ni zowąd, zaskakując tym towarzyszkę.
— Hm? — Jego siostra uniosła wysoko starannie wyregulowane brwi, nie do końca rozumiejąc zadane jej pytanie. — W jakim pudełku?
— Przyśniło mi się pudełko. Jak myślisz – co w nim może być? — Jego natarczywe spojrzenie, które znienacka skierował w jej stronę, wprawiło ją w lekkie zakłopotanie. Zachowywał się trochę niczym dziecko, które dopiero zaczyna poznawać świat, w jakim przyszło mu żyć.
— A co dokładnie ci się śniło? — Kobieta przysiadła ostrożnie na krawędzi łóżka, nie będąc pewna reakcji brata, i z wolna założyła nogę na nogę.
Ten jednak wyraźnie ucieszył się z tego, że siostra chce z nim rozmawiać.
— Śniło mi się, że wszedłem do jakiegoś wyglądającego na zapomniane pomieszczenia, gdzie na fortepianie stało stare pudełko, które wyglądało na drogocenne. Nie zdołałem się jednak dowiedzieć, co było w środku — wyjawił, będąc nieco zawiedzionym z tego powodu.
Kobieta zacisnęła wargi, napełniając płuca wolnym, głębokim wdechem. Odpowiedź na pytanie brata stała się dla niej nie lada wyzwaniem.
— Pamiętasz cokolwiek? — Siostra zaczęła uważnie lustrować jego twarz i gesty, które wykonywał, by zgromadzić więcej informacji.
— Pamiętam tylko to pomieszczenie — odparł, niezbyt zmartwiony swoim spostrzeżeniem. — No, i jeszcze to pudełko. A co poza tym miałbym pamiętać?
— Chociażby wypadek — odrzekła jego towarzyszka, zdziwiona dziwnym entuzjazmem brata. — Albo życie przed nim. — Kobieta oparła podbródek na dłoni, mrużąc lekko oczy.
— Nie pamiętam niczego takiego. — Jej brat wzruszył ramionami, jakby nie był tym zbyt przejęty.
Dwudziestopięciolatka odchyliła się delikatnie do tyłu, obejmując splecionymi dłońmi kolano. Przygryzła lekko wargę, gdy analizowała zebrane dotąd informacje.
— Może w ten sposób twój umysł pragnie odzyskać stracone wspomnienia? — Na jej twarzy malował się nieznacznie wyraz tryumfu, towarzysząc delikatnemu, ciepłemu uśmiechowi.
Jej towarzysz jednak zdawał się nie do końca rozumieć, co miała na myśli.
— Pudełko jest tu tylko przenośnią – może symbolizować odległe zakątki twojej podświadomości, w których zachowały się strzępki myśli lub wspomnień, mogące okazać się kluczowymi w przywróceniu pamięci — wyjaśniła prędko, podekscytowana dzieleniem się z bratem swoimi obserwacjami. — Nie ma, niestety, gwarancji, że kiedykolwiek dowiesz się, co jest w tym „pudełku” z twojego snu. Wciąż nie wiadomo, jak wielkie szkody wypadek poczynił w twoim mózgu — dodała po chwili, gdy jej uśmiech nieco przygasł.
— Ale próbować mogę? — Młodszy brat spojrzał na nią z rozczulająco naiwną nadzieją, malującą się w jego oczach.
— Próbować możesz zawsze. — Kobieta uśmiechnęła się do niego dobrotliwie, niczym dawniej, gdy był jeszcze drobnym, chuderlawym urwisem, tak bardzo ciekawym otaczającego go świata.

Chłopiec znalazł się ponownie w tym samym pomieszczeniu, które pojawiało się w poprzednich snach. Nie zaszły w nim prawie żadne zmiany – nawet wieko pudełko pozostawało uniesione tak, jak je pozostawił – jedyną różnicą była obecność palącej się świecy, również stojącej na fortepianie. Rozświetlała ona dość dobrze panujący w pokoju mrok, umożliwiając tym samym dziecku zajrzenie do wnętrza pudełka.
Chłopiec niepewnie podszedł do fortepianu, obawiając się, że znów powróci do rzeczywistości, zanim jeszcze zajrzy do środka intrygującego go przedmiotu. Nic niepokojącego się jednak nie działo, co dodało dziecku trochę otuchy i pozwoliło na dokładniejsze zbadanie pudełka. Wykonując jeszcze kilka kroków, chłopiec nachylił się nad nim powoli. Na dnie pudełka leżał drobny, wykonany z połyskującego w świetle świecy metalu przedmiot. Gdy dziecko przyjrzało się mu uważniej, dostrzegło, że jest to niewielki, misternie zdobiony pierścionek, w którym został osadzony dość spory, lekko niebieskawy kamień, lśniący tysiącem barw.
Chłopiec ostrożnie sięgnął po niego. Z początku dotknął go jedynie delikatnie opuszkami, jakby był to niepowtarzalny i niezwykle drogocenny skarb, który może obrócić się w pył pod wpływem lekkiego nacisku. W końcu jednak dziecko chwyciło pierścionek w dwa palce i ostrożnie przeniosło go na swoją lewą dłoń. Kiedy już chłodne srebro zetknęło się z jego skórą, po plecach chłopca przebiegł dreszcz emocji. Zdawało mu się, że trzyma coś, co było dla niego niegdyś bardzo ważne, lecz przez przypadek zostało gdzieś zapodziane.
Wtedy do jego uszu dobiegła cicha, niezwykła melodia, wygrywana na stojącym tuż przed nim fortepianie. Było w niej coś niesamowitego. Każdy kolejny dźwięk, który w niepowtarzalny sposób tworzył cudnej urody utwór, niósł ze sobą mnóstwo emocji. Dziecko, zdziwione i wyjątkowo poruszone tym, co usłyszało, gwałtownie podniosło głowę. Widok, który się przed nim rozpościerał, zaskoczył go jeszcze bardziej.
Na wąskiej ławeczce, stojącej obok fortepianu, siedziała drobna młoda kobieta, ubrana w skromną, beżową sukienkę. Wpatrywała się uważnie w lśniące bielą klawisze, po których z niezwykłą gracją poruszały się jej palce, dzięki czemu chłopiec miał szansę przyjrzeć się jej uważniej.
Blada twarz kobiety miała łagodne, wręcz dziewczęce rysy. Delikatny uśmiech błądził w kącikach jej lekko zaróżowionych ust tak, jakby bała się pokazać, co w rzeczywistości czuje. Krótkie, sięgające ramion włosy barwą przypominały mleczną czekoladę. Nieco zmierzwione kosmyki wciąż zsuwały się, przysłaniając wysokie czoło dziewczyny. W pewnym momencie w powietrzu zalśniły jej starannie utrzymane paznokcie, gdy odgarniała włosy, które opadły jej na lśniące błękitem oczy, uniemożliwiając dostrzeżenie klawiszy.
Skóra na czole chłopca lekko się zmarszczyła. Za wszelką cenę próbował sobie on przypomnieć, skąd też zna siedzącą nieopodal osobę, lecz we wspomnieniach wciąż nie znajdował nic z wyjątkiem pustki. Wtedy kobieta podniosła wzrok i, nie kryjąc ciekawości, zaczęła się jemu przyglądać. Jej spojrzenie kryło w sobie pewien magnetyzm i coś jeszcze. Coś, co zelektryzowało chłopca. Uczucie.
W tym momencie mur, który bronił go przed wspomnieniami, zaczął pękać, obracać się w pył. Przed jego oczami przelatywały tysiące obrazów, setki chwil, spędzonych z osobą, którą tak bardzo kochał. Na początku niczego nie rozumiał, nie minął jednak moment i w jego myślach powstał spójny obraz tego, co działo się w jego życiu tuż przed wypadkiem.
Wszystkie jego plany, nadzieje i marzenia wygrywały przed nim tę poruszającą melodię. Kobieta uśmiechnęła się ciepło, gdy dostrzegła radość, która malowała się na twarzy towarzyszącego jej chłopca. Dziecko natychmiast odwzajemniło ten gest i ruszyło w jej stronę.
Okazało się to jednak bezowocne. Nagły podmuch lodowatego wiatru zgasił stojącą na fortepianie świecę, pogrążając pomieszczenie w mroku, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej nieprzenikniony. Wszystko powoli znikało w jego odmętach, włącznie z towarzyszką chłopca. Dziecko próbowało się do niej dostać i nie pozwolić na to, by odeszła, lecz coś nie pozwalało mu poruszyć się choćby o centymetr.
Na jego oczach sen rozpadał się, ustępując miejsca jawie.

— Wspomnienia wróciły. — Ton głosu młodego mężczyzny był pozbawiony jakichkolwiek emocji, trudno było więc stwierdzić, czy cieszy się, czy też nie, z tego, co przed momentem oznajmił.
Siedząca koło niego kobieta powoli przytaknęła, odgarniając kosmyk blond włosów za ucho. Wzrok jej zielonych oczu nawet na chwilę nie oderwał się od postaci, leżącej na szpitalnym łóżku. Wciąż nie była pewna, co dzieje się w umyśle jej brata.
— A które konkretnie? — Przymrużyła lekko oczy, próbując odczytać coś z obojętnego wyrazu twarzy swego towarzysza.
Dopiero jej pytanie wyzwoliło gromadzące się w mężczyźnie emocje. Natychmiast wbił w nią spojrzenie swoich piwnych oczu, w których malował się przede wszystkim smutek oraz z pozoru niczym nieuzasadniona obawa.
— Gdzie jest Ania? — Nie takiej odpowiedzi spodziewała się kobieta.
Uniosła delikatnie brwi, spoglądając pytająco na swojego brata. Ten skrzywił się lekko, widząc, że towarzyszka nieprędko udzieli mu jakichkolwiek informacji.
— Wyjechała — odparła po dłuższej chwili namysłu, przygryzając pomalowaną jasnym błyszczykiem dolną wargę.
Mężczyzna powiódł wzrokiem w stronę okna, opierając przy tym policzek na ręce. Wahanie w głosie kobiety tylko utwierdziło go w przekonaniu, że nie była ona z nim do końca szczera.
— Nie mogła, ot, tak po prostu wyjechać, nie po takim wydarzeniu. Zawsze się o mnie bardzo troszczyła, nie zostawiłaby mnie samego w takiej sytuacji, tuż po groźnym wypadku — stwierdził głosem na powrót pozbawionym jakichkolwiek emocji, nawet nie zerkając na swą rozmówczynię. — Gdzie więc jest naprawdę?
Jego siostra wbiła wzrok w podłogę. Z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk, gdy zastanawiała się nad odpowiedzią.
— Jechała ze mną wtedy, prawda? — Brzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie.
Kobieta na powrót spojrzała na swego brata, ze zdziwieniem dostrzegając, które wspomnienia miał na myśli. Świadomość ta nie przyniosła jej jednak ani odrobiny ulgi, powodując jedynie większą nerwowość.
— Jej rodzice zaprosili nas na kolację wigilijną — odparł, wpatrując się w oczy swojej starszej siostry. — Dobrze pamiętam tamto popołudnie – słońce zdążyło się już schować za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi i setkom gwiazd. Delikatnie prószył drobny śnieg, przykrywając ziemię coraz grubszą warstwą białego puchu. Kiedy wchodziłem w tamten feralny zakręt, wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Ania śmiała się właśnie z jakiegoś żartu, który opowiadałem chwilę wcześniej, a za oknami przesuwały się dziesiątki drzew, cudnie przystrojonych gromadzącym się na ich gałęziach śniegiem. W pewnym momencie koła zabuksowały, a samochodem szarpnęło prosto w kierunku pobocza. Wszystkie dźwięki – jęk hamulców, szczęk metalu, nasze krzyki – zlały się w jeden. W pewnym momencie przed moimi oczami pojawiła się ciemność, która trwała aż do momentu, odkąd zacząłem śnić. — Pod koniec jego opowieści głos mężczyzny przycichł, by załamać się po dokończeniu ostatniego zdania.
Jego siostra wpatrywała się w niego, przełykając przy tym ślinę. Pamiętał wszystko, nie była jednak pewna, czy informacja, co stało się z jego narzeczoną, nie przytłoczy go za bardzo, w końcu nie dość, że zmagał się jeszcze z echami dawnych obrażeń, to nie należał jeszcze do osób w pełni stabilnych emocjonalnie.
— Ona… — zaczęła, jednak urwała, wciąż nie wiedząc, czy może mu udzielić odpowiedzi. — Ona… Ona nie żyje — powiedziała w końcu, wyrzucając z siebie te słowa z pewną ulgą, ale i obawą.
Mężczyzna wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę. Jego oczy zaszkliły się lekko, zachodząc dziwną mgłą. Spuścił głowę, chcąc ukryć swoje emocje pod kurtyną jasnobrązowych włosów. Jego ręce zadrżały mimowolnie, gdy zaczął czuć łzy, zbierające się pod jego powiekami. Prędko, niemal odruchowo schował twarz w dłoniach. Momentalnie na skórze jego palców zaczęło gromadzić się coraz więcej słonego płynu, z wolna skapując na pościel.

Cóż... Dawno niczego nie publikowałam, a i coś początek stycznia nie był na Zagubionych jakiś szczególnie owocny nie był. Już wczoraj w zasadzie postanowiłam nieco nasz kochany blog ożywić, ale Sensei zdążyła mnie ubiec. ;)
Twór, z którym przyszło Wam się zetknąć, został napisany na konkurs organizowany przez jedno z liceów w moim mieście, którego to konkursu pierwszym etapem było właśnie stworzenie pracy pisemnej na jeden z czterech zadanych tematów. Opowiadanie w zasadzie gotowe było już dawno, lecz z publikacją chciałam wstrzymać się do momentu, aż zostaną ogłoszone wyniki. I tu mogę nieco nieskromnie wspomnieć, że moja pisanina została oceniona na niemal maksymalną ilość punktów.
Ale mniejsza o to, bardziej interesuje mnie Wasze zdanie na temat powyższego tekstu, bo Wy przynajmniej jakoś się o nim wypowiecie, a nie tylko napiszecie, że otrzymało ileś tam punktów.
Samo opowiadanie pewnie z lekka psychodeliczne, ale tak to już moje twory mają. I mam nadzieję, że jego długość Was usatysfakcjonowała — w końcu to dwa i pół tysiąca słów z drobną nawiązką.
Życzę wszystkim, żeby, bez względu na okoliczności, ten rok okazał się jednak lepszym,
B.L.

PS Miło tu choć na chwilę z pisaniną powrócić... c:
I wiem, że powinnam wszystko nadrobić, ale, jakkolwiek moje tłumaczenie nie zabrzmi, na swoją obronę mam fakt, że na Zagubione zaglądam, i to dość regularnie, lecz głównie w celach technicznych (i choć może Wam się wydać, że przecież doprowadzenie wszystkiego do porządku to chwila, moment, ale czasami może naprawdę zjeść to sporo czasu).

4 komentarze:

  1. A miałam już się pytać, kiedy napiszesz wreszcie coś swojego...
    Niemal maksymalną ilość punktów? Gratulacje!!! Zresztą, się nie dziwię się, bo temat opowiadania jest świetny i w ogóle to, jak je napisałaś. Mam wrażenie, że chciałaś uzyskać moment wzruszenia. Gdyby czytała to moja mama, to by się chyba popłakała.
    Pisz psychodelicznie! Jak ja na to czekam. Poważnie! (:
    I niestety, nie miałam okazji przeczytać wiele z Twoich prac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałabym - tytuł "Stracone wspomnienia" brzmi lepiej. (:

      Usuń
  2. Pisanie ilości pieprzowych punktów jest do pupy.
    Miałam problemy z czytaniem, za dużo opisów. Jasne, są ważne itd. Ale czytanie czegoś co co piąte zdanie dzieli się na kolejny akapit zaczynający się słowem "chłopiec"...
    Mam wrażenie, że najpierw było powoli, potem bardzo szybko, a potem zgodnie z przepisami. Kilka razy uciekło Ci wcięcie.
    Wszyscy wiemy, że błędów nie ma.
    W sumie, to zakończenie szczęśliwe. W końcu się dowiedział to stało się wcześniej.
    Wybacz, mam nastrój tak beznadziejny, że nawet spotkanie Toma nic by nie zmieniło.
    Swoją drogą, rezygnuję z ZO. Z innych blogów też.
    Zagubiona Finite

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mi lepiej.
      Opowiadanie naprawdę fajne, mój wcześniejszy komentarz spowodowany był rozgoryczeniem, nie powinnam się tak zachować...
      Ciekawa historia, trochę ściśnięta, jak to z opowiadaniami konkursowymi bywa... Sporo szczegółów, ciekawy pomysł na motyw pudełka :D Opisy też dobre (no bo przyajmy, mistrzynią opisów jesteś :D)
      Wiedz, że mimo tego co pisałam wyżej, bardzo mi się podobało.
      And mnie przekonała, zostaję.
      Terrorystka Finite Czas zmienić z wuefu xD

      Usuń

Została włączona moderacja komentarzy, przepraszamy za utrudnienia! Dziękujemy za komentarze! Każdy komentarz się dla nas liczy!